post-title Prezenty

Prezenty

Prezenty

 OPOWIADANIE 

Na dworze padał śnieg. Zimowe dni były krótkie, ale w powietrzu czuło się nadchodzącą wiosnę. Tadek wracał z pracy. Nie czuł zmęczenia, wręcz przeciwnie – rozpierał go entuzjazm. 

Cieszył się na ten moment, kiedy stanie w drzwiach pokoju i pokaże jej ich pierwszy wymarzony sprzęt – prezent dla nich dwojga. Bo przecież obydwoje tak lubią tańczyć! Adapter „Bambino“ wyglądał imponująco. Duży, ciężki kuferek w kolorach białym i zielonym. Cudowna walizeczka, która po otwarciu wieka stawała się szafą grającą. Marzyli o niej. Właśnie dokonał zakupu. Wiedział, że jego ukochana będzie zachwycona.

Jeszcze niedawno stali przed wystawą sklepową i marzyli o tym, że kiedy zamieszkają razem, wieczorami będą słuchać muzyki i tańczyć. Lubili razem tańczyć. Poznali się na potańcówce, gdzie ona przyszła z grupą znajomych. Jego znajomych. Kiedy stanęła w drzwiach w modnej sukni z mocno podkreślnoą talią, spod której wystawała nakrochmalona halka,  zachwyciła go do tego stopnia, że czuł się onieśmielony. Chyba nawet niewyraźnie powiedział swoje imię, gdy ich sobie przedstawiano a wstając nieomal nie wylał herbaty. Z tego wieczoru pamięta już tylko ich wspólny taniec. Wydawało się, że świat wokół nie istnieje. „Mógłbym z tobą przetańczyć wieczność“ – szepnął jej do ucha.

Dzieci były wspaniałym podarunkiem od losu. Co prawda Tadek, jak większość mężczyzn, marzył o synu, jednak obydwie córki były jego świetnymi towarzyszkami, z którymi mógł porozmawiać i cieszyć się wspólnymi zainteresowaniami. Starsza odziedziczyła po nim talent muzyczny. Razem więc grali na pianinie, czasami na cztery ręce, głównie podczas rodzinnych imprez.

Wielką frajdę sprawiało im wspólne oglądanie festiwali muzycznych. Wtedy prześcigali się w wymienianiu nazwisk znanych wykonawców. Uwielbiali też razem chodzić do kina. Szczególnie wtedy, kiedy żona, zaraz po urodzeniu młodszej córki, nie mogła mu towarzyszyć, zabierał ze sobą 10-letnią Magdę, przemycając przed czujnym okiem bileterki, która w poblizkim kinie „Mozaika“ kontrolowała, czy kinomani mają skończone wymaganaych 12 lat. Wtedy nastała moda na kino katastroficzne. Mogli potem długo rozmawiać o wydarzeniach, które obejrzeli na srebrnym ekranie. 

Z młodszą córką nawiązał niezwykły kontakt. Zamiast syna miał córkę, która pasjonowała się sportem! Wpisywali do tabelek wyniki meczów, nazwiska sportowców, pasjonowali się wygranymi i przegranymi siedząc przed telewizorem. To był ich wspólny świat, do którego nie mieli wglądu pozostali członkowie rodziny. 

Przez ponad dwadzieścia lat obchodził urodziny wraz ze starszą córką – ta przyszła na świat dokładnie w dniu jego urodzin. Pamięta jak pewnego razu Magda w dniu ich urodzin podeszła do niego trzymając za plecami prezent urodzinowy. „Czy to prawda, tatusiu, że należy obdarowywać ludzi takimi prezentami, które samemu chciałoby się dostać?“ zapytała. „Prawda, kochanie“ odpowiedział.

Po chwili obydwoje rozpakowywali adapter, by razem wysłuchać najnowszej płyty Africa Simona. Widział radość na jej małej twarzyczce, więc cieszył się i on. Innym razem to on zdobył dla córki wymarzoną płytę i nie mógł się doczekać, kiedy podaruje jej prezent. Zadwzonił do swoich rodziców, gdzie Magda spędzała wakacje i przez telefon powiedział jej, że ma dla niej niespodziankę. „Na jaką literę?“ zapytała i jak zwykle wyciągała od niego informacje dopóty dopóki nie dowiedziała się wszystkiego.

Kapitulował i naprowadzał ją, by odgadła co dla niej przygotował. „Naprawdę kupiłeś mi płytę zespołu ABBA?!“ zapiszczała z radości „przywieź ją, proszę“ pospiesznie dodała. „Ale przecież dziadkowie nie mają adapteru i tak jej nie będziesz mogła u nich przesłuchać“ próbował jej wyjaśnić. „To przynajmniej na nią popatrzę“ odpowiedziała dziewczynka. Było tak jak chciała. Na następny dzień trzymała w rękach czarny krążek i przytulała do siebie.

Spoza zamkniętych drzwi do łazienki było słychać dziecięcy płacz. Już od kilku dni Magda była nieswoja i smutna. „Jakie problemy może mieć 7-letnie dziecko?“ pomyślała Teresa. „Magdusiu, co tam robisz?“ zadała jej pytanie i nie czekając na odpowiedź próbowała naciskając klamkę otworzyć drzwi.

„Nic, płaczę“ – odpowiedziała córka

„Nie płacz Magdusiu“

„Płaczę!“ rzuciła

„Powiedz mi co się stało“

„Nie mogę“

„Mamie swojej możesz powiedzieć“

„Nie mogę“ powiedziała stanowczo dziewczynka. Kto wie jak długo jeszcze trwałaby ta wymiana zdań, gdyby nie zmęczenie dziecka. Kiedy matka przytuliła dziewczynkę ta po prostu rozpłakała się jeszcze bardziej. Było jasne, że chce zrzucić z siebie bagaż problemów, choć z drugieje strony coś jej w tym broni.

„Bo… to miał być prezent dla ciebie… na Dzień Matki“ 

„Jaki prezent?“ zapytała Teresa rozglądając się po małej łazience. Dopiero teraz zauważyła, że na podłodze leżało mnóstwo wiórków, a kiedy bliżej się im przyjrzała zobaczyła, że to kawałki mydła. Obok leżało dłutko.

„Co się stało, kochanie?“

„Mamusiu, ja Ci tego nie mogę powiedzieć, bo… pani w szkole powiedziała, że to ma być dla każdej mamy niespodzianka… I że nie możemy tego nikomu pokazać“

wyrzuciła z siebie Magda połykając łzy. 

Okzało się, że dzieci otrzymały za zadanie wykonanie pracochłonnego koszyczka, którego podstawą miała być kostka mydła. W kostce należało wykonać dłutkiem dziurki, by wbić w nie zapałki, przez które miała być przepleciona ozdobna wstążka. Zbyt trudne do wykonania dla małych, jeszcze niezgrabnych rączek 7-letniego dziecka. Teresa obiecała córce, że pomoże jej w wykonaniu zadania nikomu nic nie mówiąc.

Mała skapitulowała i zgodziła się na takie rozwiązanie. Po chwili zasnęła przy kuchennym stole. Nazajutrz, kiedy się obudziła, prezent „dla mamy“ był gotowy. Nauczycielka pochwaliła uczennicę. „Magdusiu zrobiłaś śliczny koszyczek, mama na pewno się ucieszy z takiego prezentu a ja tobie wpisuję piątkę do dziennika“ powiedziała kreśląc cyfrę metalową stalówką.

Teresa krzątając się po kuchni rozmawiała z młodszą córką, która właśnie kończyła pisanie zgrabnych literek w zeszycie w cienkie linie. „O co chodzi tej małej, że wciąż się dopytuje, czego mi brakuje?“ pomyślała. Potem uświadomiła sobie, że przecież zbliżają się jej imieniny, więc pewnie dziecko chce jej sprawić niespodziankę. 

Wymieniła więc kilka drobiazgów, które 7-latka mogłaby kupić w drodze powrotnej ze szkoły w pobliskich sklepikach. „Haneczko, podobają mi się takie kremowe korale, które bardzo pasowałyby mi do nowej sukienki, bardzo chciałabym przeczytać najnowszą książkę o lekach ziołowych, no i może przydałby mi się garnuszek do picia herbaty, ostatnio zauważyłam, że sporo nam się ich porozbijało“ wymieniła specjalnie kilka rzeczy, by córka miała z czego wybierać chcąc jej sprawić niespodziankę.

Imieniny kojarzyły się jej z gośćmi i przygotowaniami do ich przyjęcia. Podczas tych imprez towarzyszył im często adapter „Bambino“, trzask starych płyt i znane, lubiane melodie. Z czasem przybywały nowe płyty, które podobały się dzieciom. Potem adapter „Bambino“ zastąpił radiomagnetofon „Grundig“. Jak co roku na stole pojawiały się potrawy, w których przygotowaniu wyspecjalizowała się do perfekcji. Zawsze dekorowała specjalnie stół, podawała elegancką zastawę stołową. Tym razem obok porcelanowych filiżanek pojawił się na stole blaszany kubek: czerwony w białe groszki, w którym była zaparzona herbata. To prezent od młodszej córki. Kiedy ta wręczała jej pakunek z niecierpliwością czekała na reakcję. „Mamusiu, mówiłaś, że chcesz garnuszek, więc wybrałam ten najładniejszy“ powiedziała Hania z dumą. 

Kiedy pożegnał się ostatni z gości Teresa opadła zmęczona na kanapę. Rozweseliła ją jednak myśl o blaszanym garnuszku. „Kochanie, czy rano mam Ci przygotować herbatę do twojego nowego garnuszka?“ zażartował mąż po cichu tak, by córka tego nie usłyszała.

Co rano on wstawał wcześniej niż ona. W kołowrocie codzienności mieli dopracowany system i podzielone obowiązki. Ona raczej wieczorem zajmowała się domem, gotowała, kontrolowała lekcje dzieci, rano natomiast nie była w stanie od razu zerwać się na równe nogi, kiedy zadzwonił budzik. Każde rano wyglądało mniej więcej podobnie. To on wstawał pierwszy, robił poranną toaletę i dla całej rodziny przygotowywał śniadanie, parzył herbatę. Potem budził żonę. Bezskutecznie.

Ostatnim dzwonkiem na alarm było oznajmienie żonie, że za dwadzieścia minut muszą być w pracy, więc poczeka na nią w samochodzie. To skutkowało. Teresa wstawała i w pośpiechu szykowała się do wyjścia. Dopiero w pracy była w stanie docenić wszystko to co mąż wcześniej przygotował, by jej i dzieci dzień wyglądał normalnie. Ona rano na to nie miała głowy, nie mogła się pozbierać.

Nie tylko rano. Zawsze przed wyjściem czy wyjazdem on był gotów dużo wcześniej. By jej nie denerwować i nie poganiać wychodził na dwór. „Kupię sobie gazety i poczekam w samochodzie“ informował. 

Ile godzin tak przeczekał? Kto wie? Najważniejsze, że się rozumieli, że obojgu to odpowiadało, nauczyli się siebie przez tych ponad dwadzieścia lat spędzonych razem. 

Tego lipcowego poranka kiedy siedziała przy jego szpitalnym łóżku też chciał jej powiedzieć, że on pójdzie pierwszy, że poczeka, niech się nie denerwuję, nie spieszy… Nie zdołał, choroba osłabiała go coraz bardziej. Widział na jej pozornie wesołej twarzy malujące się zmęczenie. Robiła wszystko, by nie pozwolić mu odejść… 

Trzy dni wcześniej ich starsza córka obroniła pracę magisterską. Taki prezent! Osiągnęła sukces, choć jeszcze jako nastolatka wygrażała się im, że rzuci ogólniak, że zrobi ze swoim życiem co jej się podoba. Ach, ten trudny okres dojrzewania! Dobrze, że w przypadku starszej córki mają to już za sobą. Jeszcze młodsza… Muszą sobie dać radę. Bez niego. Chciał się pożegnać, nie zdołał…

Teresa szła wraz z Magdą po ulicach miasta. Lubiły razem chodzić na zakupy, obdarowywać się prezentami. Lubiła ten moment, kiedy córka potem przymierzała rzeczy, które ona jej kupiła. Potrafiła trafić w jej gust. Tym razem to córka chciała jej sprawić przyjemność i kupić zaległy prezent z okazji Dnia Matki. Kiedy weszły do kolejnego sklepu Teresę zachwyciły buty z wystawy – piękne, wysokie szpilki. Ostatnia para, jej rozmiar. „Magdusiu, pasują, są w sam raz, jakby czekały tu na mnie“ powiedziała niemalże z dziecięcym zachwytem. Wyszła w tych butach. Tak jak to robią małe dziewczynki, kiedy im się coś bardzo spodoba. Rytuał zakupów kończyło wspólne wyjście do kawiarni.

„Magdusiu, pamiętam, jak byłaś mała I pewnego dnia wyszłam z tobą na spacer w wózeczku“ zaczęła opowieść Teresa „podeszła do nas pewna pani z 5-letnim synkiem, zajrzeli do wózeczka i zachwycali się tobą a wtedy ten chłopczyk powiedział, że owszem, ładne dziecko, ale niewiadomo co z niego wyrośnie“ dokończyła opowieść śmiejąc się „dziś już wiemy, co z tego dziecka wyrosło i cieszę się z niego“ dodała obejmując dorosłą córkę. „Dziękuję, mamuniu“ odpowiedziała Magda odwzajemniając jej uścisk. 

To była ich ostatnia rozmowa.

Stary adapter „Bambino“. Trzask płyty. Czarny krążek obraca się na talerzu. Na parkiecie oni wtuleni w siebie. Ona w sukni z mocno podkreślnoą talią, spod której wystaje nakrochmalona halka. W nowych, modnych, wysokich szpilkach. Tak bardzo chciał już ją mieć w ramionach, przytulać i tańczyć. Czekał. Jak zawsze czekał na nią. „Pamiętasz, jak mówiłem ci, że mógłbym z Tobą przetańczyć wieczność?“ szepnął jej czule do ucha. 

Elżbieta Fus