post-title „Za górami, za lasami, za Tatrami”, czyli tu?

„Za górami, za lasami, za Tatrami”, czyli tu?

„Za górami, za lasami, za Tatrami”, czyli tu?

 CZUŁYM UCHEM 

Na tle utrzymanej w błękitnej tonacji okładki wyróżnia się tytuł: „Za górami, za lasami, za Tatrami”. Czyli właściwie gdzie? W Polsce czy na Słowacji? I tu, i tu. Jak się bowiem okazuje, o ile Tatry mogą nas – Polaków i Słowaków – dzielić, to łączy muzyka. Po przesłuchaniu płyty nie mam co do tego wątpliwości.

Projekt sygnowany jest przez grupę JABLCO & Przyjaciele, wśród których nie mogło zabraknąć słowackich muzyków (zarówno członków samej kapeli z liderem Stanem Stehlikiem, jak i innych artystów, w tym światowej sławy gitarzysty basowego Juraja Griglaka), polskich i słowackich wokalistów oraz twórców tekstów.

O tym, czego możemy spodziewać się na albumie, wiele mówi nam już pierwsza piosenka („Gdy sukces zagości/Funky Monkey”). To najprawdziwszy funk, zabarwiony dźwiękiem saksofonu i soczystym basem gitary. Potężny głos Łukasza Cupała uderza swoją rockową barwą i udowadnia, że wokalista bardzo dobrze czuje się w tego typu utworach (co pokazują kolejne dynamiczne piosenki na płycie, np. „Latino Baltico” i „Bossa Nova z Kwiatuszkowa”).

Tekst piosenki jest lekki, przyjemny i nastraja do beztroskiej zabawy. Jednym z założeń całej płyty była wielojęzyczność tekstów – słyszymy zatem tak polski, jak i słowacki, w mniejszym stopniu też angielski. Pomysł ten doskonale się sprawdził dzięki autorom: Małgorzacie Wojcieszyńskiej, Viktorowi Vlasákowi, Ewie Sipos, Tomkowi Olszewskiemu i Dominice Morávkovej.

Oprócz funku piosenki utrzymane są również w pogodnych rytmach bluesa, bossa novy i latino. Nie znaczy to jednak, że podczas słuchania nie będzie chwili marzycielskiego oddechu. Tak, jak w przypadku drugiego w kolejności „Walca dla motyla” z urzekającym głosem Ewy Sipos. Od pierwszej nuty słychać, że Ewa fantastycznie czuje się właśnie w takich jazzujących i kołyszących rytmach. Niedosyt po przesłuchaniu „Walca…” będą nam próbowały wynagrodzić kolejne nastrojowe utwory z udziałem Ewy („Chce się żyć”, „Gdyby zmysły prysły” i genialnie zaaranżowany „C’est la vie”), lecz moim zdaniem będzie to próba nieudana. Mogę się bowiem założyć, że jedynym wyjściem będzie po prostu odtworzenie całej płyty od początku…

Mam słabość do piosenek, które opowiadają o relacjach. Najczęściej są to relacje damsko-męskie i cieszę się, że dla tego typu utworów również znalazło się miejsce na tej płycie. Jak oddać złożoność takich relacji? Najlepiej za pomocą dialogu dwojga ludzi! Jestem pod wrażeniem, w jaki sposób „rozmowę” przeprowadzili Tomek Olszewski i Dominika Morávkova w piosence „Ranný let”. Napięcie między dwojgiem zakochanych podkreślają nie tylko niski głos wokalisty i śpiewny, delikatny głos wokalistki, ale również fakt, iż cały dialog prowadzony jest na zmianę po słowacku i po polsku.

Na trochę podobnej zasadzie powstał nie mniej fascynujący utwór „Good morning”. Tutaj z kolei zaskoczeniem jest kołyszący rytm bluesa, który – jak się okazuje – również może służyć za tło miłosnych konwersacji. Fantastyczna aranżacja stanowi o atrakcyjności utworu tylko w połowie; trzeba bowiem wspomnieć również o uwodzących swym głosem Ewie Sipos oraz Viktorze Vlasáku. Wspomniany rytm elektrycznej gitary przenosi nas w klimaty amerykańskich klubów, stąd chyba utwór wykonywany jest po polsku i angielsku.

Niski głos Tomka Olszewskiego usłyszymy jeszcze w jednej piosence. „Piosenka kulinarna” to z jednej strony trochę pastisz, a z drugiej poważne podejście do jednej z największych ludzkich słabości.

Ręka w górę, kto z nas nie czuł kiedyś potężnego głodu i nie ślinił się na widok suto zastawionego stołu? A jeśli już mamy się najeść, to tak jak w piosence, niech będzie to połączenie kuchni polskiej i słowackiej. Przed przesłuchaniem utworu zatem krótkie ostrzeżenie: jeśli jesteście przed obiadem, zapewnijcie sobie łatwy dostęp do lodówki. Będzie potrzebny, zanim piosenka się skończy!

O życiu trochę z innej perspektywy opowiada również dynamiczny i bardzo rockowy „Dworzec Główny”. Kto nie zaznał kiedyś jazdy pociągiem i pośpiechu związanego z przeciskaniem się przez tłumy podróżnych? Tego typu impresje w funkowym klimacie najlepiej wyśpiewać mógł tylko Łukasz Cupał.

Wypada jeszcze wspomnieć o absolutnym faworycie, gdy chodzi o cały album. „Cztery pory roku”, zaśpiewane przez małżeństwo Łukasza i Andreę Cupałów to delikatny aranż wsparty dźwiękiem skrzypiec, fantastycznie podkreślający klimat mijających pór roku. A tak naprawdę mijającego czasu, z którym musi zmierzyć się każdy z nas. „Wiosna, lato, jesień, zima…” – słowa, recytowane w rytm muzyki, zostają w głowie na długo po przesłuchaniu utworu. Brawo!

Słowacja, Polska i Tatry w kontekście muzyki (oraz wspomnianych skrzypiec) nieodmiennie nasuwają nam temat góralskiego folkloru. I co wydaje się zrozumiałe, właśnie w takich klimatach utrzymana jest tytułowa piosenka(umieszczona na płycie jako trzecia w kolejności). To potężna dawka popularnego w obu krajach góralskiego folkloru: oprócz dźwięku skrzypiec, fujary i drumli znajdziemy tu dynamiczną sekcję rytmiczną (perkusja i gitara basowa), a przede wszystkim refren, wyśpiewywany w gwarze góralskiej, w czym zasługa głównie Renaty Strakovej i Janka Morávka. To także utwór, który w ramach bonusu znajdziemy na płycie w krótszej, instrumentalnej wersji

Podsumowując, płyta już od pierwszej zagranej nuty robi niesamowite wrażenie, które nie przemija przez kolejnych piętnaście piosenek. Słuchając jej, odkryłem ciekawą zależność: im częściej album się odtwarza, tym bardziej ma się ochotę usłyszeć go jeszcze raz, od początku. Zasłyszane melodie zostają zresztą w głowie na długo, w czym, jak podejrzewam, niemała zasługa charakterystycznego dźwięku fletu i grającego na nim Stana Stehlika (na przykład melodia z „Walcu motyla”).

Na uznanie audiofilów zasługuje również doskonały montaż dźwięku na płycie. Duże wrażenie zrobiła na mnie też szata graficzna wydawnictwa. Okładka i dołączona książeczka z tekstami utrzymana jest w kolorowym, radosnym stylu. Sympatycznym dodatkiem jest fotorelacja z nagrywania płyty oraz… rysunki przygotowane przez dzieci twórców projektu. To wszystko to również zasługa Stana Stehlika, który wcielił się w rolę producenta całości.

Z czystym sumieniem polecam ten niezwykle udany polsko-słowacki album. I po cichu czekam już na kolejny, która połączy Polaków i Słowaków „ponad Tatrami”.

Arkadiusz Kugler

MP 2/2018