post-title W tę i we w tę

W tę i we w tę

W tę i we w tę

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

W 2004 roku byłam jedną z całkiem licznej gromady zaczynającej pracę w nieistniejącej już linii lotniczej SkyEurope Airlines. I choć Bratysława miała być dla mnie kolejnym chwilowym przystankiem, spędziłam w niej kilkanaście lat. Do dziś pamiętam, jak śmieszyło mnie mówienie „nech sa pači“ zamiast „proszę“. I to rozczarowanie, gdy batonik „gaštanový” nie miał nic wspólnego z naszymi polskimi czekoladkami kasztankami, a kiełbasa, wyglądająca jak nasza śląska, zawierała też paprykę…

Czas upływał mi głównie wśród rodaków. Pamiętam zachwyt co niektórych nad tanim piwem i tanimi taksówkami. Bratysława jawiła się nam jako idealne miasto do imprezowania. Zresztą skwapliwie z tego korzystaliśmy. Po roku postanowiłam wracać do ojczyzny, ale na mojej drodze stanął Słowak, który dwa lata później został moim mężem. I w ten oto sposób utknęłam w Bratysławie na kolejnych 10 lat. Pogodziłam się z myślą, że tu już spędzę resztę swojego życia. Powoli przyzwyczajałam się do słowackiego stylu życia. Aczkolwiek wszystkie możliwe wolne dni, wakacje starałam się spędzać w Polsce.

 

Kierunek Katowice 

Życie jest jednak nieprzewidywalne i trzy lata temu ze względu na pracę męża przeprowadziliśmy się do Katowic. A więc: witaj Polsko! Przeprowadzka z dwójką dzieci nie była łatwa. Katowice nie kojarzyły mi się z czymś pozytywnym (oprócz Śląskiego Wesołego Miasteczka, które uwielbiam do dziś). Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazały się naprawdę przyjemnym miejscem do życia – park Śląski, świetna komunikacja, mili ludzie…

Różnice

Po przeprowadzce uzmysłowiłam sobie, że jednak niektóre rzeczy w Polsce i na Słowacji są różne, choćby kultura osobista kierowców autobusów. W końcu mogłam spokojnie wsiadać z wózkiem do autobusu czy tramwaju i nikt z tym nie miał problemu…. W Bratysławie co rusz musiałam wysłuchiwać narzekań, które niejednokrotnie kończyły się bardzo nieprzyjemną wymianą zdań.

W przedszkolu zaskoczyły mnie lekcje religii, w mieszkaniu błogi spokój – nikt nie skarżył mi się na głośne dzieci, w sklepach bardzo mili sprzedawcy. Przez lato temperatura w Katowicach była dużo niższa niż w Bratysławie, co dla mnie, wychowanej w Szczyrku, w wiecznych mrozach, było kolejną zaletą. Bratysławskie upały bardzo mnie męczyły.

 

Minusy, plusy, tęsknoty

Niestety są i minusy mieszkania tutaj, do których niewątpliwie należy smog w zimie. W południowej Polsce wciąż prym wiedzie ogrzewanie mieszkań węglem i palenie śmieci. Od listopada co chwilę ogłaszane są ostrzeżenia, by ograniczać wychodzenie na dwór. Dzieci zaś tęskniły za „rožkami“ i „pribinačkami“. Za swoimi znajomymi i oczywiście „babkou a dedkom“.  Mojego męża dużo rzeczy w Polsce nieustannie zaskakuje: czy to polski katolicyzm, czy fakt, że na rozpoczęciu roku szkolnego śpiewa się hymn Polski (to dla mnie takie oczywiste), czy rozbudowany system biurokracji.

W Polsce urodziło się nasze trzecie dziecko i w ten sposób wpadliśmy w system wspierania rodzin wielodzietnych. Któż nie słyszał o słynnym 500 plus. Staliśmy się też posiadaczami Karty Dużej Rodziny, która daje nam np. zniżkę 37% na podróże pociągiem. Porównując ze Słowacją, to obecny system wspierania osób z dziećmi jest jednak lepszy w Polsce. Wielkim minusem jest niewątpliwie to, że nie ma tu możliwości uczenia dzieci języka słowackiego. Jednak Klub Polski na Słowacji spełnia swoją misję i jak ktoś chce się uczyć po polsku i mieć kontakt z Polakami, to jest ku temu mnóstwo okazji. W Polsce nigdy nie słyszałam o jakiś słowackich imprezach.

 

Dwie ojczyzny

Trudno powiedzieć, czy to nasze miejsce na Ziemi na zawsze. Póki co przeprowadziliśmy się z Katowic do Szczyrku. Mąż podjął się heroicznego wyzwania, czyli opieki nad naszą trzecią latoroślą, i muszę przyznać, że idzie mu wyśmienicie. Nie wykluczam powrotu na Słowację. Zawsze będziemy mieć dwie ojczyzny. I my, i dzieci.

Basia Vinter, Szczyrk

MP 10/2018