post-title Złote Lwy z prawdziwą niespodzianką

Złote Lwy z prawdziwą niespodzianką

Złote Lwy z prawdziwą niespodzianką

45. festiwal polskich filmów w Gdyni bez widzów

 KINO OKO 

Ogłoszenie przez przewodniczącego jury zwycięzcy 45. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych wywołało aplauz, ale też nieukrywane zaskoczenie. Główną nagrodę po raz pierwszy w historii festiwalu zdobył bowiem film animowany.

Tegorocznemu jury w Gdyni przewodniczył Lech Majewski – artysta niezależny w pełnym tego słowa znaczeniu, reżyser, scenarzysta, malarz dobrze znany i ceniony na światowych festiwalach. Po ponad siedmiu godzinach obrad jurorzy zdecydowali jednogłośnie, by Złotymi Lwami uhonorować właśnie Mariusza Wilka Wilczyńskiego i producentkę jego filmu. Film „Zabij to i wyjedź z tego miasta…” jest – jak mówi reżyser – mocny jak życie.

Mariusz Wilczyński, który mieszka w leśnej ciszy, ale też wykłada w łódzkiej szkole filmowej, kadr po kadrze tworzył swoje działo przez 14 lat. Wpierw powstało słuchowisko, w którym reżyser wykorzystał głosy i osobiste wypowiedzi znanych osób, m.in. Gustawa Holoubka, Krystyny Jandy, Ireny Kwiatkowskiej, Anji Rubik, Zbigniewa Bońka. Potem powoli nagrane treści  zapełniały rysunki. W filmie reżyser wykorzystał muzykę swego wielkiego przyjaciela bluesmana Tadeusza Nalepy. Reżyser przyznaje, że „Zabij to…” jest swoistym spłaceniem długu nieżyjącym rodzicom, przyjaciołom i wszystkim wrażliwym ludziom, których spotkał w życiu. Warto obejrzeć film Wilczyńskiego w spokoju.

W tym roku na festiwalu w Gdyni w konkursie głównym oceniono 14 filmów, w konkursie mikrobudżetowym 6, a laureata konkursu filmów krótkometrażowych wybrano spośród 27 filmów. Poza tym pokazywano klasykę, filmy dwóch wybitnych reżyserów – Andrzeja Barańskiego i Feliksa Falka – którym zgodnie z tradycją festiwalu w Gdyni wręczono Platynowe Lwy za całokształt twórczości. Ten wybór znanych i uznanych reżyserów był bezdyskusyjny.

Najwięcej nagród festiwalowych zgarnęły w tym roku dwa filmy: „Magnezja” w reżyserii Macieja Bochniaka i „Sweat” – dzieło Magnusa von Horna, Szweda od kilkunastu lat mieszkającego w Polsce. Reżyser „Magnezji” odebrał nagrodę Złotego Pazura w kategorii „Inne spojrzenie”. Nagrodzono również w tym filmie charakteryzację, kostiumy, scenografię. Szczerze mówiąc, na tegorocznym festiwalu w tych kategoriach „Magnezja” była bezkonkurencyjna. Jest to film pełen fantazji, w westernowym stylu o porachunkach gangów na polsko-sowieckim pograniczu i kino gatunkowe w doborowej obsadzie: Maja Ostaszewska, Borys Szyc, Dawid Ogrodnik, Mateusz Kościukiewicz.

Drugi doceniony film to „Sweat”, nagrodzony Srebrnymi Lwami za reżyserię, najlepszą rolę kobiecą, którą otrzymała Magdalena Koleśnik, najlepszą rolę kobiecą drugoplanową, której laureatką została Aleksandra Konieczna (już po raz drugi na gdyńskim festiwalu), a także za montaż i zdjęcia. „Sweat” naprawdę porusza, opowiada bowiem o samotności wziętej influencerki fitnessu. Koleśnik cały czas obecna jest na ekranie: jej twarz, ciało, ruchy, napięcie stanowią świetne tworzywo filmowe. Wrażliwość i autentyczność odtwórczyni głównej roli wręcz porusza.

Za debiut aktorski nagrodzono w Gdyni Zofię Stafiej i to nazwisko warto zapamiętać. Zagrała ona w filmie Piotra Domalewskiego „Jak najdalej stąd”, który dostał nagrodę za scenariusz do tego filmu. To poruszająca historia młodej dziewczyny z prowincji, która musi pojechać do Irlandii, by odebrać ciało ojca, który zginął w wypadku w porcie. Dobry scenariusz, sprawna reżyseria i bardzo sugestywna Zofia Stafiej w roli głównej. Młoda aktorka jest studentką łódzkiej szkoły filmowej.

Na tegorocznym festiwalu pojawiły się nowe twarze. Zmiana pokoleniowa i jakościowa następuje nie tylko wśród reżyserów i scenarzystów, ale również wśród aktorek i aktorów. Zwróciłabym szczególnie uwagę na kilka młodych aktorek: Magdę Celmer, która zagrała w filmie „Bóg Internetów”, Sandrę Drzymalską, wyróżnioną za ciekawe role stworzone w filmach „Każdy ma swoje lato” i w nagrodzonym za reżyserię (debiut Dawida Nickela) w konkursie filmów mikrobudżetowych „Ostatnim komersie”.

Ten ciekawy i odważny film uzyskał też nagrodę młodzieżowego jury. Podobała się też w Gdyni obiecująca aktorka Venessa Aleksander, której mama Renata Aleksander jest Słowaczką mieszkająca w Polsce i byłą mistrzynią w jeździe figurowej na lodzie, występującą w znanych rewiach; tańczyła nawet z Johnem Travoltą. Venessa Aleksander zagrała w świetnym filmie Jana Komasy „Sala samobójców. Hejter”.

Piotr Trojan zdobył nagrodę główną za rolę męską w filmie „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komedy” w reżyserii Jana Holoubka, którego nagrodzono w Gdyni – i słusznie – za debiut. Holoubek stworzył wstrząsające kino i choć już kilka miesięcy minęło od premiery, film opowiadający o losach Tomka Komedy, skazanego na 25 lat więzienia za… niewinność, porusza do głębi.

Dramaturgia odtwarzanych zdarzeń, ale też bezradność i bezbronność człowieka skazanego za niepopełnione przestępstwo uświadamiają widzom, jak krucha jest granica między prawdą a mistyfikacją. Opowieści z przeszłości, oparte na autentycznych wydarzeniach nie znalazły uznania jury. Filmy „Zieja” ze świetnymi kreacjami Andrzeja Seweryna i Zbigniewa Zamachowskiego o księdzu Janie, który był współzałożycielem KOR-u, i „Mistrz”, będący dramatyczną historią boksera Tadeusza Pietrzykowskiego, który przeżył okupację w obozach koncentracyjnych z niebywale sugestywną rolą, przeszły prawie niezauważone.

Jury w Gdyni w swoim werdykcie nie zauważyło też zupełnie polskiego kandydata do Oskara, czyli filmu Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta „Śniegu już nigdy nie będzie”. Żadnej nagrody nie dostał też poruszający film „Sala samobójców. Hejter”, który wszedłszy do kin w nieszczęśliwym covidowym czasie, nie zjednał sobie takiego grona widzów, na jaki zasługuje. Te dwa istotne „przeoczenia” jurorów wzbudziły spore dyskusje.

Podobnie jak cały festiwal, którego formuła online uznana została wręcza za hardkorową. Środowisko filmowe nalegało, by festiwal się odbył, więc wpierw zmieniano terminy, a potem wybrano jedyną możliwą w obecnej sytuacji formułę, czyli festiwal bez publiczności. Zamknięte kina, brak spotkań z gwiazdami, żadnych ważnych rozmów o kondycji polskiego kina i niewielka liczba obserwatorów – to obraz tegorocznego wyizolowanego festiwalu. Miejmy jednak nadzieję, że w następnym roku obejrzymy już prawdziwy gdyński festiwal z dobrymi filmami i salami pełnymi publiczności.

Alina Kietrys

MP 1/2021