post-title „Monitor“ od kuchni, czyli oczami jego twórców

„Monitor“ od kuchni, czyli oczami jego twórców

„Monitor“ od kuchni, czyli oczami jego twórców

Z okazji jubileuszu „Monitora Polonijnego“ przygotowywaliśmy na łamach naszego pisma różne artykuły wspomnieniowe, rozmowy, ankiety. Tym razem o wypowiedzi poprosiłam obecnych twórców naszego pisma, by opowiedzieli, jak pamiętają swój pierwszy kontakt z „Monitorem“,  zaprosili nas do swojego świata dziennikarskiego, pokazali, jak powstają ich artykuły, i wreszcie – by wskazali najciekawsze publikacje swoich kolegów i koleżanek. Ponieważ „Monitor“ tworzy kilkunastoosobowy zespół, powstał pokaźny, bardzo ciekawy materiał.

 

Agata Bednarczyk

W Bratysławie mieszkałam 2 lata (2006-2007). Jestem nauczycielką i trenerką, uczę języka polskiego, prowadzę lekcje szycia na maszynie oraz warsztaty.

Kiedy zobaczyłam „Monitor“ prawie 15 lat temu pomyślałam, że to fajna inicjatywa dla ludzi, którzy chcą mieć kontakt z ojczyzną. Pismo stara się zaspokoić oczekiwania oczekiwaniom każdego czytelnika – młodszego i starszego.

Zacząwszy współpracę z redakcją, pisałam o turystyce, potem przygotowywałam artykuły o tematyce bieżącej, obecnie piszę recenzje książkowe i opracowuję przepisy w dziale „Piekarnik“.

Ponieważ lubię czytać, więc sama dla siebie szukam nowinek książkowych, a kiedy już jakaś książka mnie zafascynuje, chętnie dzielę się z innymi własnymi przemyśleniami na jej temat.

Trudno powiedzieć, który mój artykuł był najlepszy. Najtrudniej pisało mi się artykuł po katastrofie smoleńskiej; nie lubię polityki, a nastroje wówczas były bardzo ciężkie.
Jeśli chodzi o teksty innych autorów, to zawsze lubiłam czytać recenzje książek, które przygotowywały moje poprzedniczki, i wywiady ze znanymi osobami.

Nie widzę potrzeby dokonywania zmian w „Monitorze“, lubię go takim, jaki jest.

 

Arkadiusz Kugler

Właśnie mija 7 lat od kiedy przeprowadziłem się do Bratysławy. Jestem freelancerem – łączę pracę w IT jako tester oprogramowania z moją pasją, którą jest praca jako przewodnik turystyczny po Bratysławie.

Mieszkając w Polsce, poznałem Jakuba Łoginowa, który rozpoczął współpracę z „Monitorem”, gdy sam mieszkał na Słowacji. To Kuba zachęcił mnie do pisania, gdy przeprowadziłem się nad Dunaj. Zgłosiłem się zatem do redakcji i dostałem za zadanie napisanie relacji z bodajże spotkania noworocznego…. A potem już poszło.

Myślę, że tak jak w przypadku wszystkich, którzy biorą do ręki „Monitor“ po raz pierwszy, byłem pod wrażeniem wysokiego poziomu szaty graficznej, a po zagłębieniu się w treść również zawartości merytorycznej. „Monitor“ zupełnie zaprzecza stereotypowi czasopisma polonijnego – relacjonującego rocznicowe akademie, wydawanego na gorszej jakości papierze itp.

Na początku przygotowywałem głównie relacje z polonijnych imprez i uroczystości. Potem otrzymałem szansę spełniania się jako regularny felietonista, recenzowałem również płyty, książki, koncerty oraz filmy. Miałem też okazję przeprowadzić wywiad z członkami grupy „The Dumplings“.

Jak powstają moje artykuły? Jestem ciekawy świata, śledzę to, co dzieje się wokół, czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce… Interesuję się tzw. popkulturą, staram się być na bieżąco z tym, co tworzą artyści. Bardzo często pomysły na kolejny tekst przychodzą podczas lektury lub słuchania muzyki, ale również spaceru. Powiedziałbym, że mam trochę duszę socjologa amatora i właśnie podczas  obserwacji zachowań ludzi wokół mnie dochodzę do wniosków, którymi chcę się często podzielić z czytelnikami „Monitora“.

Mój najlepszy artykuł? Cieszę się, że z kolegą Peterem Martinką – znawcą historii komunikacji w Bratysławie – udało mi się przygotować cykl artykułów o historii niedoszłego metra w słowackiej stolicy oraz historycznej kolejki do Wiednia. Wiem, że echa tych artykułów dotarły nawet do warszawskich miłośników metra!

Ostatnio przeglądałem starsze numery „Monitora“ i przypomniałem sobie pewien felieton o dworcach kolejowych – myślę, że szczególnie ten tekst dobrze się czyta w dobie, gdy podróże są utrudnione… Jestem też dumny ze wspomnianego wcześniej wywiadu z grupą „The Dumplings“, bo wcale nie było łatwo przeprowadzić rozmowę z wykonawcami podczas koncertu w Bratysławie, a właściwie od razu po zejściu ich ze sceny!

Co do innych twórców „Monitora“ – bardzo lubię wszystkie artykuły dotyczące historii, ale też muzyki, dlatego ostatnio kibicuję koledze Łukaszowi Cupałowi, który rozpoczął nowy cykl recenzji muzycznych. A czytanie każdego numeru rozpoczynam od zawsze interesującego wywiadu – nie może być inaczej.

Jak można by jeszcze uatrakcyjnić „Monitor“? Przez lata redakcja wypracowała określony format pisma, które dzisiaj doskonale się broni, gdy chodzi o treść i o formę (bardzo z resztą poręczną). Może to truizm, ale w każdym numerze „Monitora“ każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście czasy się nie zmieniają i niewykluczone że i „Monitor“ będzie musiał się dostosowywać do tych zmian, ale na dzisiaj doskonale spełnia potrzeby Polonii na Słowacji i nie tylko.

 

Renata Straková

Na Słowację przeprowadziłam się w kwietniu 1984 roku. Wraz z małą córeczką przyjechałam do męża, którego poznałam w trakcie studiów w Bułgarii. Z zawodu jestem inżynierem ogrodnictwa – uprawy winorośli, ale po zamieszkaniu na Słowacji moją pierwszą pracą zawodową była uprawa chmielu.

Ze względu na skomplikowaną sytuację rodzinną skończyłam później studium uzupełniające z pedagogiki i pracowałam jako nauczycielka w szkole podstawowej. Aktualnie jestem instruktorem rehabilitacji w Centrum Usług Społecznych i szykuję się do emerytury.

O wydawaniu MP wiedziałam od samego początku – do dziś przechowuję tzw. numer zerowy, jeszcze czarno-biały i w dużym formacie. Dzięki niemu dowiedziałam się o rodakach, którzy tu żyją, i zapragnęłam kontaktów z nimi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że i ja będę kiedyś autorką artykułów prezentowanych w tym czasopiśmie.

Dzięki kronice klubowej, którą prowadziłam, wiem, że mój pierwszy artykuł pojawił się w MP w grudniu 2002 roku i nosił tytuł „Refleksje o pani Marii”. Opisuję w nim życie, osobowość i zwierzenia wspaniałej naszej rodaczki, pierwszej kobiety – fotograf na Słowacji, która już wtedy miała 104 lata! Dalej musiałabym sięgnąć do archiwum domowego, gdzie mam wszystkie roczniki czasopisma, które do dzisiaj zostały wydane.

Najczęściej piszę o wydarzeniach z „naszego podwórka”, głównie o spotkaniach klubowiczów z Trenczyna i cyklicznych imprezach kulturalnych. Nie jest łatwo napisać ciekawie o wydarzeniach, które się powtarzają, dlatego jestem wdzięczna, że znalazłam zastępczynię, która chętnie podjęła się tego niełatwego zadania.

Jak powstają moje artykuły? Najważniejszy, według mnie, jest pomysł, znalezienie ciekawego tematu, czegoś, czym chcę się podzielić z czytelnikami i przyjaciółmi. Potem wybór stylu – reportaż, felieton czy tylko sprawozdanie. Ważny jest również wybór zdjęć, bez nich nie pracuje wyobraźnia. One wzbogacają treść i robią z niej ciekawą całość. I tu muszę bardzo podziękować grafikowi MP, który fachowo radzi i dobiera najlepsze zdjęcia z tych, które dostaje. Dziękuję również amatorskim fotografom z naszego klubu, dokumentującym ciekawe momenty ze wszystkich wydarzeń.

Najchętniej piszę o niezapomnianych i szczególnych wydarzeniach z własnego życia,  staram się wówczas dzielić z innymi zwierzeniami i osobistymi spostrzeżeniami z niezwykłych spotkań. Dlatego dobrze mi się pisało o wyjątkowym spotkaniu z przyjaciółmi z Australii, którym w zaledwie 3 dni musiałam pokazać piękno Słowacji i życie w kraju postkomunistycznym.

Mojemu sercu najbliższy jest natomiast mój reportaż z roku 2013 znad Bałtyku, gdzie z rodzicami spędziłam niezapomniane chwile. Porównywałam wówczas nasze wybrzeże z tym, które pamiętałam sprzed 40 laty. Artykuł ten jest dla mnie tym ważniejszy, że moja mamusia kilka miesięcy później odeszła na zawsze.

Dwadzieścia pięć lat naszego miesięcznika to bardzo długi czas, abym mogła sobie przypomnieć konkretny ciekawy artykuł innego autora. Może bardziej utkwiły mi w pamięci cykle, które były i nadal są prezentowane. Zawsze podobał mi się cykl „Polska oczami słowackich dziennikarzy”, „Polacy rozsiani po świecie” oraz „Okienko językowe” pani Nowakowskiej. Nasi młodzi redaktorzy i korespondenci piszą równie ciekawie i w pięknym stylu. Podziwiam ich piękną polszczyznę.

Podoba mi się każdy nowy temat w podaniu redaktor naczelnej. Szczególnie jej wywiady z ciekawymi osobistościami i bardzo trafne pytania. Moim największym problemem, z którym borykam się przy pisaniu, jest zwięzłość. Mam tendencję do rozwlekłego pisania, a to może nudzić.

Co do oferty czytelniczej, stale z przyjemnością czytałabym o ciekawych historiach życiowych rodaków, którzy tu żyją, a oprócz krzyżówek dodałabym również testy z pytaniami o Polsce – zawsze z innej dziedziny. Moglibyśmy sprawdzić naszą wiedzę o ojczyźnie i dużo rzeczy przypomnieć sobie i bliskim.

Całej obecnej redakcji życzę kolejnych pomyślnych lat z „Monitorem Polonijnym” – to nasza duma!

 

Natalia Konicz-Hamada

Po raz pierwszy zamieszkałam na Słowacji 9 lat temu, po 2 latach wróciłam do Polski, po kolejnych 2 ponownie przyjechałam na Słowację. Łącznie mieszkam na Słowacji od 7 lat.

Zawodowo jestem tłumaczką, bibliotekarką w Szkole Polskiej w Bratysławie, z pasji dodatkowo blogerką, a życiowo przede wszystkim mamą.

Pierwszy raz zetknęłam się z „Monitorem Polonijnym” zaraz po przyjeździe na Słowację. Zamieszkałam w bloku z wielkiej płyty w Nitrze i szybko okazało się, że piętro niżej mieszka Polka, która spędziła na Słowacji 40 lat. Była przemiłą sąsiadką i zawsze przynosiła mi swój egzemplarz „Monitora” do przeczytania. W ten sposób dowiedziałam się o istnieniu pisma.

Ponieważ zamieszkanie za granicą było dla mnie czymś absolutnie nowym, miło było odkryć, że na Słowacji istnieje zorganizowana Polonia, podejmująca tyle różnych działań. „Monitor” wydawał mi się świetnym narzędziem dotarcia do takich ludzi jak ja. Co ciekawe, kusiło mnie nawet, żeby do redakcji napisać.

Od roku jestem współtwórczynią „Monitora“. Moje teksty są ściśle związane z życiem, które prowadzę. Jestem żoną Słowaka i mamą trójga małych Słowian. O tym właśnie piszę – o tworzeniu rodziny polsko-słowackiej i wyzwaniach przed nią stojących oraz o tym, jak wartościowo i kreatywnie spędzać czas z dziećmi. Dodatkowo jako „monitorowa wtyczka” w Szkole Polskiej dzielę się informacjami ze szkolnego podwórka.

Jak powstają moje artykuły? Obszerne notatki do cyklu „Elementarz rodziny polsko-słowackiej” powstały na samym początku, gdy zaproponowano mi jego stworzenie. Ilekroć przychodzi pora na napisanie kolejnego tekstu, zaglądam właśnie do nich i wybieram najważniejsze myśli, którymi chcę się podzielić z czytelnikami. Rubryka „Między nami dzieciakami” opiera się na mojej codzienności – to, co proponuję młodszym czytelnikom, bardzo często najpierw zaproponowałam własnym dzieciom.

Nie mam swojego ulubionego tekstu, ale tematyka rodziny dwunarodowej jest dla mnie niesamowicie ważna i bardzo się cieszę, mogąc dzielić się swoimi przemyśleniami na ten temat z czytelnikami. Dlatego też najciekawsze w „Monitorze” są dla mnie właśnie wywiady z ludźmi, którzy takie rodziny tworzą lub w takich rodzinach się wychowali oraz odpowiedzi na pytanie, jak to wpływa na ich życie. Takich ludzi chętnie poznałabym na łamach „Monitora” jeszcze więcej. Poza tym cieszy mnie również, że w „Monitorze” pojawiła się rubryka ekologiczna. Nasze polskie pismo na Słowacji idzie z duchem czasu! Super!

 

Katarzyna Pieniądz

Na Słowacji mieszkałam dwa lata (2010-2012). Od ośmiu lat mieszkam w Szwajcarii, ale kontynuuję współpracę z Monitorem Polonijnym – bardzo ją sobie cenię i odległość nie jest żadną przeszkodą (zresztą, w dobie koronawirusa większość z nas pracuje zdalnie). Nie ukrywam jednak, że miło byłoby od czasu do czasu spotkać się z zespołem redakcyjnym w którejś z uroczych bratysławskich kafejek (nie wspominając o niezwykle gościnnym domu naszej redaktor naczelnej!).

Z wykształcenia i zamiłowania jestem dziennikarką. Pracowałam m.in. w Polskiej Agencji Prasowej, Agencji Reutera i polskiej edycji The Wall Street Journal. W Szwajcarii jestem prywatną inwestorką oraz członkiem zarządu Swiss-Polish Blockchain Association (odpowiadam również za stronę internetową tej organizacji). Należę także do grupy inwestorów zrzeszonych przy słynnym szwajcarskim Crypto Valley Association. Last, but not least – od ponad dekady piszę teksty dla Monitora Polonijnego.

Pierwszy raz miałam w ręku „Monitor” w lecie 2010 roku. Byłam zaskoczona wysokim poziomem publikowanych tekstów; prezentowanych w tak niepozornym graficznie i objętościowo piśmie.

Współpracę z MP zaczęłam w sierpniu 2010 roku, a więc dawno temu. Mój pierwszy tekst dotyczył sytuacji politycznej w Polsce kilka miesięcy po katastrofie w Smoleńsku. Później na dość długo przejęłam dział „Kino-oko“ (recenzje polskich filmów), a w kolejnych latach stworzyłam kilka autorskich rubryk: „Polak potrafi“, gdzie prezentowałam sylwetki Polaków, którzy osiągnęli sukcesy (od współczesnych biznesmenów przez aktorów, pisarzy, dziennikarzy po naukowców, lekarzy, artystów, sportowców rozsławiających Polskę na arenie międzynarodowej); „Czułym uchem“ – zawierającą recenzje najważniejszych wydawnictw muzycznych ukazujących się w Polsce, „Polskę medialną“, poświęconą sytuacji mediów w Polsce, nowym audycjom i programom oraz wybitnym osobowościom, tworzącym scenę medialną nad Wisłą.

W ciągu ostatnich dwóch lat stworzyłam dwa nowe cykle: „Bratysława – miasto niebanalnej urody“, będący swoistym przewodnikiem i zachętą do spojrzenia ciekawym, przychylnym okiem na socrealistyczną architekturę miasta; oraz „Słowacja w Unii Europejskiej“, opisujący przebieg procesu integracyjnego z UE, życia w nowych realiach, zastępowania korony przez euro itp. Oczywiście, w ciągu ostatniej dekady pojawiły się też teksty zupełnie niezwiązane z żadną ze wspomnianych rubryk – okolicznościowe artykuły z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, wspomnieniowy tekst o Korze i wiele innych.

Pomysły i bodźce do tworzenia tekstów pojawiają się czasem przypadkiem, w najmniej oczekiwanym momencie. Niemniej kiedy jestem pewna, że oto znalazłam idealny temat na artykuł, staje się on moją obsesją. Kilka tygodni trwa wyszukiwanie materiałów, które mogą być przydatne podczas pisania (ostatecznie „łapie się“ niewielka, najbardziej wartościowa część z nich), a notatki jestem w stanie robić w każdym miejscu – zawsze mam ze sobą pióro i notes, w którym natychmiast zapisuję to, co uważam za istotne, a właśnie przyszło mi do głowy.

Z tych analogowych notatek i fragmentów powstaje szkielet tekstu, który później jest uzupełniany. Oczywiście, są teksty, których pisanie sprawia prawdziwą frajdę, ale i wymagające skupienia, sprawdzenia danych, przytoczenia wielu źródeł. Z każdym tekstem czuję osobistą więź; trudno przekonać mnie do zmiany czegokolwiek, jeśli wcześniej byłam z efektu zadowolona.

Który swój artykuł uważam za najlepszy? Trudne pytanie; musiałabym przekopać się przez wszystkie teksty, które napisałam w ostatnich latach. Z większości moich tekstów zwykle jestem zadowolona, ale zdarzały się i takie, które po latach wydawały mi się mało aktualne, niejasne bez znajomości kontekstu politycznego z przeszłości; jednym słowem – do przeredagowania.

Który artykuł innego autora zapadł mi w pamięć? Kolejne trudne pytanie. Każdy z autorów MP ma coś interesującego i ważnego do przekazania, choć tematyka jest oczywiście bardzo różnorodna. Ja szczególnie lubię i cenię to, co wychodzi spod pióra Marii Magdaleny Nowakowskiej, Aliny Kietrys, Magdaleny Zawistowskiej-Olszewskiej i Arkadiusza Kuglera.

Cieszy mnie obecność MP online; to zdecydowanie poszerza krąg czytelników. Teksty w sieci wyglądają bardzo atrakcyjnie (komuś, kto odpowiada za stronę graficzną wydania online należą się brawa!), mają spójną szatę graficzną. Poszłabym w tym kierunku również, jeśli chodzi o wydanie papierowe.

 

Basia Kargul

Na Słowacji mieszkam od ponad roku. Jestem uczennicą maturalnej klasy międzynarodowej szkoły w Bratysławie. Zaraz po przyjeździe na Słowację tata pokazał mi „Monitor”, który od razu wydał mi się bardzo ciekawy, ponieważ zawierał artykuły innych Polaków mieszkających na Słowacji. No i ze względu na krzyżówkę.

Od roku przygotowuję artykuły do kolumny „Basia z Zielonego Wzgórza”, w których omawiam zagadnienia z dziedziny szeroko pojętej ekologii.  Co miesiąc tworzę listę pomysłów odnoszących się do ekologii, po części podsuniętych przez znajomych czy rodzinę. Biorę też pod uwagę to, co usłyszę w mediach albo zobaczę w Internecie. Potem zgłębiam temat i biorę się do pracy.

Który mój artykuł uważam za najlepszy? Najbardziej podobał mi się ten, omawiający temat Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci i mikroplastiku. A jeśli chodzi o innych autorów piszących do „Monitora“, największe wrażenie wywarł na mnie artykuł  Natalii Konicz-Hamady z tegorocznego letniego wydania „Monitora”. W „Smaczkach i smakach” autorka z przymrużeniem oka opisała dynamikę jej domowej polsko-słowackiej kuchni.

Do obecnej oferty czytelniczej dorzuciłabym jeszcze więcej krzyżówek. Uwielbiam je rozwiązywać!

 

Magdalena Smolińska

Na Słowacji, konkretnie w Koszycach, mieszkam od sierpnia 2010 roku. Obecnie pracuję jako konsultant firm o profilu IT. Na przełomie lat 2013/2014 poznałam koszyckich członków Klubu Polskiego i dzięki nim dowiedziałam się o „Monitorze Polonijnym“.

Propozycja współpracy ze strony pisma przyszła w 2015 roku i była dla mnie wyzwaniem. Głównie dlatego, że pisanie o tym, co dzieje się w Koszycach i okolicy, wymagało ode mnie sporo czasu, a z nim jest u mnie krucho. Miesięcznik „Monitor” czytałam i czytam z wielką ciekawością i radością. Z roku na rok coraz większą, a to dlatego, że wiele tematów, poruszanych na jego łamach, pośrednio bądź bezpośrednio dotyczy mojej osoby, moich bliskich bądź moich znajomych, których w ciągu tych lat miałam okazję poznać, a z niektórymi nawet zaprzyjaźnić. „Monitor” łączy Polonię na Słowacji.

W ofercie czytelniczej najczęściej sięgam po wywiady i recenzje książek, filmów czy wydarzeń w Polsce. Lubię czytać myśli i opinie moich kolegów i koleżanek na różne tematy, dzięki czemu zyskuję większe rozeznanie w problematyce związanej z Polską i Słowacją. Bardzo cieszą mnie krótkie sprawozdania z wydarzeń kulturalnych Klubu Polskiego z różnych zakątków Słowacji, okraszone pięknymi zdjęciami, na których mogę rozpoznać znajome twarze.

Aleksandra Krcheň

Mieszkam na Słowacji od 15 lat. Zawodowo zajmuję się zakupem różnych komponentów, towarów czy usług dla firm, w których pracuję. Obecnie jestem na urlopie wychowawczym z naszym trzecim synkiem. Pierwszy kontakt z „Monitorem“ miałam zaraz po przyjeździe na Słowację. Podczas pierwszego spotkania w Klubie Polskim w Trenczynie otrzymałam po raz pierwszy miesięcznik, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.

Przyjeżdżając na Słowację, miałam tylko małą wiedzę o kraju mojego męża, a praktycznie żadnej na temat obecnej tu Polonii. Dlatego byłam mile zaskoczona  obecnością Klubu Polskiego oraz polskiego czasopisma na takim poziomie. W okresie bez smartfonów bardzo brakowało mi Polski, języka czy rodaków, dlatego wszystko, co było związane z ojczyzną, było dla mnie niezmiernie ważne.

Dla „Monitora“ przygotowuję głównie relacje z uroczystości odbywających się w Trenczynie. Przez parę lat razem z najstarszym synem Jakubem pisaliśmy też artykuły dla dzieci. Ponieważ opisywaliśmy przygody, które sami przeżywaliśmy, dlatego podczas przygotowań do pisania najpierw rozmawialiśmy o tym, co było ważne albo ciekawe podczas naszych wypraw. Później razem przygotowywaliśmy wstępną wersję artykułu, a na koniec już sama uzupełniałam go i poprawiałam, dopełniając jednocześnie  rebusami czy zagadkami.

Jeden jedyny raz napisałam zupełnie inny artykuł Był to okres, kiedy razem ze znaną i lubianą w Polsce Ewą Chodakowską trenowałam według jej programów na kanale na YuoTube. Wtedy opisałam fenomen jej osoby i treningów. I to właśnie jest artykuł, który najdłużej pozostanie w mojej pamięci.

Czytanie „Monitora” zaczynam od wywiadu, dzięki któremu mogę bliżej poznać ciekawe, ale nie zawsze znane mi osoby. Bardzo lubię czytać o ich przeżyciach i doświadczeniach. Lubię też zapoznawać się z artykułami na temat innych Polaków, tych starszych i tych młodszych, którzy z różnych powodów zamieszkali na Słowacji. Ta rubryka, o naszych rodakach i ich drogach życiowych, powinna w poszerzonej wersji zagościć na łamach „Monitora“ na stałe.

 

Alina Kietrys

Rozpocznę od wspomnień. Na XII Forum Mediów Polonijnych, które współorganizowałam w Trójmieście przed kilkunastu laty (rok 2004) obserwowałam grupę najmłodszych kolegów dziennikarzy i dziennikarek ze świata. Wśród nich była bardzo atrakcyjna blondynka o długich włosach i serdecznym, ujmującym uśmiechu. Nie rozmawiałyśmy wtedy długo, ale zapamiętałam, że pracuje w „Monitorze Polonijnym” na Słowacji. Jest Polką, żoną Słowaka, pochodzi z Wrocławia.

Potem serdecznie witałyśmy się na kolejnych polonijnych spotkaniach dziennikarzy, zawsze we wrześniu. A w 2009 roku Małgosia Wojcieszyńska poprosiła, bym oceniła pismo, które redaguje. Obdarzyła mnie kilkunastoma numerami i ja po powrocie do Gdańska zaczęłam czytać z uwagą i zainteresowaniem „Monitor Polonijny“. Miałam kilka sugestii, co można by jeszcze wprowadzić w miesięczniku, ale generalnie uznałam, że to świetna inicjatywa i znakomicie, że takie pismo ukazuje się na Słowacji od 1995 roku.

Jestem nauczycielem akademickim na Uniwersytecie Gdańskim i dziennikarką z długim stażem prasowym (radiowym i telewizyjnym również), więc podpowiadałam redaktor Wojcieszyńskiej z prawdziwą radością i namawiałam do odważnych inicjatyw. Pamiętam naszą jedną z pierwszych dyskusji o piśmie – była długa i żarliwa. A potem rozmawiałyśmy wielokrotnie, bo pierwsze zawodowe spotkania przeistoczyły się z latami w bliską znajomość. I o „Monitorze Polonijnym“ rozmawiamy przy różnych okazjach, także prywatnych spotkań i moich wizyt na Słowacji w domu, w którym mieszkają Małgosia i Stano – świetny fotografik i muzyk na stałe też związany z miesięcznikiem.

Od kilku lat jestem też autorką „Monitora Polonijnego“. Robię wywiady i piszę recenzje filmowe. Staram się promować polskie filmy, które mogą zainteresować czytelników MP. Sama zresztą chętnie śledzę to, co się dzieje na Słowacji w środowisku polonijnym i w Instytucie Polskim w Bratysławie. Z radością poznaję nowe inicjatywy i nowych ludzi prezentowanych w „Monitorze Polonijnym“. To buduje moją swoistą bliskość z pismem i słowackim środowiskiem.

Jestem za to wdzięczna. I powiem prawdę, tęsknię za spotkaniem z Wami, za „Monitorem Polonijnym“, za Polonią na Słowacji i naszymi spotkaniami warsztatowymi, które mogłam prowadzić w Bratysławie. A z okazji ćwierćwiecza życzę, by przed Wami było jeszcze następnych 25 lat – twórczych, atrakcyjnych i pełnych świetnych, dziennikarskich pomysłów.

 

Magda Zawistowska-Olszewska

Na Słowacji mieszkam16 lat. Pracuję dla linii lotniczych British Airways. Pierwszy raz zobaczyłam „Monitor“  jakieś 10 lat temu, gdy wzięłam udział w jednej z imprez zorganizowanych przez Klub Polski.

Początkowo „Monitor Polonijny“ nie za bardzo mi się podobał. Oferowane treści były dla mnie mało ciekawe. Miałam wrażenie, że odbiorcami tego miesięcznika są głównie osoby starsze. Jednak dzięki pomysłom i inicjatywie nowych, młodych członków KP, „Monitor Polonijny“ stał się interesującym pismem, chętnie czytanym zarówno przez starszą, jak i młodszą Polonię.

Jesienią zeszłego roku wzięłam udział w Światowym Forum Mediów Polonijnych, które odbyło się w Krakowie. Po raz pierwszy miałam możliwość porównania pism polonijnych, wydawanych przez naszych rodaków z całego świata. To właśnie tam się przekonałam, iż kolorowy MP ze swoimi różnorodnymi, interesującymi i ambitnymi tematami jest prawdziwym championem wśród polonijnych magazynów.

Wiele czasopism z innych państw oferowało prawie wyłącznie patriotyczne, przydługie, mało zróżnicowane tematycznie i nudne artykuły. Muszę przyznać, iż nasz MP, leżąc na stole wśród innych pism, wyglądał jak opakowanie kolorowych drażetek Skittles wśród cukierków Irys w latach 80. ubiegłego stulecia. Nic dziwnego, że gdy tylko wyłożyłam egzemplarze naszego pisma, rozeszły się niczym świeże bułeczki. Byłam zaskoczona, jak wiele osób podchodziło do mnie i chwaliło nasz miesięcznik.

Od 2012 roku do MP przygotowuję „Słowackie perełki”, w których opisuję i polecam miejsca niezwykłe pod względem kulturalnym i historycznym, stanowiące kulturalne dziedzictwo tego kraju. Są to zarówno popularne atrakcje turystyczne, jak i miejsca nieznane, często nawet przez rdzennych mieszkańców Słowacji. Od ośmiu lat przygotowuję także recenzje z imprez polonijnych Klubu Polskiego oraz wydarzeń kulturalnych Instytutu Polskiego. Co jakiś czas przygotowuję ankiety, w której pytam naszych klubowiczów o ich doświadczenia lub zdanie na konkretny temat. Od 2015 roku zaczęłam także pisać felietony na różnorodne tematy, które tak naprawdę pisze życie.

Pomysł na „Słowackie perełki” już miałam, zanim zaczęłam je pisać, ponieważ od kiedy przyjechałam na Słowację, odkrywam ten piękny kraj. Zwiedziłam większość ciekawych miejsc i stale poznaję kolejne. Mam duszę podróżnika, a do tego doceniam i szanuję historyczno-kulturowe dziedzictwo Słowacji. To właśnie te nieznane miejsca, odkryte zupełnie przypadkowo dostarczają mi najwięcej radości i satysfakcji. Jeśli chodzi o tematy felietonów, to zdarza się, że mam pustkę w głowie i brak mi konceptu na artykuł. Pomysły pojawiają się niespodziewanie, najczęściej podczas podroży, gdy patrzę na przesuwające się za oknem samochodu obrazy. Od kiedy urodził się mój syn, najczęściej piszę wieczorami, kiedy już zaśnie.

Cieszę się z całego cyklu „Słowackich perełek”, które z pasją piszę już od 9 lat! Jeśli chodzi o pozostałe artykuły, to najbardziej lubię poruszać tematy społeczne, obyczajowe i ekologiczne. Wychodzę z założenia, że jeśli tekst napisany przeze mnie zainspiruje lub zachęci do refleksji lub zmiany choćby jedną osobę, to moje pisanie ma sens.

Jeśli chodzi o artykuły innych autorów, to najbardziej zapamiętałam artykuł „Kolorowe imperium Inglota” Katarzyny Pieniądz z cyklu „Polak potrafi”. Używałam lakierów do paznokci tej firmy, nie mając pojęcia, że Inglot był Polakiem. Z tego samego cyklu podobał mi się artykuł o Krystynie Skarbek, pracującej w służbie brytyjskiego wywiadu, który skłonił mnie to bliższego zapoznania się z jej biografią.

 

Łukasz Cupał

Na Słowacji mieszkam od 15 lat. Jestem sprzedawcą instrumentów muzycznych. Z „Monitorem“ zapoznałem się niedługo po przyjeździe na Słowację. Zrobił na mnie pozytywne wrażenie, ucieszyłem się, że coś takiego tutaj jest, choć dziś wrażenie jest dużo lepsze.

Od niedawna tworzę rubrykę o wyjątkowych wydawnictwach polskiej fonografii. Najpierw szukam tematu. Obecnie mam kilka w głowie. Potem szukam informacji w dostępnych źródłach. Pisanie jest na końcu i przebiega szybko. Potem mój tekst odstawiam na dzień lub dwa i wprowadzam poprawki. Nie napisałem jeszcze swojego najlepszego tekstu, ale cieszę się, że mogłem przybliżyć postać Wojtka Mazolewskiego w artykule o płycie „Polka” WMQ.

Z oferty czytelniczej „Monitora“ lubię rubrykę o polskim komiksie Jacka Gajewskiego i rozmowy ze znanymi Polakami Gosi Wojcieszyńskiej. Mam wrażenie, że „Monitor“ ładnie się rozwija w ostatnim czasie i staje się platformą do spotkań słowackiej Polonii i ludzi z nią związanych, a to jest wszystko, czego sobie życzyłem w związku z „Monitorem“. Cieszą mnie też rubryki, takie jak moja, czyli o płytach, a także te o filmie czy komiksie. Myślę, że mogą one mieć wartość dla słowackich części rodzin oraz Polaków, którzy od dawna są na Słowacji i mogą być trochę oderwani od polskiej kultury.

Najbardziej chyba jednak doceniam artykuły, które odkrywają Słowację przed Polakami i Polskę przed Słowakami, bo to jest coś, co kuleje w relacjach polsko-słowackich. Wciąż mało o sobie wiemy. A z innowacji, nowych pomysłów to przychodzi mi do głowy słowacka wersja „Monitora“, podrzucana w różne miejsca publiczne, np. do księgarń, kawiarni etc. Taki dobry wirus.

 

Tomek Olszewski

Na Słowacji mieszkam około 15 lat. Pracuję w liniach lotniczych. Pierwszy raz miałem do czynienia z „Monitorem“, kiedy spotkałem jego szefową Gosię w pewnym bratysławskim lokalu, gdzie wręczyła mi jeden numer tego pisma. Byłem wtedy zaskoczony, że są jeszcze normalne gazety na tym świecie. Od kilku lat przygotowuję dla czytelników „Monitora“ krzyżówki.

Największym wyzwaniem jest zadbanie o to, aby nie powtarzać tych samych haseł. Proces zaczyna się od wymyślenia głównego hasła, potem następuje dopasowywanie pytań do założonego szablonu i niekończące się korekty.

Jeśli chodzi o moje artykuły w „Monitorze“, to najbardziej jestem zadowolony z mojego przepisu na kotlety mazurskie, opublikowanego w rubryce kulinarnej.

Co do innych autorów, to jako że kocham turystykę, czytam artykuły mojej żony w rubryce „Słowackie perełki“ i przyznaję, że czasami potrafi mnie zaskoczyć informacjami, o których nie miałem pojęcia, choć podróżujemy razem. Co bym  jeszcze dorzucił do naszej oferty czytelniczej? Mały dział z żartami, minikomiks odcinkowy, kącik fotografa, w którym każdy klubowicz mógłby zrobić sobie mały wernisaż.

 

Maria Magdalena Nowakowska

Na Słowacji mieszkałam w latach 2001-2007, kiedy pracowałam na Uniwersytecie Komeńskiego. Na zawsze została w moim sercu. Obecnie pracuję w Zakładzie Lingwistyki Stosowanej i Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego, ale przez wiele lat tułałam się trochę po świecie, pracując na uniwersytetach nie tylko w Bratysławie, ale i  Lublanie czy Pradze.

Pierwszy kontakt z MP miałam w 1997 r., kiedy to byłam z wizytą u znajomych w Bratysławie. Do rąk dostał mi się wówczas „Monitor”, jeszcze czarno-biały, dzięki któremu dowiedziałam się o istnieniu Polonii słowackiej. Kiedy przyjechałam do Bratysławy jako lektor języka polskiego, zostałam poproszona przez redakcję o współpracę z pismem.

Miesięcznik nie wyglądał wówczas tak, jak teraz. Składał się z kilku kartek papieru o formacie A4, wypełnionych czarno-białym drukiem. I choć szata graficzna była bardzo skromna, to chyba bardziej liczyła się zawartość i to, że polska organizacja na Słowacji ma swoje własne pismo.

Jak długo współpracuję z „Monitorem”? Długo, bardzo długo. Jestem chyba jedną z najdłużej związanych z pismem osób!!! Jeszcze w latach 90. napisałam kilka artykułów na zamówienie MP. Od roku 2002 współpracuję z pismem nieprzerwanie do dziś. Od początku dbam o formę językową tego miesięcznika polonijnego, a kiedyś dodatkowo prowadziłam na jego łamach „Okienko językowe”, czyli rubrykę przybliżającą czytelnikom miejsca trudne w polszczyźnie, mody językowe, a także częste błędy językowe, do których nierzadko dochodzi na styku dwu języków.

Wszyscy moi bliscy i znajomi już wiedzą, że pod koniec każdego miesiąca nie mam czasu, bowiem muszę zająć się „Monitorem”. Zdarzało mi się go zabierać na włóczęgi po Europie, na różne ważne uroczystości, np. wesele chrześniaczki, raz nawet właśnie z Monitorem spędziłam sylwestra.

Jestem przekonana, że mój najlepszy artykuł jest jeszcze przede mną. Co prawda „Okienko językowe” pojawia się w „Monitorze” okazjonalnie, ale…

Który artykuł innego autora zapadł mnie zainteresował? Oj, takich artykułów jest wiele. Pewnie dlatego, że dziennikarze „Monitora” są coraz lepsi. Lubię wywiady ukazujące się na łamach pisma, prowadzone przez Małgosię Wojcieszyńską. Podoba mi się jej sposób prowadzenia rozmowy. Ona rzuca tylko hasła, a interlokutor sam rozwija ich treść. Pamiętam jej bardzo dobre wywiady z Lechem Wałęsą, Wojciechem Jaruzelskim czy Henrykiem Wujcem.

Jeśli chodzi o pracę nad korektą językową, to muszę podkreślić, że przez te wszystkie lata dziennikarze naszego pisma stali się profesjonalistami w swym fachu. Kiedyś zdarzało się, że przesłane artykuły pisałam od nowa, bowiem w stanie, w którym je dostawałam, nie nadawały się do druku. Ale to już przeszłość. Dziś moja praca polega na dopracowywaniu szczegółów. Najczęstsze błędy dotyczą interpunkcji i frazematyki.

Coraz rzadziej zdarzają się błędy powstałe w wyniku interferencji językowej. Każdy artykuł czytam dwukrotnie. Za pierwszym razem wyłapuję wszelkie uchybienia i poprawiam je, zaś drugie czytanie służy już tylko wygładzaniu tekstu jako całości. Staram się oddać poprawiony numer w terminie wyznaczonym przez redaktor naczelną, ale czasami to się nie udaje, gdyż życie rządzi się swoimi prawami.

Jeśli idzie o ewentualne wzbogacenie MP o nowe rubryki, to nic mi nie przychodzi do głowy.
Mnie „Monitor” podoba się taki, jaki jest, i życzę mu, by trwał.

 

Stanisław Kargul

Do Bratysławy przyjechałem w kwietniu 2019 roku. Jestem urzędnikiem państwowym, chwilowo na słowackiej ziemi.

Zaraz po przyjeździe miałem okazje zapoznać się z kwietniowym numerem „Monitora” z ubiegłego roku. Znalazłem w nim bardzo przydatne informacje o aktywności Polaków żyjących w Słowacji. Szczególne podobały mi się liczne fotografie, zrobione profesjonalną ręką, dzięki którym szybciej mogłem poznać środowisko polonijne i jego przedstawicieli.

To dopiero początki mojej „działalności dziennikarskiej”. Na razie powstały dwa artykuły o tematyce tenisowej, teraz przyszła kolej na inne dyscypliny sportu.

Sport to moja wielka pasja, niestety głównie jako zagorzałego kibica, a nie aktywnego uczestnika wydarzeń sportowych. Pomysł pierwszego artykułu zrodził się przy okazji niecodziennego triumfu Igi Świątek w tenisowym turnieju Wielkiego Szlema. Powstał pomysł, by na łamy „Monitora Polonijnego” powróciła rubryka sportowa i podjąłem się ją poprowadzić. Do informacji o bieżących wydarzeniach staram się dorzucać jakieś ciekawostki historyczne o danej dyscyplinie sportu i sukcesach Polaków.

Który mój artykuł uważam za najlepszy? Myślę, że jeszcze za wcześnie na takie oceny. Dotychczasowe artykuły nie były najgorsze, ale można by coś w nich jeszcze poprawić. Zwykle presja czasu, związana z terminowym oddaniem artykułu do redakcji, powoduje, że pomysł na dany materiał przychodzi w miarę szybko. Zazwyczaj objętość materiału jest za duża, więc muszę dokonywać skrótów, co nie jest takie łatwe. Wtedy dokonuję też korekty językowej, zamiany wyrażeń na inne itp. Niektóre fakty historyczne, choć w miarę dobrze pamiętam, to jednak zwykle weryfikuję jeszcze w Internecie.

Jeśli chodzi o artykuły innych autorów, podobają mi się relacje z wydarzeń polonijnych, artykuły o polskich rodzinach mieszkających w Słowacji oraz kąciki filmowy, kulinarny i ekologiczny. Bardzo przydatne dla mnie są też informacje zawarte w artykułach krajoznawczych.

Na razie nie widzę potrzeby, by coś w „Monitorze“ zmieniać. Dobrze, że z tematów politycznych jest tylko skrótowa informacja o wydarzeniach w kraju, bo polityka zwykle dzieli społeczeństwo, również to polonijne. Myślę, że każdy z czytelników może znaleźć na łamach „Monitora” coś dla siebie.

 

Zbigniew Podleśny

Na Słowacji mieszkam od 1988 roku. Pierwszy „Monitor“ dotarł do mnie pocztą w 1999 roku i z niego dowiedziałem się o działalności Klubu Polskiego w Trenczynie. To stało się impulsem, by zainicjować podobnie działania w Dubnicy nad Wagiem. Zacząłem też wysyłać listy do „Monitora“. Pierwszy z nich został opublikowany w styczniowym wydaniu z 2000 roku.

Na samym początku najbardziej mnie interesowały artykuły Ryszarda Zwiewki na tematy narodowościowe i polonijne. Kontakty z „Monitorem Polonijnym” pomogły w rozpoczęciu starań integracyjnych Polaków, żyjących na terytorium Środkowego Poważa, co zaowocowało powstaniem Klubu Polskiego w tym regionie.

W kolejnych latach „Monitor Polonijny” przeszedł znamienną ewolucją, promując wszystkie dziedziny życia kulturalnego Polonii słowackiej. Pozytywnym elementem są relacje ze spotkań i imprez polonijnych oraz prezentacje ich organizatorów i autorów. Od czasu do czasu również i ja przygotowuję relacje z naszych imprez.

W Dubnicy nad Wagiem „Monitor Polonijny” znalazł czytelników wśród władz miejskich i słowackich przyjaciół. Cenią go sobie też rodacy z Polski, uczestniczący w naszych imprezach polonijnych.

Redakcji „Monitora Polonijnego” życzę w kolejnych latach wielu ciekawych pomysłów, dobrych respondentów, dużo satysfakcji z pracy publicystycznej i spełnienia zamierzeń.

 

Stano Stehlik

Na Słowacji jestem od zawsze. Zawodowo jestem grafikiem i fotografem. „Monitor“ pamiętam jako czarno-białą gazetkę formatu A4. Od kiedy go zobaczyłem, bardzo chciałem podnieść poziom jego szaty graficznej. Chyba mi się to udało. Kiedy kończy się praca poszczególnych redaktorów, zaczyna się praca grafika, czyli moja.

Do „Monitora“ robię też zdjęcia i lubię to, bo ta praca daje możliwość spotkania wielu ciekawych ludzi. Lubię potem czytać wywiady z tymi ludźmi lub o bohaterach z rubryki „Co u nich słychać?”. Interesują mnie też recenzje polskich filmów oraz cykl „Słowackie perełki“, z którego często dowiaduję się czegoś nowego o atrakcjach Słowacji. Wydaje mi się, że MP idzie do przodu i jest coraz ciekawszy. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy na ten efekt pracują.

 

Alina Kabele

Na Słowacji jestem od 1972 roku. O „Monitorze“ dowiedziałam się dopiero w 2008 roku, kiedy w biurowcu, gdzie wtedy pracowałam, spotkałam polską prawniczkę Elżbietę Dutkovą. To ona dała mi pierwszy egzemplarz pisma, powiedziała o istnieniu Klubu Polskiego. Potem skontaktowała się ze mną redaktor naczelna i zaprosiła do współpracy.

Jestem księgową, więc moja rola w „Monitorze“ polega głównie na obliczeniach związanych z wynagrodzeniami. Kiedy dostaję od redaktor naczelnej spis autorów wraz z liczbą napisanych przez nich artykułów, zaczynam sumować ich przychody, potem obliczam wysokość podatku, który trzeba odprowadzić, potrącenia do funduszu literackiego. Moją rolą jest też zgłaszenie wszystkich danych osobowych autorów do urzędu skarbowego. Przygotowuję ponadto rozliczenia dotacji do fundacji, które wspierają działalność wydawniczą Klubu Polskiego.

Jeśli chodzi o ofertę czytelniczą „Monitora“, to znajduję tu bardzo dużo artykułów, które mnie interesują. Najbardziej takie, które porównują polskie i słowackie zwyczaje. Pamiętam szczególnie jeden z nich, kiedy czytałam o naszych przyzwyczajeniach, zwyczajach i wszystko się zgadzało z moimi obserwacjami: że my Polacy kroimy pomidory na plasterki, Słowacy na ćwiartki.

Każdy nowy pomysł, który pojawia się w piśmie, jest dobry. Może widziałabym tu jeszcze więcej materiałów poświęconych Polakom mieszkającym na Słowacji, również tych starszych, z różnych zakątków kraju, ich historii i o tym, co robią obecnie. Szczególnie teraz, w okresie pandemii dzięki „Monitorowi“ dowiadujemy się, co słychać u niektórych z nas.

 

Małgorzata Wojcieszyńska

Na Słowacji mieszkam 25 lat, czyli tyle czasu, ile ukazuje się „Monitor“. O przygotowaniach do jego wydawania usłyszałam, będąc pierwszy raz w Instytucie Polskim w Bratysławie, gdzie podczas spotkania z ówczesnym ministrem kultury RP działacze Klubu Polskiego wspomnieli o swoich planach wydawniczych. Wtedy pomyślałam, że chętnie bym wzięła udział w tym projekcie. Za jakiś czas do współpracy zaprosiła mnie pierwsza, potem też druga redaktor naczelna.

Na początku przygotowywałam relacje z wydarzeń kulturalnych oraz rubrykę muzyczną. W 2004 roku władze Klubu Polskiego powierzyły mi redagowanie miesięcznika – wymyśliłam więc nową koncepcję i zaprosiłam szersze grono współpracowników. To grono zmienia się, zwiększa, powstają nowe rubryki w miarę potrzeb i inwencji twórców „Monitora“. Najbardziej w tej pracy lubię twórczy proces, czyli wymyślanie nowych koncepcji, przygotowania do ich realizacji, do wywiadów, spotkania z ciekawymi ludźmi oraz proces finalny, czyli pisanie artykułów.

Jako redaktor naczelna mam też obowiązki natury administracyjnej, które trzeba wypełnić, by wydawnictwo działało, choć najmniej w moim odczuciu twórcze. Mam na myśli pisanie wniosków o dofinansowanie pisma, przygotowywanie rozliczeń, podsumowań, obliczanie honorariów oraz robienie przelewów, co jest bardzo czasochłonne, tym bardziej że na liście płac za rok uzbiera się zwykle ok. 50 osób!

Jeśli chodzi o moje artykuły, to prawie co miesiąc przygotowuję wywiady z ciekawymi ludźmi i to jest wyzwanie, by z taką częstotliwością spotkać się z ciekawymi osobistościami. Wymaga to nie tylko kontaktów z organizatorami różnych przedsięwzięć kulturalnych na Słowacji, w Polsce, ale i w sąsiedniej Austrii.

Pamiętam, kiedy jakiś czas temu dowiedziałam się, że wiedeńska Polonia zaprosiła na bal Grażynę Torbicką i Jacka Cygana. Udało mi się skontaktować z organizatorką, która umówiła mnie z gośćmi z Polski. Na miejscu okazało się, że do Wiednia dotarł też Ryszard Rynkowski. Cała trójka była do mojej dyspozycji i panowie czekali w kolejce, kiedy skończę „przepytywać“ panią Grażynę. Pamiętam też wywiad przeprowadzony w polskim Sejmie z Andrzejem Lepperem, który na widok dziennikarzy poszedł do łazienki upudrować nos, a potem pełen podziwu dla siebie odpowiadał na moje pytania.

Ekscytujących historii było oczywiście więcej, ale mnie cieszą też spotkania z naszymi rodakami mieszkającymi na Słowacji, z którymi rozmawiam na temat ich drogi prowadzącej do tego kraju. Czasami bywałam zapraszana przez nich w ich skromne progi, ale goszczona po królewsku, z sercem na dłoni.

Cenię sobie artykuły wszystkich współpracowników. Najbardziej cieszy mnie, kiedy z nieśmiałego, początkującego dziennikarza wyrasta samodzielny autor, który z miesiąca na miesiąc pisze coraz lepiej, pewniej i któremu biją brawa czytelnicy. Wszyscy bowiem pracujemy na sukces naszego pisma i bardzo cenię sobie inwencję jego twórców, którzy swoją pomysłowością często mnie zaskakują.

MP 1112/2020MP 1/2021