post-title O chłopakach, którym zabrakło szczęścia

O chłopakach, którym zabrakło szczęścia

O chłopakach, którym zabrakło szczęścia

To nie podróż dookoła świata, ale w zaświaty. Prawie półtora tysiąca kilometrów w dwa dni. Tylko po Słowacji i tylko do wybranych miejsc. Szaleństwo? Może trochę, ale jednak przeplatane chwilami zadumy, bo za każdym razem zatrzymujemy się nad czyimś losem. Nad losem setek ludzi.

Kiedy rozmawiamy o ludzkich losach ogólnie, nie robi to aż takiego wrażenia, dopiero losy pojedynczych ludzi pokazują ich tragedię. Tym bardziej, że w większości ci ludzie to młodzi chłopcy, którzy dopiero zaczynali swoje dorosłe życie i nie mieli dostatecznie dużo szczęścia…

Jest jeszcze ciemno, kiedy wsiadam do samochodu, który pachnie kwiatami. Zarówno cały bagażnik, jak i część tylnych siedzeń wypełniają biało-czerwone wieńce oraz znicze. W sumie tych wieńców jest 13, zaś zniczy 36. Rozpoczynamy dwudniową podróż po Słowacji, podczas której odwiedzimy 13 miejsc pamięci poległych żołnierzy – od Komarna, przez Levice, Rimavską Sobotę, Michalovce, Humenne, Koszyce, Radatice, Preszów, Levočę, Novovesską Hutę, po Bańską Bystrzycę.

Poznamy też konkretne historie, które – co tu dużo mówić – są tragiczne. Bo czymże jest wojna? „Za każdym razem, kiedy stoję nad grobami tych żołnierzy, ogarnia mnie zaduma i refleksja. Uświadamiam sobie, że gdybym się urodził w tamtych czasach, to być może i ja bym tu był pochowany“ – mówi konsul RP w RS Stanisław Kargul na cmentarzu w Levicach, gdzie miejsce wiecznego odpoczynku znaleźli żołnierze polegli podczas I wojny światowej.

„Ich tragedia polegała nie tylko na tym, że musieli iść na wojnę, ale również na tym, że w I wojnie światowej podział na dobrych i złych w przypadku Polaków nie był taki jednoznaczny, gdyż nasi żołnierze walczyli po obu stronach frontu, wcieleni do różnych armii. Zdarzało się, że Polak walczył przeciwko Polakowi“ – dodaje attaché wojskowy RP w RS Robert Bala.

Co roku reprezentanci ambasady polskiej w okresie poprzedzającym Dzień Zmarłych wybierają się w dwu- lub trzydniową podróż po Słowacji, by oddać hołd poległym na obczyźnie Polakom i pokazać, że Polska o nich pamięta. „Zależy nam na tym, by wieńce były przed 1 listopada, wyjeżdżamy więc z odpowiednim wyprzedzeniem, bo dopiero na miejscu okazuje się, że niektóre z grobów trzeba jeszcze posprzątać“ – mówi Robert Bala i wyjaśnia, że najtrudniej zadbać o te z nich, które są daleko na wschodzie.

Zestrzelony nad Słowacją

Bohaterowie! Ale byli to przecież młodzi chłopcy, którzy chcieli żyć. Swoje umiejętności, zdolności poświęcili walce o wolność i lepsze jutro. Lepszego jutra nie doczekali, choć pewnie każdy z nich miał jakieś plany na przyszłość, kiedy skończy się wojenny koszmar. Co musieli czuć por. obs. Edward Porada i kpr. pil. Marian Piasecki, którzy 6 września 1939 roku wsiedli do samolotu i polecieli w kierunku Słowacji? Był to lot rozpoznawczy. Początek wojny. Niestety,  samolot, którym lecieli, został zestrzelony. Ich pochowano w Preszowie.

Obok ruchliwej ulicy

Ulica prowadząca do centrum Koszyc zostaje na jednym pasie przyblokowana samochodami policji i innymi, byśmy mogli dotrzeć do celu. Zaraz obok tej ruchliwej trasy znajduje się miejsce szczególne, które od codziennego zgiełku odgradza żywopłot. Za nim znajduje się pomnik z polską tablicą upamiętniającą smutne czasy. „Polscy legioniści zginęli właśnie tu i tu zostali pochowani przy ówczesnej średniowiecznej kapliczce, która stała się herbem i symbolem naszej dzielnicy Ťahanovce w Koszycach“ – mówią przedstawiciele władz osiedla, którzy przybyli na miejsce, by wraz z Polakami oddać hołd poległym.

 

Tragedia kontra zysk

Większość miejsc, które odwiedzamy, to miejsca pochówku żołnierzy, którzy oddali swoje życie podczas I wojny światowej. Niektóre z nich są bardzo oryginalne, jak na przykład to w Bańskiej Bystrzycy, gdzie tamte czasy symbolizuje jakby zardzewiały kontener. Tu można wejść po schodach, by z góry obejrzeć miejsce wiecznego spoczynku żołnierzy i poznać ich nazwiska. Niesamowite wrażenie. „W Polsce najczęściej mówi się o I wojnie światowej w kontekście odzyskania niepodległości, ale to przecież był też czas wielu ludzkich tragedii“ – twierdzi pułkownik Bala.

Na 32 hektarach

Od towarzyszącego nam zarządcy koszyckiej nekropolii dowiadujemy się, że cmentarz zajmuje aż 32 hektary! Pochowanych tu jest ok. 300 tysięcy osób (Koszyce liczą obecnie 280 tysięcy mieszkańców). Oprócz oryginalnego pomnika, upamiętniającego żołnierzy poległych podczas I wojny światowej (aż 561 z nich to Polacy!), przedstawiającego umierającego żołnierza w okopach, znajduje się tu też grób z czasów II wojny światowej.

Pochowano w nim kapitana Klemensa Konstantego Gucwę, ps. „Góral”, kuriera AK, postrzelonego na granicy GG i Państwa Słowackiego, zmarłego w wyniku odniesionych ran w Bratysławie 18 marca 1941 r. Kiedy tak stoimy nad jego grobem, dołącza do nas konsul honorowy w Koszycach Konrad Schonfeld. Rozmawiamy nie tylko o czasach wojen, ale i o praktycznych sprawach dotyczących troski o miejsca pamięci, porządkowania ich, renowacji.

Wszystkie one świadczą bowiem również o naszym stosunku do historii. „Na naszej trasie podczas podróży po grobach często spotykamy wieńce słowackie, brytyjskie, rosyjskie czy niemieckie, bo w ten sposób każde z państw daje sygnał, że pamięta o tamtych trudnych czasach i ludziach“ – mówi Bala.

Nie powrócili

Kiedy wyruszamy z Koszyc do Radatic, które leżą niedaleko Preszowa, już po drodze się dowiaduję, że to miejsce wyjątkowe. Niedaleko stąd, na Hajnikovej Łące rozbił się samolot brytyjski, na pokładzie którego byli polscy piloci. „Ich historia wywarła na mnie olbrzymie wrażenie, szczególne po tym, jak dotarłem do dokumentów polskiej załogi, w których przy nazwisku każdego z członków widnieją adnotacje o godzinie wylotu, zaś informację o czasie lądowania zastępuje krótki zapis: Nie powrócili“ – opisuje pułkownik Bala.

Do dziś nie poznaliśmy celu lotu tej ośmioosobowej polskiej załogi, która wyleciała z Brindisi w kierunku Polski, prawdopodobnie na Śląsk. „Czynimy starania, by dotrzeć do odpowiednich materiałów w Wielkiej Brytanii, żeby dowiedzieć się więcej“ – informuje attaché. Może ci żołnierze mieli dokonać zrzutu żywności. „Podobno, według opisu świadków zdarzenia, przy rozbitym samolocie znaleziono pocztówki i listy pisane po polsku oraz czekolady, ale te, z uwagi na zanieczyszczenie paliwem, nie nadawały się do konsumpcji“ – opisuje Gabriela Viazanková, starostka gminy Radatice, z którą spotykamy się przed pomnikiem poległych lotników.

 

Zrzuty

Było Boże Narodzenie 1944 roku. Zaraz potem, 28 grudnia, ośmioosobowa załoga, dowodzona przez kpt. Franciszka Kryszczaka, wsiadła do samolotu, by wykonać zadanie. Paradoksem jest to, że wojna zmierzała ku końcowi…  „To była wielka odwaga, by lecieć nad całą walczącą Europą, aby dokonać zrzutu nad Polską“ – mówi Bala. Najczęściej takie samoloty zrzucały sprzęt i materiały wojskowe, niekiedy broń lub spadochroniarzy.

Loty trwały ok. 10–11 godzin, w czasie których  samoloty przebywały trasę 2900 – 3100 kilometrów tam i z powrotem. Samolot z polską załogą miał wyznaczoną trasę: Brindisi – Morze Adriatyckie – Belgrad – Szeged – Miskolc –   Prešov – Bardejov – Przemyśl – Lublin. Powrót do Brindisi miał się odbyć przez Użhorod, Nowy Sad, Belgrad, Czarną Górę,

Trafiony

O godzinie 20.55 czasu środkowoeuropejskiego, podczas przelotu nad linią frontu pomiędzy Miskolcem (Węgry) a Gelnicą (Słowacja) samolot został dostrzeżony i ostrzelany przez niemiecki myśliwiec. Trafiony przeleciał jeszcze ówczesną granicę pomiędzy Węgrami i Słowacją, kierując się na Preszów. Uszkodzenie maszyny było bardzo poważne. Gwałtownie traciła wysokość. Lewe skrzydło ogarnęły płomienie, potem nastąpił wybuch lewego silnika i pożar lewego skrzydła. O godzinie 21.15 samolot spadł na Hájnikovą Łąkę i stanął w płomieniach. Nikt katastrofy nie przeżył.

Terenowymi wozami

Na miejsce tamtej tragedii można dojechać tylko samochodem terenowym i tylko w dogodnych warunkach atmosferycznych. „We wrześniu odbywa się tam spotkanie upamiętniające katastrofę, w której biorą udział przedstawiciele polskie i brytyjskiej ambasady, a także słowackiego ministerstwa obrony oraz poczet flagowy z Polski“ – opowiada attaché Bala i dodaje, że na owe uroczystości przyjeżdża z Mielca siostrzenica pilota Bolesława Urama. „Gmina od około 10 lat nagłaśnia tamto smutne wydarzenie, starając się w ten sposób uczyć historii, co daje efekt w postaci większej świadomości i zainteresowania tym, co tu się wydarzyło“ – mówi starostka Viazanková.

Przez długie lata o tej historii milczano, choć mieszkańcy Radatic wiedzieli, że dawno temu w ich okolicy rozbił się samolot. Dopiero František Onofrej (obecnie mieszkający w Preszowie), który jako dziecko był świadkiem katastrofy samolotu z polską załogą, opisał ją i dzięki temu gmina mogła całe wydarzenie nagłośnić.

Nagłaśnianie

Przez gminę Radatice przejeżdża mnóstwo turystów, tędy prowadzi trasa Słowackiego Powstania Narodowego. Sporo osób zatrzymuje się przed pomnikiem. „Od kiedy wydarzenie to nagłaśniamy w mediach i organizujemy spotkania rocznicowe, dużo się zmieniło. Nawet dzieci w szkole czy przedszkolu wiedzą o katastrofie, co jest bardzo ważne, bo młode pokolenie nie wie, co to znaczy iść na wojnę i oddać życie za kogoś, za ojczyzną“ – mówi Viazanková i dodaje: „Trzeba ludziom uświadamiać, jak kruche jest życie”.

 

Szufelka

Kiedy siedzimy w urzędzie gminy Radatice i przeglądamy dokumenty z tamtych lat, starostka przynosi szufelkę. Nietypową. Jest ona wykonana z bardzo cienkiej blachy i ma nietypowy kształt. „Ktoś z naszych mieszkańców ją przyniósł. Jest prawdopodobnie wykonana z blachy samolotu, który tu się rozbił“ – mówi. Co ciekawe, zachowały się tylko niewielkie szczątki samolotu, które wkomponowano w stojący przed urzędem gminy pomnik. Reszta  prawdopodobnie posłużyła do produkcji sprzętów codziennego użytku, jak znaleziona szufelka. Starostka planuje otwarcie minimuzeum, w którym znajdować się będą także i takie rekwizyty.

Ktoś dawno temu

Jest już ciemno, kiedy wysiadam z samochodu, który nadal pachnie kwiatami. Dwudniowa podróż po Słowacji szlakiem poległych polskich żołnierzy dobiega końca. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Nie mogę przestać myśleć o losach młodych ludzi, którzy stracili życie podczas ostatnich wojen. Musimy o nich pamiętać. Musimy odwiedzać te miejsca. To przecież część naszej historii.

Małgorzata Wojcieszyńska
Komarno, Levice, Rimavska Sobota, Michalovce, Humenne, Koszyce, Radatice, Preszów,Levoča, Novovesska Huta, Bańska Bystrzyca

zdjęcia: Małgorzata Wojcieszyńska

MP 11/2021