post-title Miłość do koni silniejsza od bólu po upadku…

Miłość do koni silniejsza od bólu po upadku…

Miłość do koni silniejsza od bólu po upadku…

czyli reportaż z treningu 10-letniej Very Beňovej

 Z NASZEGO PODWÓRKA 

Zbliżamy się do miejscowości Liptovská Sielnica, gdzie trenuje 10-letnia Vera Beňová, wnuczki naszego rodaka Tadeusza Frąckowiaka. Dziewczynka już od czwartego roku życia jeździ konno. Po treningu porozmawiamy z nią i jej mamą o tym, jak wygląda życie dziecka, które swój wolny czas spędza w hali treningowej lub w stajni.

Przed halą treningową czeka na nas Magdalena Beňo, czyli mama Very. „Zanim otworzymy drzwi, musimy zagwizdać i na umówiony znak wejść do środka“ – mówi. Dopiero później dowiaduję się od Very, że na otwarcie drzwi trzeba uzyskać zgodę kogoś, kto jest w środku z końmi, by ich nie spłoszyć.

„Rażące światło czy niespodziewany odgłos otwieranych drzwi może wypłoszyć konia lub go zdenerwować do tego stopnia, że np. stanie dęba, więc to trenerzy decydują, kiedy ktoś z zewnątrz może wejść do środka“ – wyjaśnia dziewczynka.

Koń zamiast telefonu?

Będąc już w hali, gdzie światło jest trochę przyciemnione, obserwujemy Verę, jak pewnie siedzi w siodle. Oprócz niej trenują tu w niedzielne przedpołudnie starsi od niej, ale to jej w ogóle nie zraża. „Zakochałam się w koniach, one są takie piękne i eleganckie!“ – zachwyca się.

Dziesięciolatka każdego dnia spędza kilka godzin, troszcząc się o konia, pielęgnując go, szczotkując, karmiąc, siodłając, czyszcząc mu kopyta, przygotowując jedzenie. Była też świadkiem, kiedy konia podkuwano i kiedy  sprawdzano jego uzębienie. „Koń wie, że jestem jego przyjaciółką, dam mu siana, nowej ściółki i widzę, że jest zadowolony“ – opisuje Vera.

Większość jej rówieśników wolny czas spędza przed ekranem komórki. „Ja też czasami zaglądam do telefonu, ale jednak kontakt z żywym zwierzęciem jest nieporównywalnie bardziej fascynujący! U mnie koń ma pierwszeństwo“ – dodaje.

 

Przeszkody

Vera trenuje co najmniej dwa razy w tygodniu. „Pod okiem mojej trenerki przeskakujemy już 100-centymetrowe przeszkody!“ – chwali się dziewczynka. Jej cel to najpierw 130 cm, później 160 cm. Przy okazji dowiaduję się, że niektóre konie potrafią pokonać nawet dwa metry!

Pierwsze zawody na Liptowie pod koniec kwietnia już za Verą. Podczas nich uplasowała się w skokach na wysokość 70 cm na piątym miejscu, a skacząc na wysokość 80 cm, zajęła trzecie miejsce spomiędzy 20 dżokejów w różnym wieku!

Vera ma duże szanse na rozwinięcie swoich umiejętności, gdyż właśnie niedawno dostała się pod opiekę bardzo dobrej trenerki Tanii Hatalovej, która ma na swoim koncie mnóstwo sukcesów, m.in. mistrzostwo Słowacji juniorek w 2015 i 2017 roku, w 2019 i w 2020 roku natomiast zdobyła tytuł Mistrzyni Słowacji w kategorii młodych koni.

 

Koń w prezencie

Państwo Beňovie, widząc, że to nie tylko chwilowy kaprys dziecka, ale prawdziwa fascynacja, postanowili zainwestować w talent córki i na pierwsze okrągłe urodziny kupić jej konia. „Wiedzieli, że to moje największe marzenie, mówiłam im o tym już od dłuższego czasu, przy każdej okazji“ – opisuje Vera.

Taki zakup to spora inwestycja, a także wyzwanie, bo koń, którego ujeżdża dziecko, musi spełniać sporo wymogów. „Zwykłego konia trzeba ujeżdżać, uczyć, żeby skakał, ale ten dla dzieci musi mieć doświadczenie w skakaniu przez przeszkody i nie może być hiperaktywny“ – wyjaśnia Magdalena i dodaje, że takie konie są droższe i kosztują od 5 do 50 tysięcy euro.

 

Koń z warkoczykami

Jesteśmy świadkami, jak Vera śmiało podchodzi ze swoim koniem do przeszkód i je pokonuje. Młoda jeźdźczyni i jej koń prezentują się doskonale! Jeszcze potem dopytuję, dlaczego koń ma osłonięte uszy. Dziewczynka wyjaśnia, że latem ta osłona chroni konia przed muchami czy słońcem.

Jest to też ozdoba i w tym momencie uświadamiam sobie, że Vera z pewnością obserwuje modę, ale tę dla koni i dla osób z nimi związanymi. Ona sama na przykład jest ubrana w specjalną marynarkę, która z białym przylegającymi spodniami tworzy komplet prawdziwego jeźdźca.

„Na zawody nie tylko jeźdźcy ubierają się w eleganckie stroje, ale stroimy też konie, na przykład zaplatamy im warkoczyki lub wiążemy kokardy“ – opisuje dziewczynka.

Szczególna więź

Vera każdego dnia dojeżdża kilka kilometrów do swojego konika. „Raz byliśmy z rodzicami dwa dni na wyjeździe i było mi bardzo smutno, że nie mogłam być razem z moim koniem, że go tyle czasu nie widziałam“ – żali się dziewczynka. Kiedy dopytuję, czy już jej się zdarzyło spaść z konia, potwierdza.

Na szczęście nie były to jakieś bardzo ciężkie upadki. „Przy niektórych upadkach płakałam, bo mnie to bolało, ale nie gniewam się za to na mojego konia, tylko na siebie, że coś zrobiłam nie tak“ – wyjaśnia.

Przyjaźń z koniem to szczególna więź. Nie każdy człowiek może czegoś takiego doświadczyć, nie każdy ma do tego dar. Jestem przekonana, że w przypadku Very ta  symbioza z koniem zaowocuje nie tylko dobrymi wynikami na zawodach, ale fascynującą relacją z przyrodą. Taką, która wpłynie na całe jej życie.

Małgorzata Wojcieszyńska, Liptovská Sielnica

zdjęcia: Stano Stehlik, archiwum rodzinne

MP 5/2022