post-title Spotkanie w środku Europy

Spotkanie w środku Europy

Spotkanie w środku Europy

 SŁOWACKIE PEREŁKI 

„Za kilka kilometrów będziemy mijać środek Europy! Chciałabyś się tam zatrzymać?” – zapytał mąż, kiedy znajdowaliśmy się w pobliżu Kremnickich Bani w Górach Kremnickich. „Eee, pewnie będzie tylko jakiś kamień i tablica” – stwierdziłam, ale ostatecznie zgodziłam się, by zjechał z głównej drogi, prowadzącej z Kremnicy do Martina.

Nie pomyliłam się. W miejscu, gdzie znajduje się geograficzny środek Europy, stał osobliwy kamień z tabliczką, będącyjednocześnie kamieniem węgielnym, umieszczonym tu z okazji powstania Republiki Słowackiej. Czy to faktycznie środek Europy, gdzie spotkają się linie poprowadzone z najbardziej wysuniętych punktów kontynentu?

Od wieków bowiem astronomowie, geografowie, matematycy i fizycy spierają się o dokładne położenie geograficznego środka Europy, który trudno jednoznacznie wyznaczyć. Według teorii astrologa Szymona Antoniego Sobiekrajskiego z 1775 r., środek Europy znajduje się w mieście Suchowola koło Białegostoku, natomiast według obliczeń, dokonanych w 1989 r. przez Jean-George’a Affholdera, środek naszego kontynentu jest na Litwie.

Poza tym istnieje jeszcze kilkanaście innych punktów, uważanych za środek Europy, m.in. na terenie Austrii, Estonii, Niemiec, Rumunii, Czech, Słowenii, Białorusi czy Ukrainy. Jednak to nie obelisk uważany za centrum europejskiego kontynentu wzbudził moją ciekawość, ale stojący tuż obok niego urokliwy gotycki kościół pw. św. Jana Chrzciciela.

Ten biały, średniowieczny kościółek wybudowany został w drugiej połowie XIII w. przez benedyktynów. Stoi samotnie między dwoma rzekami, otoczony niskim murem obronnym, pośrodku pól między miejscowościami Kremnické Bane i Turček. Dlaczego wybudowano go właśnie w tym miejscu z dala od okolicznych wsi?

Podobno dlatego, że owo miejsce znajdowało się dokładnie w takiej samej odległości od pięciu różnych wsi. A może dlatego, że jest to miejsce niezwykłe, gdzie ponoć woda spływa z dachu kościoła z jednej strony do Wagu, z drugiej do Hronu. Albo – jak głosi legenda – murarze szukający nowego miejsca na budowę kościoła zobaczyli tu płonący krzew i usłyszeli tajemniczy głos, który kazał im wznieść świątynię właśnie na tym obszarze.

Pierwotnie była to późnoromańska rotunda z wewnętrznymi arkadami zwieńczonymi ostrymi łukami. Dwieście lat później przebudowano ją, dostawiając trójnawowy korpus i wieżę. Wnętrze świątyni zostało wykończone sklepieniami krzyżowo-żebrowymi, opartymi na masywnych czworobocznych filarach.

Nad wejściem do kościoła widnieje tajemniczy rok 1588, który przyjmuje się za rok zakończenia przebudowy świątyni. Warto zwrócić uwagę na wiele starych nagrobków, znajdujących się między budynkiem kościoła a otaczającym go murem. Na większości z nich czas zatarł już napisy, na innych widać jeszcze niemieckie nazwiska. Pierwszymi bowiem mieszkańcami tutejszych okolic byli niemieccy kolonizatorzy, którzy zamieszkiwali tu aż do końca II wojny światowej, kiedy to zostali wysiedleni do Niemiec.

Kiedy tak stałam i podziwiałam budynek kościelny, pozdrowił mnie przechodzący obok mężczyzna, który wydał mi się znajomy. Mijając bramę wejściową, zauważyłam informację, iż kościołek należy do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Skojarzyłam wówczas, iż ów mężczyzna to zakonnik, który przez kilka lat odprawiał msze św. w klasztorze kapucynów w miejscowości, w której mieszkam.

Nie krył on zaskoczenia, że ktoś go tu rozpoznał, bo choć miejsce to uważane jest za środek Europy, to jest tu cicho i spokojnie. Rejon ten polecam wszystkim tropicielom ciekawostek (nie tylko geograficznych). A gdy już tu dotrzecie, koniecznie zapytajcie o brata Mariana.

Magdalena Zawistowska-Olszewska
Zdjęcia: autorka

MP 9/2022