post-title Burzliwe lata 90. oczami (czecho)słowackiego dyplomaty

Burzliwe lata 90. oczami (czecho)słowackiego dyplomaty

Burzliwe lata 90. oczami (czecho)słowackiego dyplomaty

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Jest to historia słowackiej pary Ladislava Volka i jego żony Boženy, których podział Czechosłowacji zastał w Warszawie. Trzydzieści lat temu z dyplomaty reprezentującego 15-milionowy kraj, stał się dyplomatą nowego państwa – Słowacji – i ochoczo zakasał rękawy, by w Warszawie budować nową markę – Instytut Słowacki.

 

Z Orawy do Krakowa przez Bratysławę

Często można ich spotkać na różnych spotkaniach w Instytucie Polskim w Bratysławie. Ich wnuk – Vincent uczęszcza do Szkoły Polskiej przy Ambasadzie RP. Często rozmawiamy po polsku, bo pan Ladislav z Polską związany jest prawie od dzieciństwa.

„Mieszkałem w Dolnym Kubinie, więc Polskę miałem tuż za miedzą“ – wspomina, ale zaraz dodaje, że w czasach jego młodości granica była szczelna, a do sąsiedniego kraju dostał się dopiero podczas studiów. Studiował socjologię w Bratysławie, a po pierwszym roku otrzymał propozycję kontynuacji nauki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Tak rozpoczęła się jego przygoda z Polską.

 

Zauroczenia Polską

„Moje pierwsze skojarzenia z Polską wiążą się z dzieciństwem, bowiem  rodzinne miasto Piešťany często odwiedzają obcokrajowcy, wśród których nie brakowało Polaków.“- opisuję pani Božena Volková. To z pewnością miało również wpływ na wybór drogi życiowej naszej bohaterki, która pilnie uczyła się języków obcych, a potem wygrała konkurs i została stewardessą w Czechosłowackich Liniach Lotniczych.

Ale to nie dzięki pracy dotarła do Polski, tylko dzięki chłopakowi, który poprosił ją o rękę i zabrał w podróż przedślubną na Mazury. Ten region Polski ją zauroczył. Podobnie zresztą jak i polscy przyjaciele narzeczonego.

W Karlowych Warach

Božena i Ladislav poznali się podczas festiwalu filmowego w Karlowych Warach, dokąd nasz bohater trafił jako pracownik Słowackiego Instytutu Filmowego. Z kolei pani Boženka przyjechała do Karlowych Warów na zaproszenie znajomych. Tam okazało się, że brakuje tłumacza z francuskiego, by móc wyświetlić francuski film, poproszono więc o pomoc naszą bohaterkę.

W dowód wdzięczności zaproponowano jej potem udział w eleganckim przyjęciu w najbardziej prestiżowym hotelu „Pup” – wtedy jedynym pięciogwiazdowym hotelu w całej Czechosłowacji. „Nie wypadało, żebym poszła bez partnera“ – wspomina. Owi znajomi zaproponowali jej wówczas towarzystwo pewnego chłopaka z Bratysławy.

„Przed hotelem pojawił się bardzo elegancki młody mężczyzna, w muszce w groszki. Bardzo mi się spodobał! Prezentował się świetnie, a  na przywitanie pocałował mnie w rękę!“ – opisuje z uśmiechem. Ich znajomość przerodziła się później w miłość. Ślub wzięli we wrześniu 1977 r.

 

Dyplomacja czechosłowacka

Początek lat 90. i przemiany ustrojowe przyniosły także nowy powiew w dyplomacji. Kiedy ogłoszono konkurs na stanowisko dyrektora Ośrodka Kultury Czechosłowackiej w Warszawie, ktoś ze znajomych pracowników ministerstwa spraw zagranicznych, podsunął mu pomysł, by wziął w nim udział.

„Nie byłem pewien, czy nowa młoda demokracja będzie gotowa otworzyć drzwi także dla Słowaka, chcącego reprezentować Czechosłowację na tak ważnym stanowisku. Byłem jednak pewien, że konkurs wygram“ – wspomina L. Volko, którego atutem była świetna znajomość polskiego, polskiej kultury i jej reprezentantów i zdolności organizacyjne. O stanowisko ubiegało się kilkanaście osób.

„Po konkursie poszedłem do restauracji, mieszczącej się tuż obok ministerstwa spraw zagranicznych w Pradze, gdzie niedługo potem pojawił się ktoś z komisji, przynosząc dobrą nowinę, że wyjeżdżam do Warszawy!“ – opisuje wydarzenie, które miało miejsce pod koniec 1991 r.

 

Bez entuzjazmu

Jego małżonka aż tak entuzjastycznie nie zareagowała na wieści o przeprowadzce. „Kiedy w 1989 r. skończyłam 40 lat, przestałam pracować w liniach lotniczych i w Bratysławie zaczęłam budować swoją nową karierę zawodową“ – mówi pani Božena, która założyła firmę szkolącą hostessy.

„Byłam jedyna w całej Czechosłowacji i szło mi bardzo dobrze“ – ocenia swoje działania w zakresie przedsiębiorczości i kształcenia. „Grupa biznesmenów wybrała mnie i powierzyła mi zadanie, by wyszkolić dla nich hostessy – młode dziewczyny, najczęściej studentki. Ponieważ miałam znajomości wśród pedagogów i dyplomatów, zapraszałam do współpracy wybitnych fachowców z różnych dziedzin“ – dodaje.

Po jakimś czasie została specjalistką od savoir vivre, protokołu dyplomatycznego i realizowała kursy dla dyplomatów, Słowackiej Rady Narodowej, Kancelarii Prezydenta i innych. Nic dziwnego, że nie chciała zostawić dobrze rozwijającej się firmy. „Jako była stewardessa miałam darmowe bilety lotnicze, wymyśliłam więc sobie, że co 4 – 5 tygodni będę latać z Warszawy do Bratysławy, by na miejscu koordynować to, czego nie da się na odległość“ – wspomina.

 

Na czele ośrodka

Nowy dyrektor Ośrodka Kultury Czechosłowackiej przejął swoje obowiązki w styczniu 1992 r. „Miałem już wszystko zaplanowane na trzy lata z góry“ – opisuje mój rozmówca, który już w pierwszym roku dyrektorowania zdążył przyciągnąć do ośrodka takie osobowości, jak Agnieszka Holland, Jiří Menzel, pisarz Lajos Grendel a wraz ze Zbigniewem Namysłowskim założył Klub Jazzowy 66.

„Przygotowywałem też wieczory poświęcone mniejszościom narodowym mieszkającym w Czechosłowacji – węgierskiej czy romskiej – przedstawiając nie tylko ich muzykę, sztukę, poezję, ale także liczne czasopisma i inne publikacje, które wydawali“ – opowiada.

 

Dyplomacja czeska czy słowacka?

W tym czasie w jego kraju dokonywały się przełomowe zmiany, prowadzące w efekcie do podziału Czechosłowacji. Kiedy już było wiadomo, że do niego dojdzie, zadowoleni z pracy Ladislava Volka Czesi zabiegali, by nadal mogli korzystać z jego możliwości i kontaktów.

„Mogłem zdecydować, czy zostanę na czele Czeskiego Centrum, czy przejdę do ambasady słowackiej, którą budowaliśmy od zera“ – wspomina nasz rozmówca, który wybrał służbę dla swoich rodaków. Dzięki jego umiejętnościom udało się znaleźć odpowiedni budynek na siedzibę słowackiej ambasady –  jest to budynek przy ulicy Litewskiej, który wcześniej służył radcy handlowego Ambasady Czechosłowacji.

Na stanowisku dyrektora Czeskiego Centrum przez rok był wakat. „Mieli nadzieję, że wrócę i pokieruję nim, ale ja już miałem wizję zbudowania Instytutu Słowackiego, któremu nadałem taką właśnie nazwę“ – mówi Volko.

 

Z krzykiem do ministra

Nie było to łatwe wyzwanie, bo ówczesny słowacki minister spraw zagranicznych Milan Kňažko twierdził, że nowe państwo nie ma na to środków. „Byłem przekonany, że możemy bazować na umowie między Polską a Czechosłowacją o wzajemności, na podstawie której dotychczas działał jeden ośrodek w Warszawie z filią w Szczecinie, a dwa polskie na terenie Czechosłowacji: w Pradze i Bratysławie.

Nadszedł zatem czas na otwarcie w Polsce Instytutu Słowackiego“ – wyjaśnia. Udało mu się zyskać akceptację strony polskiej. „Pamiętam, jak przez telefon nakrzyczałem na Milana Kňažkę, żeby podpisał odpowiednie dokumenty“ – na te krzyki mógł sobie pozwolić, ponieważ z ministrem przyjaźnił się od dawna. Za jakiś czas potrzebny dokument został podpisany, a nasz bohater mógł zacząć działać.

Dyplomacja słowacka

„Kiedyś poznałem pewnego lekarza, pracującego w przychodni na Krzywym Kole“ – snuje wspomnienia L.Volko. Od niego dowiedział się, że przychodnia niedługo zostanie zamknięta. Była to informacja, którą postanowił wykorzystać i aby lokal pozyskać stanął do konkursu, który wygrał. Chodziło o idealne miejsce w samym historycznym centrum Warszawy.

Co prawda renowacja lokalu była kosztowna, wymagała ujednolicenia norm polskich i słowackich, ale powiodła się. „Miejsce jest podpiwniczone, więc dysponuje pięknymi pomieszczeniami, a ja, kiedy dowiedziałem się, że możemy zabiegać o piwnicę obok, również i o nią zawalczyłem“ – opisuje.

W czasie pozyskiwania zezwoleń i realizacji remontów nasz bohater w innych miejscach Warszawy organizował imprezy promujące Słowację, na przykład w Pałacu Kultury i Nauki wystawy dzieł Martina Martinčeka, Rudolfa Fily i innych.

 

Zwroty akcji w dyplomacji

Kiedy remont budynku na Krzywym Kole dobiegał końca, przyszła zaskakująca decyzja o odwołaniu Ladislava Volka ze stanowiska i o zakończeniu jego misji dyplomatycznej w Polsce. W tym czasie na Słowacji szalał mecziaryzm. Na szczęście potem doszło do zmian demokratycznych, co mojemu rozmówcy ponownie otworzyło drzwi do dyplomacji – został ambasadorem Słowacji w Indiach.

 

Podział dziś a wtedy

„Na początku nie byłem zadowolony z podziału, bo Czechosłowacja miała dobrą markę. Było mi po prostu żal tego wszystkiego“ – wspomina i dodaje, że dyplomatyczne początki Słowaków były trudne.

„Wcześniej w dyplomacji Czechosłowację reprezentowali prawie w 95 procentach Czesi, my zaczynaliśmy od początku, bo ci nieliczni słowaccy dyplomaci najczęściej decydowali się na pozostanie po czeskiej stronie, gdyż większość z nich miała mieszkania i rodziny w Pradze“ – wyjaśnia i dodaje nie bez dumy, że jako pierwszy dyrektor Instytutu Słowackiego w Warszawie i ambasador Słowacji w Indiach, jak również w Sri Lance, Bangladeszu, Malediwach, Nepalu i Bhutanie,  już na zawsze zapisał się na kartach słowackiej dyplomacji.

 

Wierni kulturze

Po zakończeniu pracy w dyplomacji został wykładowcą na Uniwersytecie św. Cyryla i Metodego w Trnawie i nawiązał współpracę z kilkoma uniwersytetami polskimi. Pełnił też funkcję prezydenta Słowackiego PEN Clubu.

Dziś państwo Volkowie nadal działają na rzecz kultury krajów, w których przyszło im mieszkać. I tak w Bratysławie założyli 40 lat temu India Klub, zaś sam Ladislav Volko pisuje, między innymi do krakowskiej kawiarnianej gazetki Vis a Vis, tłumaczy i pisze poezję po polsku, bywa jurorem na międzynarodowych festiwalach filmowych w różnych krajach, w tym również w Polsce.

„Czuję, że trochę jestem Polakiem, nawet jak przylatywałem z Indii na urlop, to lądowałem najpierw w Warszawie, by kupić sobie nowe książki, spotkać się ze znajomymi, pooddychać tamtejszym powietrzem“ – mówi z uśmiechem, a pani Boženka dodaje, że zupełnie inaczej postrzega się dany kraj, kiedy ma się okazję w nim pomieszkać. Oboje są wdzięczni za możliwości, które przyniosło im życie.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 2/2023