Edwarda Redlińskiego ciąg dalszy

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Urodzony w 1940 roku we wsi Frampol koło Białegostoku, z wykształcenia inżynier i dziennikarz wszedł na trwale do kanonu polskiej literatury współczesnej. Debiutował w 1967 roku tomem opowiadań Listy z rabarbaru.

Jego Konopielka (1973), podobnie jako w tym samym roku wydany Awans, stała się najgłośniejszą powieścią polską lat siedemdziesiątych. Sztuki Wcześniak, Jubileusz, Pustaki czy Cud na Greenpoincie zyskały mu popularność wśród publiczności teatralnej i uznanie krytyki. W latach 1984-1991 przebywał w Nowym Jorku, gdzie, jak sam mówi, „badał kapitalizm metodą obserwacji uczestniczącej”. Rezultatem tych „badań” były utwory Dolorado i Szczuropolacy.

Kolejnym wielkim sukcesem autora stała się wydana w 1999 roku powieść Krfotok oraz powieść Trasformejszen czyli jak golonka z hamburgerem tańcowała (reportaż optymistyczny) (2002). Ta ostatnia wzbudziła wiele dyskusji, trudno by stało się inaczej, Transformejszen to wielka parodia życia i myślenia w III Rzeczpospolitej.

W ciągu ostatnich dwóch lat Edward Redliński obdarzył nas dwiema nowymi książkami. Obie potwierdzają nie tylko wielki talent autora, ale też niesłabnący instynkt poszukiwacza nowych tematów i nowych form wypowiedzi.

 

W 2005 roku warszawskie wydawnictwo „Świat Książki“ w serii Nowa Proza Polska wydało jego powieść Telefrenia. Jej bohater to inżynier Andrzej Kmicic, którego obiektem uczuć jest pewna aptekarka Oleńka Billewiczówna. Ale w tej powieści inżynier przestaje być inżynierem, a aptekarka aptekarką. Redliński w Telefrenii porusza tak bardzo dziś aktualny problem uzależnienia człowieka. Uzależnienia od telewizji, prasy, Internetu, od nadmiaru informacji.

Podleganie natłokowi informacji rozbija ludzką osobowość i, w przypadku naszego bohatera, prowadzi do tego, że nie jest on w stanie dostrzec realnych osób, ale każdego, także własne dzieci, obsadza w roli obejrzanego kiedyś filmu i nazywa nazwiskiem znanej z ekranu gwiazdy.

W tym życiu na niby nie ma przełomów moralnych, a rzeczywistość, która przestała być realna, jest ciągiem bzdur i ról odgrywanych przy poklasku mas. Z dużą zjadliwością, ale także z właściwym sobie poczuciem humoru Redliński pokazuje, jak bardzo niebezpiecznym zjawiskiem dla naszej rzeczywistości jest otoczka medialna, która w niedostrzegalny sposób zalewa każdy aspekt naszego życia.

 

Drugą książką Redlińskiego, którą pragnę polecić, jest zbiór opowiadań, wywiadów, felietonów, miniatur, zatytułowany Bumtarara. Szkice z wyprawy antyamerykańskiej, wydany w 2006 roku przez wydawnictwo „Prószyński i S-ka”.

Wszystkie te gatunkowo różne formy autorskiej wypowiedzi nie znalazły się w książce przypadkowo, nie są wynikiem jakiegoś opróżniania szuflady biurka, ale świadomym zabiegiem autora, który w ten sposób chce nam przekazać dynamiczny, skontrastowany obraz życia w Nowym Jorku.

Czytelników wcześniejszych „amerykańskich” powieści i opowiadań Redlińskiego autor Bumtarara niewątpliwie zaskoczy. Kontynuując wiele obrazów i wątków, znanych nam ze Szczuropolaków, Dolorada czy Tańcowały dwa Michały, rozprawia się wprawdzie z popularnym mitem Ameryki, drwi z jej kultury masowej, kultu pieniądza, kpi z polskiego getta i na tle Ameryki demaskuje nasze cwaniactwo, zawiść, malkontenctwo, próżne gesty.

O ile w latach dziewięćdziesiątych nasi rodacy w Ameryce byli głównie obiektami jego negacji i szyderstwa, o tyle w Bumtarara kreśli przede wszystkim sylwetki tych, którzy dzięki samodyscyplinie, nauce, pracy uciekli z polskiego piekiełka i odnieśli sukces. Ameryka z Bumtarara to kraj wolności i olbrzymich możliwości.

Redliński w swej książce daje wyraz swej fascynacji nie tylko nowojorskim tempem życia, ale także wielokulturowością miasta, o którym m.in. pisze: „Kto potrzebuje natury, ładu, spokoju – nie wytrzyma w tym mieście. Powie: – barbarzyństwo. Chaos. Bezsens. I wyjedzie. Kto za największy cud świata uważa człowieka – jego mózg i kulturę – kto potrzebuje bodźców, aktywności, wymiany, gry, wyścigu, hazardu – ten nie da rady z tego miasta wyjechać”.

Obie książki Edwarda Redlińskiego zaskakują i formą, i autorskimi spostrzeżeniami, obie potwierdzają raz jeszcze talent ich autora i, tak jak te wcześniejsze, warte są przeczytania.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 3/2007