post-title Trzy debiuty

Trzy debiuty

Trzy debiuty

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Po debiutanckie książki sięgamy zawsze z pewnym ryzykiem, sięgając po książkę znanego nam już autora tego ryzyka jesteśmy pozbawieni. Wiemy, czego po lekturze możemy się spodziewać, znamy język, którym się posługuje, jesteśmy ciekawi, co tym razem będzie chciał nam powiedzieć, a że nas czasem rozczaruje, no cóż, wybaczymy mu to, pamiętając,  że tamta czy tamte książki były o niebo lepsze.

Ale niebezpieczeństwo ryzyka nie powinno nam przeszkadzać w lekturze debiutów. Traktujmy je jak spotkanie z nieznanym człowiekiem, spotkanie, któremu nie towarzyszą uprzedzenia, ale ciekawość, jaki jest, co w sobie skrywa, jak widzi świat, ten mały i ten wielki. Z ostatnio przeczytanych książek debiutanckich wybrałam trzy, które moim zdaniem są dość reprezentatywne dla prądów, przeważających w prozie nowych polskich autorów.

Nie rozczaruje czytelnika Adam Kaczanowski, autor powieści Bez końca („Prószyński i S-ka”, Warszawa 2005). Charakteryzuje go doskonały zmysł obserwacji. Swych bohaterów – młodych, pracowitych menedżerów umieszcza w scenerii luksusowych biur i równie luksusowych mieszkań czy klubów.

Są nieźle sytuowani, pracą zapewnili sobie wygodne życie, jakiego wielu może im pozazdrościć. A jednak ci zdolni trzydziestolatkowie w pewnym momencie zaczynają się czuć zagubieni, dużo starsi niż wskazują ich metryki. Chcą w swym życiu coś zmienić, rozpocząć je od nowa.

Burzą dotychczasowe związki uczuciowe, ale o ile ich burzenie dokonuje się stosunkowo łatwo, budowanie czegoś nowego jest znacznie trudniejsze. Bez końca to dobra powieść realistyczna o nowych bohaterach naszych czasów, młodych ludziach klasy średniej, wiecznie zabieganych pracoholikach, nad którymi pojawia się widmo wypalenia.

Z debiutów, które prezentuję, to właśnie powieść Adama Kaczanowskiego wydaje mi się najdojrzalsza. Autor nie epatuje nas patologią dzisiejszych dni, nie ma u niego ani zbrodni, ani alkoholizmu czy narkomanii, dyżurnych motywów nowej prozy, są natomiast z dużym dystansem opisane nasze czasy i ludzie w tych czasach żyjący. 

Powieść debiutancką Anny E. Kamienieckiej Dziewczyna z Buenos (Wyd. „Czarne”, Wołowiec 2005) można w uproszczeniu określić jako dość popularną w twórczości młodych historię trudnego związku. To opowieść o kobiecie, ustawicznie wystawiającej na próbę uczucia partnera. Akcja powieści rozgrywa się w ulicach Amsterdamu.

Nie są to jednak malownicze zakątki, znane z turystycznych folderów, ale ponure labirynty, pełne zagubionych, obojętnych ludzi. Wszyscy są anonimowi, wszyscy są sobie obcy, a międzyludzkie kontakty są, jak w każdej metropolii, bardzo powierzchowne.

Świat Anny Kamienieckiej jest wyjątkowo pesymistyczny i ponury, wszyscy w nim są ofiarami. Optymistyczne jest jedynie to, że każda z przedstawionych postaci z tej pustki i szarości chce uciec, każda ma swoje miejsce, gdzie świeci słońce.

 

Trzecim debiutantem, którego książkę czytelnikom przedstawiam, jest Zbigniew Masternak ze swoją powieścią Niech żyje wolnośćwydaną przez poznańskie wydawnictwo „Zysk i S-ka” w 2006 roku.

Jak wielu przed nim i Masternaka fascynuje zdegradowana prowincja, zatęchłe miasteczko, upadające przedsiębiorstwa, kończące się mordobiciem dyskoteki; motywy dobrze nam znane z niezliczonej ilości lepszych i gorszych powieści polskich ostatnich lat i, przyznajmy, już dość ograne, niezbyt zachęcające do lektury.

Ale są w tej książce pewne fragmenty, epizody, żyjące autonomicznie, dla których warto po nią sięgnąć. Takie właśnie fragmenty jak Psy czy O wydalaniu poezji pozwalają nam wierzyć, że Masternak w literaturze zaistnieje, może jednak nie jako powieściopisarz, ale autor opowiadań. Nie przypadkowo przedstawiłam książki bardzo się różniące – taka jest literatura i na tej różnorodności polega jej urok.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 6/2007