Uliczka prowadząca do Sibamac Arény w Bratysławie pełna już samochodów, a próbuje w nią wjechać jeszcze autobus, z którego za chwilę wysypują się licznie przybyli fani Piotra Rubika. Mogąca pomieścić 4 tysiące osób sala szybko się zapełnia.
„Nie mogę się doczekać“ – mówi do swoich znajomych siedząca za mną pani i wyraża nadzieję, że podczas koncertu zabrzmi też piosenka, która szczególnie przypadła jej do gustu i którą zaczyna śpiewać na głos. Słowaczka śpiewa po polsku! – myślę sobie. Podczas tego wieczoru przekonam się, że większość zebranych w hali Słowaków zna na pamięć przeboje Piotra Rubika.
Zanim rozpocznie się koncert obserwuję przybyłych widzów: starsi, młodsi, księża, siostry zakonne… Co chwilę ktoś kogoś serdecznie wita, ktoś do kogoś telefonuje i pyta, w którym sektorze siedzi, by chociaż do niego pomachać. „Z tą panią spotkaliśmy się w Koszycach – słyszę za plecami. – A tamci są z Vranova nad Topolą!“.
Punktualnie o 19.00 gasną światła i na scenę wchodzi orkiestra oraz chór. To w sumie 120 osób. Konferansjer wita solistów oraz samego Piotra Rubika. Publiczność jest szczęśliwa! Trzygodzinny koncert „The best of“ mija bardzo szybko.
Fani szybko się włączają i śpiewają z artystami, żywo reagują na dowcipy dyrygenta i kompozytora w jednej osobie, bowiem ten podczas koncertu opowiada historie swoich piosenek. „Ten utwór powstał na zamówienie pewnej artystki, ale nie spodobał się jej, więc my teraz przedstawimy państwu tę niechcianą piosenkę“ – mówi Rubik i już po pierwszych akordach słowaccy widzowie śpiewają ją razem z artystami.
Kiedy Piotr Rubik zapowiada ostatni utwór, z sali dochodzą głosy sprzeciwu. Blisko czterotysięczna publiczność stoi i śpiewa po polsku. Zanim jednak usłyszymy piosenkę na bis, tym razem po słowacku, konferansjer zaprasza na scenę 10-letnią dziewczynkę, która wygrała konkurs rysunkowy na najpiękniejszy portret Rubika. Wyboru zwycięskiej pracy dokonał sam mistrz, a nagrodą jest występ z nim na scenie – dziewczynka „pomaga” mu dyrygować orkiestrą i chórem.
To ciekawe, że tylu Słowakom grają w duszy polskie piosenki – myślę sobie, a mój mąż dodaje, że to dobra promocja Polski. W największej bratysławskiej hali podczas dwóch wieczorów ostatniego weekendu lutego dominował język polski.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik