WYWIAD MIESIĄCA
Przybył do Bratysławy z okazji wydania swoich esejów na Słowacji (relacja z imprezy na stronie…). Dla naszych czytelników oraz czytelników dziennika SME Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej“, odpowiedział na pytania, dotyczące polskiej, słowackiej i europejskiej polityki.
Rozmawiamy w kilka tygodni po wyborach parlamentarnych w Polsce i na kilka tygodni przed wyborami na Słowacji. Co Pana najbardziej zaskoczyło w polskich wyborach?
Niedawno podczas kolacji z przyjaciółmi rozmawialiśmy o wynikach wyborów w Polsce. Kiedy powiedziałem, że mój syn głosował na Palikota, okazało się, że dzieci moich znajomych dokonały takiego samego wyboru – dzieci ludzi, którzy byli związani z opozycją, oddały głos na najbardziej antyklerykalną formację w Polsce! Przy czym wszystkie te dzieci uczęszczały na religię w szkołach!
Jak Pan to wyjaśni?
Młodzi ludzie mają dosyć dominacji Kościoła katolickiego.
Kiedy rok temu rozmawialiśmy po wyborach na Słowacji, pochwalił Pan Słowaków za ich dojrzałość, że wybrali kobietę na premiera.
Bardzo cenię panią premier. Zmieniła wizerunek Słowacji w Europie i na świecie: bystra, inteligenta, zna świetnie angielski. Wcześniej Słowacja miała wizerunek prowincjonalnego kraju. Oczywiście obalenie rządu przez partię pana Sulika jest politycznym nonsensem i jest działaniem na szkodę słowackiej demokracji. Rok temu Słowacja pokazała się z dobrej strony, teraz z tej gorszej.
Sądzi Pan, że wróci obraz Słowacji prowincjonalnej?
Może wrócić. Jeżeli rzeczywiście będzie tak, jak wskazują sondaże, czyli że wszystkie karty polityczne weźmie Robert Fico. Orban w Budapeszcie i Fico w Bratysławie to niebezpieczne w oczywisty sposób, bo wtedy łatwo jest przykrywać problemy wewnętrzne organizowaniem problemów i napięć zewnętrznych.
Niektórzy politolodzy twierdzą, że może dojść do koalicji Roberta Ficy i Mikuláša Dzuridny. Jak Pan ocenia szanse na powstanie takiego duetu?
Ludzie się zmieniają, zmieniają się uwarunkowania. Jeżeli pan Fico obserwuje to, co się dzieje w Europie, to może dokonać zwrotu. Kilka lat temu nikt nie wyobrażał sobie, że minister Radek Sikorski, który był w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, będzie czołowym politykiem Platformy Obywatelskiej i wystąpi w Berlinie z przemówieniem, apelując do Niemców o większą inicjatywę w Europie.
Wszyscy się zmieniamy. Nie potrafię odpowiedzieć na pani pytanie, ale – ponieważ dobrze życzę Słowacji – chciałbym, żeby kierowała się polityką rozsądną, proeuropejską, bo inaczej zwycięży opcja odwrotna. Jeśli Słowacy chcą widzieć swój kraj w postsowieckim obszarze, to niech głosują na przeciwników Unii Europejskiej.
Co do wystąpienia ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w Berlinie pod koniec polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, kiedy jako pierwszy Polak powiedział, że nie boi się Niemców, ale ich bierności wobec kryzysu w strefie euro: zgadza się Pan z nim?
Poparłem ministra Sikorskiego w komentarzu na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”. Minister tym przemówieniem przełamał pewne stereotypy polskiego myślenia o Unii Europejskiej i Niemcach. Nie wchodząc w szczegóły, bo o szczegółach można dyskutować, uważam, że Sikorski ma rację.
Sikorski wzywał Niemców do aktywności, kiedy inni obawiają się dominacji niemieckiej, twierdząc, że w Unii mówi się po niemiecku…
Europa nie mówi tylko po niemiecku, ale w kilku językach. Europa to różnorodna orkiestra, w której głos Niemców jest bardzo ważny. W Polsce zmienia się stereotyp patrzenia na Niemcy przez pryzmat II wojny światowej, Hitlera i bardzo dobrze się stało, że Sikorski tę zmianę nazwał po imieniu.
Ale nie wywołało to w Polsce jednoznacznej, optymistycznej reakcji…
W każdym kraju w Europie są środowiska eurosceptyczne, więc nic dziwnego, że one są także w Polsce.
Jarosław Kaczyński domagał się nawet trybunału stanu dla Sikorskiego. Czy to adekwatna reakcja?
Kaczyński może sobie mówić różne rzeczy, tak jak ja mogę twierdzić, że się ożenię z Angeliną Jolie.
Dlaczego ten występ Sikorskiego miał miejsce właśnie w tym czasie?
Wybrał dobry moment. Został wszędzie usłyszany. Gdyby to powiedział w sierpniu, to sytuacja jeszcze nie była tak napięta, tak dramatyczna. On trafił w centrum uwagi publicznej.
Działał z zaskoczenia?
To jest dobre pytanie. Na pewno zaskoczył opinię publiczną i w Polsce, i w Niemczech. Miałem wrażenie, że to nie była improwizacja, ale dobrze przemyślany krok.
Czy wystąpienie Sikorskiego nie było dowodem na to, że Polska obawia się utraty wpływu na sprawy europejskie?
Ja bym tego tak nie powiedział. Sikorskim powodował strach, że projekt europejski się rozpadnie.
A rozpadnie się?
To dobre pytanie do proroka, ja jestem historykiem.
Czy Unia podzieli się na strefę euro i resztę?
To jest bardzo ważne pytanie. Tak może się stać, ale to byłoby budowaniem muru wewnątrz Unii. Uważam, że to jest zła droga, ale może jedyna? Może innej nie ma?
Polska jeszcze nie wprowadziła euro. Czy teraz będzie się spieszyć, by przyjąć europejską walutę?
Nie wydaje mi się. Według mnie, będziemy robić wszystko, by być gotowym do przyjęcia euro, natomiast nie sądzę, żebyśmy się spieszyli do strefy euro, bo w tej strefie panuje kryzys i bałagan, a my tam wiele dobrego nie wniesiemy. Oczywiście wejdziemy do strefy, ale teraz trudno wskazać datę.
Projekt unii fiskalnej to dobry plan?
Myślę, że jeżeli Unia chce mieć ważną pozycję na arenie międzynarodowej, to należy iść w stronę integracji gospodarczej i politycznej.
Czy nasze kraje są na to przygotowane?
Nie, to będzie proces.
Słowacy niedawno przeżyli aferę podobną do tej w Polsce, kiedy to tajne służby podsłuchiwały dziennikarzy. Kiedy można podsłuchiwać dziennikarzy?
Nigdy. Chyba, że jest realne podejrzenie, że ma się do czynienia nie z dziennikarzem, ale na przykład handlarzem narkotyków czy przestępca. Wolne media, czyli media niepodsłuchiwane, to jest podstawowa deklaracja porządku demokratycznego w każdym kraju.
Te podsłuchy pokazały bliskie relacje między pewną dziennikarką a politykiem, który starał się wpływać na to, co ona będzie pisać. Jak bliskie relacje powinny być między dziennikarzami a politykami?
No to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Zasada, która by zakazywała spotkań dziennikarzom z politykami, jest absurdalna, bo przecież dziennikarz musi zyskiwać informacje. Natomiast źle się dzieje, jeżeli dziennikarz staje się instrumentem w czyichś rękach i pisze nie to, czego od niego wymaga prawda materialna, ale to, czego wymaga od niego polityk, biznesmen, prezes drużyny piłki nożnej czy hokejowej. To jest sprawa rzetelności dziennikarza, czy potrafi być niezależny.
Pewien słowacki dziennikarz napisał w kontekście afery podsłuchowej, że nie ma niezależnych dziennikarzy. Pan się z nim zgadza?
Co to znaczy „niezawisły dziennikarz”? Każdy jest uzależniony od swojej rodziny, przyjaciół. Ale jest niezależny w tym sensie, że nikt nie może narzucić dziennikarzowi, co ma pisać, pod groźbą, że na przykład straci pracę. Jaki zrobi użytek z tej niezależności, to zależy od niego. Wszystko, co ja piszę, jest niezależne. To może być mądre albo głupie, ale mnie poleceń nie może wydać żadna partia polityczna, biskup czy biznesmen.
Zbliżają się mistrzostwa Europy w piłce nożnej Euro 2012, które organizują Polska i Ukraina. Polacy znaleźli się w grupie z Grekami, Czechami i Rosjanami. Który mecz będzie najciekawszy dla kibiców, a który dla politologów?
Dla kibiców chyba z Czechami, bo są mocni. Dla politologów z Grekami.
A dla Pana?
Dla mnie będzie najciekawszy mecz z Rosją.
Dlaczego?
To wynika z mojej biografii. Jeśli chodzi o futbol to jestem ciemnym, polskim nacjonalistą.
Kto wygra?
Skoro jestem sportowym nacjonalistą to odpowiem, że oczywiście Polska!
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Autorka