Maryli Rodowicz podróż sentymentalna

 CZUŁYM UCHEM 

Maryla Rodowicz to w Polsce żywa legenda. Ma tylu zagorzałych wielbicieli, ilu zapiekłych wrogów. Nazywana jest „ikoną” i „królową polskiej muzyki”, ale też „starzejącą się bez godności królową kiczu”. Skrajne opinie na temat Maryli Rodowicz nie dziwią, bo trudno ją zaszufladkować.

Podczas swojej imponującej kariery współpracowała z najlepszymi kompozytorami i tekściarzami – m.in. Agnieszką Osiecką, Katarzyną Gaertner, Jackiem Cyganem i Andrzejem Smolikiem. Nagrała kilkadziesiąt płyt; w swoim dorobku ma około dwóch tysięcy piosenek, a wśród nich tak wielkie przeboje, jak „Małgośka”, „Sing-sing”, „Niech żyje bal” i „Ale to już było”. Szokowała i zaskakiwała scenicznym wyglądem na wiele lat przed Lady Gagą. Nie bała się artystycznego ryzyka; często zmieniała muzyczne style, nie tracąc przy tym nic z wyrazistości swojego wizerunku.

Pod koniec ubiegłego roku artystka wydała płytę „50”. Zaproponowała słuchaczom kompozycje z lat pięćdziesiątych XX wieku w nowoczesnych aranżacjach. Na krążku znalazły się m.in. „Do grającej szafy”, „Karuzela”, „ Pierwszy siwy włos”, „Cicha woda”, „Serduszko puka w rytmie cha-cha”, „A mnie jest szkoda lata” i „Czerwony autobus”.

Pomysł na nagranie płyt z piosenkami retro nie jest nowy; moda na takie wydawnictwa trwa nieprzerwanie od ponad dziesięciu lat na całym świecie. Po piosenki z repertuaru Franka Sinatry, Louisa Armstronga i Binga Crosby’ego sięgnął w 2001 roku idol nastolatek Robbie Williams (płyta „Swing when you are winning”). Swingujące standardy XX wieku prezentuje we wciąż ukazującej się serii „The Great American Songbook” Rod Stewart. W Polsce przeboje z okresu międzywojnia przypomniał na płycie „Song.pl” (2009) Robert Janowski.

Propozycja Rodowicz nie jest zatem czymś odkrywczym, ale ma sporo uroku. Nowe aranżacje ożywiają kompozycje, które w oryginalnych wykonaniach brzmiały wprawdzie pięknie, ale niestety nieco już archaicznie.

„Dla mnie to powrót do dzieciństwa. Lata pięćdziesiąte, gdzie oprócz muzyki ludowej w radiu słuchałam właśnie tych wspaniałych kompozycji zaaranżowanych po amerykańsku. To mnie kształtowało. Poza tym jest to fantastyczny pretekst do zrobienia płyty swingowej, klimatycznej (ballady jazzowe) i dynamicznej jednocześnie (rockabilly, czyli pierwsza forma rock&rolla połączonego z boogie i bluesem). W studio Sound&More z realizatorem Rafałem Paczkowskim i znakomitymi muzykami osiągnęliśmy brzmienie amerykańskich big bandów” – opowiada o płycie „50” Maryla Rodowicz.

W jej interpretacji kilkudziesięcioletnie utwory brzmią bardzo dojrzale i efektownie. Wszystkie są zaśpiewane z charakterem i mocą, których często brakuje najnowszym przebojom. Wyrazy uznania należą się zresztą nie tylko Maryli Rodowicz, ale i towarzyszącym jej muzykom – m.in. Markowi Napiórkowskiemu, Robertowi Kubiszynowi i Orkiestrze Sinfonia Viva.

Dla poszukujących czegoś innego niż współczesny mainstream „50” to ciekawa alternatywa. Dla fanów Maryli Rodowicz – pozycja obowiązkowa.

Katarzyna Pieniądz

MP 3/2012