ROZSIANI PO ŚWIECIE
Izrael – kraj skomplikowany, historia pogmatwana, ludzie nieoczywiści. Czy to naprawdę opis tej Ziemi Obiecanej?
Kawiarniany początek
Izrael oczarował mnie już samym opisem. Pierwszy raz o wyjeździe tam pomyślałam 3 lata temu, kiedy na mojej drodze pojawili się izraelscy przedsiębiorcy, otwierający w Warszawie przy Kruczej kawiarnię „Aroma”. Chodziłam tam z koleżankami na kawę, bo wieść gminna niosła, że właśnie tam stężenie przystojnych mężczyzn na metr kwadratowy jest o wiele wyższe niż gdziekolwiek indziej. Przychodziłam i chłonęłam tamtejszą atmosferę.
Stoły w tej kawiarni były długie, dzięki czemu do obfitych posiłków zasiadały przy nich całe rodziny. Polubiłam to miejsce. Polubiłam Izraelczyków, których tam spotkałam – to był zupełnie inny świat. Miałam nowych znajomych, więc nie chcąc wyjść na ignorantkę, któregoś dnia po prostu zaczęłam czytać artykuły na temat ich kraju, po nocach oglądałam filmy dokumentalne o Izraelu, jego historii, kulturze, konflikcie izraelsko-palestyńskim, czyli w zasadzie o wszystkim, co miało z nim jakikolwiek związek.
„Izraelski wirus“
Pracowałam wtedy w dziale szkoleń dużej stacji telewizyjnej. Niemal codziennie przynosiłam do biura nową książkę, nowy artykuł i w przerwach czytałam. Dostałam jakiegoś „izraelskiego wirusa”. Moje otoczenie jakoś to tolerowało, ale z dużym dystansem, czasami wtrącając w żartach, że się „zżydziłam do reszty”.
Niespodziewany przełom
Któregoś jesiennego dnia obudziłam się i wiedziałam, czego chcę i jak to osiągnąć. Tego ranka postanowiłam, że zostanę samozwańczą dziennikarką. Pojadę do Izraela na kilka miesięcy i będę kręcić filmiki o tym kraju. I nic nie było mnie w stanie zatrzymać. Muszą Państwo jednak zrozumieć, że nigdy do odważnych osób nie należałam.
Zawsze podróżowałam z rodzicami, całe swoje życie spędziłam w Polsce, nie wyjeżdżając na wakacje do pracy, tak jak to robiło wielu moich znajomych. Nie umiałam porozumiewać się po angielsku i to był mój kompleks. Jednym słowem, gdyby mnie Państwo znali kilka lat temu, nie spodziewaliby się, że wpadnę na tak szalony pomysł, jak samotna podróż do kraju na Bliskim Wschodzie, gdzie co kilka lat wybucha wojna.
Ruszam z kopyta
Pół roku później projekt Israel friendly ruszył z kopyta! Byłam już spakowana, nabuzowana emocjami i nawet zazdrościłam sama sobie, że udało mi się doprowadzić do tego wyjazdu. Miałam sponsorów, partnerów i wsparcie rodziców. Oni wszyscy wierzyli we mnie lub przynajmniej obdarzyli mnie kredytem zaufania i chwała im za to.
Pierwsze jaskółki
Pierwsze moje relacje filmowe i teksty na blogu dotyczyły toczącej się wówczas wojny. Tutejsi mówili, że to nic nadzwyczajnego, że mniej więcej co 2-3 lata mają taką samą sytuację. Zwykle składa się na to kilka czynników: kryzys w negocjacjach pokojowych plus jakieś wydarzenie, które jest aktem jawnej agresji którejś ze stron. I pomimo, że ta agresja nie jest odbiciem myśli i intencji wszystkich Izraelczyków i Palestyńczyków, to jednak konsekwencje tego ponoszą oba narody.
Czym chata bogata
Izraelczycy przywitali mnie niewiarygodnie przyjaźnie. Właściwie od pierwszych dni byłam zapraszana od domu do domu przez nowo poznanych znajomych. Czasem na obiad, kawę, poczęstunek, na piątkową szabasową kolację. To było niewiarygodne doświadczenie. Podróżowałam sama i dzięki temu miałam mnóstwo czasu i uwagi dla ludzi, których spotykałam.
Miałam czas, by porozmawiać z każdym i o wszystkim. I taka też była moja prawdziwa intencja. Rozmawiać z dzisiejszymi Żydami, zajrzeć do ich umysłów, skonfrontować z rzeczywistością to, co ludzie w Polsce mówią o Izraelu i Izraelczykach.
Aroganccy?
Sprawdzałam każdą tezę czy informację, o której czytałam w książkach. Nakręciłam nawet krótki filmik o przewrotnym tytule „Mówią o nas aroganccy“. Rozmawiałam z Izraelczykami wprost o tym, jakie jest ich wyobrażenie o sobie i skąd się może u nich brać poczucie wyższości. Według międzynarodowej opinii Izraelczycy są ponoć wyniośli i aroganccy. Chciałam skonfrontować tą tezę i pokazać tych „okropnych” i „aroganckich” ludzi.
Jak się pewnie Państwo spodziewają, moja opinia o nich była zupełnie inna. Kiedy patrzyłam w twarze konkretnych osób i pozwalałam im mówić, stereotypy przestawały mieć rację bytu, bo historia każdego człowieka była inna, przyczyny zachowań zrozumiałe, a ich ocena co najmniej względna. I o to właśnie w moim projekcie chodziło.
Zależało mi na tym, żeby pokazywać ludzi, z którymi my Polacy możemy się utożsamić. W swoich materiałach mówiłam także o różnicach kulturowych i zawsze starałam się pokazać dwie strony medalu. Mówiłam o tym, co mi się w Izraelu podoba, czego brakuje mi w Polsce, i o tym, co nie zyskało mojej aprobaty.
Izraelski romans zakończony weselem
W trakcie swoich samotnych podróży po Izraelu poznałam Shahaka, Izraelczyka. Zakochałam się po uszy na miesiąc przed powrotem do Polski. Postanowiliśmy ostatecznie spróbować być razem, co oznaczało moją przeprowadzkę do Izraela, przynajmniej na następnych kilka miesięcy. Rozpoczęłam zatem normalne życie w Izraelu. Już nie jako wolna dziennikarka, ale jako imigrantka, która musi od nowa poukładać sobie życie w nowym otoczeniu.
Przez pierwsze trzy miesiące nie miałam pozwolenia na pracę. Chodziliśmy z Shahakiem po urzędach, wyrabiając dla mnie izraelską „zielną kartę“. Kolekcjonowaliśmy dokumenty, zdjęcia i opinie przyjaciół. Trzeba było przedłożyć urzędnikowi listy rekomendacyjne od znajomych, którzy mogli potwierdzić, że w rzeczywistości jesteśmy razem.
Po roku wspólnego, szczęśliwego życia zdecydowaliśmy się na małżeństwo. Szybko, co? Wesele w kręgu bardzo wąskiego grona rodziny i przyjaciół zorganizowaliśmy na Cyprze. Ja Żydówką nie jestem, a w Izraelu można zawrzeć jedynie ślub religijny. Nie ma opcji ślubu cywilnego.
Dla urzędu ważne jest natomiast każde małżeństwo zawarte za granicą. Nawet takie z Las Vegas, zawarte na przysłowiowym kacu, udokumentowane przed izraelskim urzędem będzie ważne, w związku z czym w regionie rozkwita turystyka ślubna.
Krótkie narzeczeństwo też ma swoją praktyczną przyczynę. Ot, jako żona Izraelczyka nabywam więcej formalnych praw, takich jak lepsza opieka zdrowotna, emerytura, zasiłki. Po 4-5 latach od daty zawarcia małżeństwa można otrzymać izraelski paszport, a co za tym idzie można stać się pełnoprawnym obywatelem Izraela.
Początki imigrantki w Izraelu
Po pierwszych trzech miesiącach wolności i wakacji przyszedł czas na poważne życie. Już nie miałam być jego obserwatorem, ale aktywnym uczestnikiem. Życie w innym kraju i kulturze jest zawsze wyzwaniem.
Przez pierwszych kilka miesięcy pracowałam jako kelnerka w hotelu i chociaż cieszyłam się z faktu, że w ogóle mogę pracować, to mając dwa dyplomy i wspomnienie niedawnej wygodnej pracy, trudno było mi akceptować zupełnie inne zasady gry.
Nie znałam języka, więc nikomu w Izraelu na nic się nie zdały moje psychologiczne umiejętności. Trzeba było pracować od świtu do nocy. Pocieszające było to, że w podobnej sytuacji jest większość Izraelczyków. Ludzie są tu bardzo pracowici i głodni sukcesu.
Do Izraela rokrocznie przybywa rzesza nowych Żydów, korzystających z prawa powrotu Żydów do Izraela, nazywanego alija. Państwo organizuje im przez kilka miesięcy pomoc finansową, bezpłatny kurs języka hebrajskiego, wsparcie w poszukiwaniu pracy, ulgi podatkowe i wiele innych udogodnień.
W większości są to ludzie młodzi w wieku produkcyjnym, którzy szukają dobrej pracy, mają nadzieję na świetlaną przyszłość w Ziemi Obiecanej. Ja jako nie-Żydówka, bez tych wszystkich uprawnień startowałam z zupełnie innego pułapu, choć doprawdy nie mam na co narzekać.
Ludzie o trudnych początkach
Mam tu męża i jego rodzinę, która jest bardzo pomocna. Wiem, że mogę na nich liczyć w każdej sytuacji. Wielu młodych ludzi przyjeżdża do Izraela samotnie, nie mając realnego wsparcia bliskich, bo ich rodziny zostały w kraju. Rozpoczynanie życia od zera nigdzie nie jest łatwe, a już na pewno nie w Izraelu, gdzie panuje ogromna konkurencja i wszelkie możliwe różnice pomiędzy grupami społecznymi.
Niemal 1,5 mln z 8 mln wszystkich obywateli Izraela to izraelscy Arabowie, ok. 130 tysięcy to Żydzi etiopscy (tzw. Felaszowie). Ogromna imigracja z krajów postkomunistycznych to ok 400 tysięcy osób. Są też liczne imigracje z Iraku, Jemenu, Ameryki czy Argentyny. Ja z moją polskością nie jestem tu żadnym ewenementem. Tu niemal co trzecia osoba nie urodziła się w Izraelu. To czyni nas wszystkich ludźmi o trudnych początkach.
Polonia w Izraelu
Od początku promowania mojego projektu w Internecie kontaktowali się ze mną Polacy, którzy żyją w Izraelu, niejednokrotnie oferując wszelaką pomoc, począwszy od noclegu po wspólne podróżowanie czy pomoc w kompletowaniu dokumentów. Polonia w Izraelu to w większości kobiety. Niemal 80% to młode kobiety, które wyszły za mąż za Izraelczyków.
Nie znam szacunkowych danych, ale w mojej ocenie to jakieś kilkaset osób w samym Tel Avive. Mamy swoje grupy na Facebooku. Jestem pod wrażeniem wsparcia, jakie można tu otrzymać od rodaków. Począwszy od codziennych rad na forum, po długie spotkania przy kawie, gdzie omawiamy z naszej polskiej perspektywy życie w Izraelu.
To wspaniały wentyl dla wszystkich emigranckich emocji, wspaniała życzliwość i możliwość rozmawiania w języku polskim. Po decyzji o pozostaniu w Izraelu na dłużej nie musiałam nikogo prosić o pomoc. Telefon sam dzwonił.
Polskie kobiety kontaktowały się ze mną, oferując pomoc w znalezieniu pracy. To było coś fantastycznego! Co kilka tygodni na forum Polaków w Izraelu pojawiają się nowe twarze i każdy z nas chce pomóc, odwdzięczając się za pomoc, którą otrzymał od innych.
Wszyscy jesteśmy bardzo zapracowani, ale od czasu do czasu udaje się nam zorganizować jakieś większe spotkanie. Kilka miesięcy temu odbył się w Izraelu piknik dla Polaków i ich rodzin. Spontanicznie przybyło niemal 100 osób, mimo że – jak się potem okazało – informacja nie dotarła do wszystkich zainteresowanych.
Słowiańskie dusze
Mam wąską grupę przyjaciół w Izraelu i niemal wszyscy są z Polski lub Rosji. Nasze dusze słowiańskie najlepiej się rozumieją. Głębokie przyjaźnie z Izraelkami przychodzą mi znacznie trudniej. Mam wielu dobrych znajomych, ale to nie to samo i zapewne niczyja to wina.
Jesteśmy wychowywani na innym poziomie wrażliwości. Nas Polaków łatwo urazić, a Izraelczycy mówią dokładnie to, co myślą. Z jednej strony uwielbiam ich za to i sama się tej asertywności tu nauczyłam, z drugiej strony… czasem boli. Nie bez powodu mówi się o Izraelczykach, że są jak owoc Sabry, na zewnątrz kolce, a w środku… aloes.
Karolina Czyżowska, Izrael