SŁOWACKIE PEREŁKI
„Tam są dwa herby! Ten pałac musiał należeć do rodziny książęcej” – powiedział do swojej żony podekscytowany mężczyzna, wskazując na bielące się w słońcu ściany pałacu w Rusovcach, w jednej z dzielnic Bratysławy. „To przepiękne dziedzictwo kulturowe. Narody, które tracą takie miejsca i pamięć o nich, po prostu giną” – stwierdził zafrasowany.
Cóż, trudno było się nie zgodzić z tym twierdzeniem, patrząc na wytworną budowlę neogotyckiego pałacu rodziny Zichy, przebudowanego w 1840 roku w miejscu starszego pałacu, a uprzednio średniowiecznego zamku. Dwór składał się z dwupiętrowego i dwuskrzydłowego budynku w kształcie litery U.
Rezydencję zbudowano w romantycznym stylu windsorskim, o czym świadczy fasada pałacu, ozdobiona wieżami, blankami, balkonami i ryzalitem. Uwagę przykuwa duża rzeźba lwa na postumencie przed wejściem frontowym, gdzie kiedyś znajdowała się brama wjazdowa do pałacu.
„Wiesz coś może o historii tego miejsca?” – zagadnęła mnie żona jegomościa, który okazał się Szwedem. „Tak, czytałam troszkę” – odrzekłam i opowiedziałam pokrótce ciekawą historię związaną z belgijską księżniczką Stefanią z rodu Sachsen-Coburg Gotha, która była ostatnią mieszkanką tego urokliwego dworu.
Księżna Stefania jako siedemnastolatka wyszła za mąż za następcę tronu austro-węgierskiego arcyksięcia Rudolfa Habsburga. Jej małżeństwo nie było szczęśliwe. Arcyksiążę zdradzał żonę, a teściowie nie lubili synowej. Nieustanne intrygi i niesnaski powodowały, że czuła się wyobcowana i nieszczęśliwa.
Do rozwodu jednak nie doszło, gdyż arcyksiążę popełnił samobójstwo. Po 11 latach bycia wdową Stefania poślubiła węgierskiego hrabiego Eleméra Lónyaya. Związek nie spodobał się ani ojcu Stefanii, ani cesarzowi, który pozbawił ją wszelkich tytułów i przywilejów. Zakochana Stefania i Elemér w 1906 roku zamieszkali w zameczku w Rusovcach i to właśnie za ich czasów miejsce to odżyło.
Pałac otoczony był rozległym angielskim parkiem krajobrazowym, w którym znajdowały się rzeźby, dzieła sztuki, stadniny koni i 36 szklarni. Księżniczka Stefania rozsławiła Rusovce w całej Europie, zakładając ogrodnictwo Stephaneum, zajmujące się wysyłką kwiatów. F
erenc Liszt tak się zachwycił miejscowym parkiem, że napisał trzyczęściowe świeckie oratorium „Von der Wiege bis zum Grabe“. Niestety czasy świetności Rusoviec minęły. Zamknięty i ogrodzony pałac zionie pustką, a w zaniedbanym parku próżno szukać czasów, gdy państwo Lónyay z dumą jeździli bryczką po swoich włościach. Do upadku posiadłości przyczyniła się II wojna światowa.
W 1944 roku dwór zajęły wojska niemieckie, a rok później sowieccy żołnierze, którzy całkowicie rozgrabili i zdewastowali pałac. Po wojnie państwo Lónyay przekazali majątek benedyktynom w Pannonhalme. Stefania zmarła w sierpniu 1945 roku, a rok później jej mąż.
Spacerując wśród opadających liści, rozmyślałam, jak tu musiało być pięknie w XIX i na początku XX wieku. Przechadzałam się po rozległym parku i zachwycałam okazałym drzewostanem. Prastare cisy, dęby i kasztanowce pozostały niemymi świadkami historii tego miejsca.
Po 16 latach sądowych sporów z zakonem benedyktynów na Węgrzech właścicielem pałacu został ostatecznie rząd Republiki Słowackiej, który już lata temu obiecał zrekonstruować obiekt i uczynić z niego miejsce reprezentacyjnych spotkań na najwyższym szczeblu państwowym.
W drugiej połowie lat 90. ubiegłego stulecia takie prace nawet powierzono jednej z polskich firm, ale szybko się ze zlecenia wycofano, bowiem brakowało pieniędzy. Od tego czasu nic się nie zmieniło, choć to właśnie tu miały odbyć się rozmowy przywódców UE podczas szczytu we wrześniu tego roku.
Niestety wciąż brakuje około 40 milionów EUR na remont pałacu. Mam jednak nadzieję, że ten godny podziwu zabytek przetrwa i kiedyś ponownie będzie pełne życia i blasku.
Tymczasem zapraszam na jesienno-zimowy spacer do Rusoviec.
Magdalena Zawistowska-Olszewska
zdjęcia: autorka