ANKIETA
Raz w roku jest taki szczególny dzień, najbardziej wyczekiwany przez dzieci. Mowa o wigilii Bożego Narodzenia, kiedy to na saniach lub przeciskając się przez komin odwiedza nas Święty Mikołaj, w niektórych regionach Polski nazywany Gwiazdorem.
Z kolei słowackie i czeskie dzieci obdarowuje Jezusek. Bez względu na to, kto jest tym cudownym darczyńcą, moment rozpakowywania prezentów bożonarodzeniowych to magiczna chwila. Ponieważ pochodzę z Wielkopolski, wspominać będę spotkanie z Gwiazdorem.
To pierwsze pamiętam do dziś. Miał głęboki, donośny głos i wyglądał surowo. Razem z bratem przestraszeni schowaliśmy się pod stół i nie chcieliśmy stamtąd wyjść. Musieliśmy odpowiadać na pytania i śpiewać piosenki.
Później w toalecie znalazłam rózgę i rękawice Gwiazdora, dziwiąc się, co one tam robią Odpowiedź na to pytanie dostałam po latach, gdy okazało się, że wówczas za Gwiazdora przebrany był mój własny tata.
A jak wspominają takie spotkania z dzieciństwa nasi czytelnicy?
Renata Doliwová, Bratysława
Pochodzę z Brna, z rodziny ateistycznej. Żywego Świętego Mikołaja u nas w domu nigdy nie było. Jakiś tajemniczy Mikołaj spuszczał się po linie o zmroku w kierunku otwartego okna, przy nim stał duży ceramiczny talerz, który po jego wizycie zapełniał się słodyczami i owocami.
Zabawek nie dostawałam. Wpatrywałam się zawsze w ciemność, z nadzieją, że go zobaczę, ale niestety tak się nie stało. Natomiast pierwsze wspomnienie Świętego Mikołaja, które pamiętam, związane jest z wizytą u babci, która mieszkała koło Ostrawy. Miałam wtedy 4 lata i byłam dzieckiem niesfornym, dlatego babcia chciała mnie trochę postraszyć.
Święty Mikołaj zwykle zostawiał tam podarunki między podwójnym oknem. Babcia najpierw skierowała mnie do kuchni, żebym zobaczyła, czy tam Mikołaj coś dla mnie zostawił. Znalazłam tylko węgiel i rozpłakałam się, a że babcia była kochana, to dłużej mnie nie męczyła i wysłała do sypialni.
Tam między oknami stały czekoladowe figurki, ustawione od największej do najmniejszej. Sposób babci zadziałał, bo tego Świętego Mikołaja, choć go nie widziałam, zapamiętałam do dziś.
Aleksandra Krchen, Nemšová
Moje wspomnienia Świętego Mikołaja nie są fajne. Rodzice straszyli mnie i mojego brata, że nic nam nie przyniesie, jeśli nie będziemy grzeczni. Dlatego bałam się, gdy zobaczyłam wielkiego Świętego Mikołaja, ubranego w czerwony płaszcz, z białą brodą, który przemawiał grubym głosem.
Pamiętam, że płakałam, siedząc mu na kolanach. Oczywiście zawsze byłam na tyle grzeczna, że jakiegoś cukierka dostałam, ale nie były to paczki pełne słodyczy, takie jakie dostają teraz na święta moje dzieci.
U mnie w domu za Świętego Mikołaja przebierał się wujek. Gdy po paru latach odkryliśmy z bratem tę tajemnicę, byliśmy zawiedzeni. Od wtedy żartujemy z wujka i zawsze pytamy, czy przyniósł nam jakiś prezent.
Tomasz Olszewski, Pezinok
Moje najwcześniejsze wspomnienie Świętego Mikołaja wiąże się z pobytem w szpitalu wojskowym. Miałem wtedy około 5 lat. Usłyszałem, że prezentem od Świętego Mikołaja, który rozdawał dzieciom podarunki w szpitalu, jest samochód, ale żeby go dostać, trzeba zaśpiewać piosenkę.
Zaśpiewałem więc jedyną, jaką znałem, a którą nauczyła mnie ciocia: „Żółta żaba jadła żur…“. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast samochodu dostałem plastikową żabę! Pamiętam też, że w wojsku, gdzie pracował mój tata, na święta zawsze wyświetlano bajki.
Dla mnie i innych dzieci to była wielka atrakcja, większa nawet niż Święty Mikołaj i cukierki, bo właśnie na te bajki czekało się cały rok! Od kilku lat sam jestem Świętym Mikołajem u rodziny w Olsztynie, zaś Gwiazdorem w Poznaniu.
Najpierw rolę tę odgrywałam dla mojej najmłodszej siostry, później dla dzieci szwagra oraz dla niemieckojęzycznych dziewczynek przyjaciela, które mówiły tylko troszkę po polsku, a ja jako św. Mikołaj mówiłem do nich po słowacku. Dla mnie jest to fajna zabawa, gdy widzę, jaką radość mają dzieci z Mikołaja i prezentów.
Magdalena Michna, Bratysława
Sama nie pamiętam spotkania ze Świętym Mikołajem, ale w mojej rodzinie krążyła historia, opowiadana przez moją mamę, która pracowała jako wychowawczyni w żłobku. I chociaż ta historia nie dotyczy mnie, to zapamiętałam ją do dziś.
Panie przygotowywały dla dzieci spotkanie ze Świętym Mikołajem i – jak to zwykle bywało – jedna z nich miała przebrać się za tę postać. Rola ta przypadła pani Reni, która ubrała się w odpowiedni strój, dokleiła sobie brodę i jako Święty Mikołaj odwiedziła dzieci, wzbudzając ogólną radość.
Pewien chłopiec, raczej spokojny z natury, obserwował uważnie z boku całą sytuację. Po dłuższej chwili podszedł w końcu do Mikołaja i powiedział: „Ciociu Leniu, zapomniałaś sobie ściągnąć pielścionka“.
Włodzimierz Jan Butowski, Bratysława
Niestety nie pamiętam spotkań ze Świętym Mikołajem, ale nie chwaląc się, to właśnie ja nim byłem, gdy w Instytucie Polskim w Bratysławie przez kilka dobrych lat rozdawałem prezenty dzieciom z Klubu Polskiego.
Nawiązać relacje z dziećmi to wcale nie taka łatwa sprawa, a moje pierwsze spotkanie z nimi w roli Świętego Mikołaja nie było takie wesołe. Myśląc, że Święty Mikołaj to postać poważna i wzbudzająca respekt, przebrałem się tak, że przypominałem raczej Borysa Godunowa niż Świętego Mikołaja, wywołując wśród dzieci strach.
W następnych latach, ubrany w strój, pożyczony od Braci Szkolnych ze szkoły De la Sale, już bardziej przypominałem Świętego. Zrozumiałem wtedy, że Święty Mikołaj to osoba dobra, pobłażliwa, rozdająca nie tylko prezenty, ale i radość. Miło było patrzeć, jak dzieci, chcąc dostać prezent, mówiły polskie wierszyki lub śpiewały kolędy w języku ojczystym. Dzieci wbrew pozorom są bardzo spostrzegawcze.
Zdarzyło mi się, że jakiś maluch głośno skomentował: „A pan Włodek ma taki sam pierścionek, jaki miał św. Mikołaj“. Zabawne było także, gdy na jednej z polonijnych imprez, młodzież przywitała mnie słowami „Witamy Świętego Mikołaja“. Możliwość wcielenia się raz w roku w tę postać sprawiała mi wielką satysfakcję, bo kto nie ma radości z obdarowywania innych. Poza tym proszę mi pokazać wśród nas kogoś, kogo już za życia nazywali świętym!
Magdalena Zawistowska-Olszewska