post-title Niedaleko pada jabłko od jabłoni?

Niedaleko pada jabłko od jabłoni?

Niedaleko pada jabłko od jabłoni?

 Z NASZEGO PODWÓRKA 

To, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, usłyszeć można było zaraz na początku spotkania z Janem Bergerem i jego córką Xenią Bergerovą, będącym kolejnym z  cyklu „Poznajmy się, proszę“ , którego celem jest przedstawienie i przybliżenie szerokiej publiczności wybitnych, utalentowanych Polaków mieszkających na Słowacji lub Słowaków polskiego pochodzenia, a który realizowany jest przez  Klub Polski we współpracy z Instytutem Polskim w Bratysławie.

Gospodyni spotkania Małgorzata Wojcieszyńska nie bez przyczyny nawiązała do wspomnianego już powiedzenia o jabłkach, gdyż odzwierciedla ono sytuację rodziny Bergerów – zarówno ojciec, jak i jego córka są artystami malarzami, wyjątkowymi osobistościami świata bratysławskiej bohemy.

Utalentowanym członkiem tejże rodziny był zmarły pod koniec ubiegłego roku kompozytor Roman Berger, brat Jana, który dzięki muzyce i wspomnieniom był niejako obecny podczas spotkania w Instytucie Polskim w Bratysławie. O jego drodze życiowej opowiadał nie tylko brat Jan, ale i obecny na sali Ewald Danel, szef Słowackiej Orkiestry Kameralnej. Podczas wieczoru zabrzmiały między innymi Pieśni z Zaolzia, które Roman Berger napisał na kwartet smyczkowy specjalnie z okazji 10-lecia Klubu Polskiego.

Życie rodziny Bergerów, choć bardzo utalentowanej, nie było usłane różami. Ojciec malarza i kompozytora przeżył dwa obozy koncentracyjne – był w Oświęcimiu i Dachau, a w okrutnych czasach komunizmu zmuszono go, by z godziny na godzinę opuścił wraz z rodziną Zaolzie i przeniósł się do Bratysławy. Ówczesnym władzom nie podobali się bowiem ludzie wierzący, na dodatek Polacy.

„Mnie wtedy Bratysława urzekła. Panowała w niej południowa atmosfera, przed domami stały palmy w donicach, kolorystyki dodawali jej ludzie – nasi sąsiedzi mówiący w różnych językach: po niemiecku, węgiersku, francusku, słowacku, a do tego my mówiący po polsku“ – tak o swoich pierwszych wrażeniach ze słowackiej stolicy opowiadał Jan Berger, który wraz z rodzicami przybył do niej na początku lat 50. ubiegłego wieku jako młody chłopak, jeszcze dzieciak. I to miasto  dało mu możliwości rozwoju.

Trudniej miał jego starszy o 14 lat brat Roman, który w związku z koniecznością przeprowadzki musiał przerwać studia w Polsce. Jego talent rozwijał się dalej, często w mrocznych zaułkach komunistycznej Czechosłowacji.

Inny start miała Xenia Bergerová, dla której Bratysława jest domem, zaś celem ucieczek od niego był Kraków, gdzie przez pół roku studiowała.

Na koniec wieczoru zaproszeni goście mówili o swojej tożsamości narodowej. „Ja nie mam żadnego dylematu, jestem Polakiem“ – mówił Jan Berger, choć w Polsce nigdy nie mieszkał i legitymuje się słowackim paszportem. Z kolei jego córka Xenia czuje się już Słowaczką z polskimi korzeniami.

Bez względu na to, jaki paszport kto posiada, ważne jest to, co człowiekowi w duszy gra. A Romanowi grała ta polska nostalgiczna nuta, Jan zaś opisuje barwnie rzeczywistość pędzlem i nie inaczej jest w przypadku Xenii – wielobarwność jej prac na pewno nie jest przypadkowa.

Wielobarwne rozmowy z bohaterami spotkania miały swój dalszy ciąg także po jego oficjalnym zakończeniu, bowiem ich barwność wywarła na widzach takie wrażenie, że ci jeszcze długo potem rozkoszowali się nastrojem panującym tego wieczoru w Instytucie Polskim.

red.

MP 11/2021

 

zdjęcia: Stano Stehlik

Projekt realizowany z finansowym wsparcie Funduszu wspierającego kulturę mniejszości narodowych