czyli relacja ze spotkania autorskiego z Witoldem Szabłowskim
Literatura reportażu na Słowacji coraz częściej kojarzona jest z książkami polskich autorów, wydawanych przez słynną już oficynę „Absynt”. Jednym z ulubionych reportażystów, znajdujących się w absyntowym portfolio jest również Witold Szabłowski.
Polski dziennikarz słowackim czytelnikom przedstawił się tytułami „Vrah z mesta marhúľ” i „Tancujúce medvede”, największą jednak popularność (światową!!!) przyniosła mu seria książek, łączących kuchnię z wielką polityką. Co ciekawe, dziennikarza zainspirował tu słowacki film dokumentalny „Ako sa varia dejiny”.
W 2020 na Słowacji ukazał się przekład bestsellera „Jak nakarmić dyktatora” („Ako nakŕmiť diktátora”), a gdy autor wydał jej kontynuację „Rosja od kuchni” (słowacki tytuł „Čo sa varí v Kremli”), po dwóch latach przerwy wrócił do Bratysławy, aby znów osobiście opowiedzieć o niej słowackim czytelnikom.
Polski dziennikarz 14 listopada promował swoją książkę na targach książki „Bibliotéka Pedagogika”; w wieczornych godzinach spotkał się również z czytelnikami w bratysławskiej księgarni Martinus na ulicy Obchodnej. Całość miała formę dyskusji, którą poprwowadził dziennikarz Mirek Tóda.
Witold Szabłowski w swoich książkach opisuje świat z perspektywy naszych wschodnich sąsiadów, aktywnie angażuje się w pomoc walczącej Ukrainie. Nic zatem dziwnego, że spotkanie z polskim pisarzem musiało zacząć się od pytań o toczący się konflikt. „Nie mam wątpliwości, że Ukraina zwycięży. I to już się dzieje, choć wojna nie skończy się szybko” – ocenił Szabłowski.
Zapytany o Rosję nie miał również wątpliwości co do jej przyszłych losów. „To koniec Rosji, jaką znamy. I nie mówię tutaj tylko o Rosji Putina, ale ogólnie o Rosji krwiożerczej i agresywnej wobec sąsiadów. O takiej, jaką znamy od co najmniej czterystu lat, od czasów Piotra Wielkiego”. Dziennikarz zaznaczył jednak, że nie jest pewien, czy nastąpi całkowity rozpad terytorium. „Nie miałbym jednak nic przeciwko” – podkreślił.
W dalszej części spotkania poruszono oczywiście tematy obecne w ostatnich książkach autora. Polski pisarz opowiadał, w jaki sposób trafił do letniej daczy Stalina i w jaki sposób udało mu się w niej przenocować. Barwnie opisywał, jak odżywiali się pierwsi przywódcy Związku Radzieckiego.
„Lenin jadł to, co podała mu żona i siostra, co najczęściej oznaczało sadzone jajka, zapijane mlekiem. Uważa się, że taka dieta przyczyniła się do jego śmierci” – opowiadał Szabłowski. Zdumieni słuchacze dowiedzieli się również, jaką rolę odgrywała kuchnia w dyplomacji ZSRR. „Nie wiem, czy dla Słowaków konferencja w Jałcie jest ważna, ale to tam sprzedano Polskę Sowietom.
Jak się okazuje, kluczem do przekonania aliantów była perfekcyjna organizacja spotkania, a szczególnie suto zastawione stoły i niezliczona ilość wymyślnych potraw. To zrobiło ogromne wrażenie, bo jeśli Sowieci byli zdolni to takiej perfekcji przy stole, to w pozostałych sprawach musieli również być potęgą”.
Uczestnicy spotkania dowiedzieli się również, jak wymagające jest zdobywanie informacji w krajach byłego Związku Radzieckiego. „O mały włos ucierpiałaby moja wątroba, bo żadna rozmowa nie mogła odbyć się bez wódki” – relacjonował polski reporter.
Zapytany o stosunek Rosjan do Putina Szabłowski ocenił, że przeważająca większość obywateli popiera swojego przywódcę, a pojedyncze krytyczne głosy dotyczące wojny na Ukrainie wynikają tylko… ze zbyt powolnych postępów rosyjskiej armii. „W tym duchu wypowiadał się również Wiktor Biełajew, były kucharz Putina” – kontynuował pisarz.
Jako że rozmowa poruszała wątki kulinarne, musiało również paść pytanie o ulubione danie Witolda Szabłowskiego. „Gdy chodzi o wschodnich sąsiadów, zdecydowanie będzie to barszcz ukraiński, tak różny od tego rosyjskiego” – zachwalał pisarz znaną w Polsce i na Słowacji zupę.
„Gdy chodzi o potrawy dyktatorów, mógłbym wskazać zupę rybną zupę Husseinów, również dlatego, że czuję się odpowiedzialny za dziedzictwo tegoż przepisu” – opowiadał autor, dodając, że jest trzecią osobą na świecie, zaraz po żonie i kucharzu Saddama Husseina, który poznał ten tajemniczy przepis.
Na koniec autor opowiedział o najbliższych planach wydawniczych. „Chciałbym dokończyć rozpoczęty projekt, związany z kontynuacją mojej książki Tańczące niedźwiedzie. Tym razem będzie to opowieść o Chinach, a temat będzie nawiązywał do misiów panda“ – zdradził.
Spotkanie upłynęło bardzo szybko. Publiczność nie zasypała autora gradem pytań, ale wynikało to z pewnością z faktu, iż polski pisarz to również urodzony gawędziarz i przerywanie jego barwnych opowieści zaszkodziłoby fantastycznej atmosferze.
Oczywiście, jak nakazuje tradycja, autor znalazł również czas na podpisanie swoich książek, a długość kolejki, która ustawiła się w tym celu, robiła niemałe wrażenie. Czekamy zatem na kolejne reportaże Witolda Szabłowskiego z nadzieją, że pojawi się słowacki przekład, a autor ponownie zdecyduje się przedstawić ją słowackim czytelnikom osobiście.
Arkadiusz Kugler
Zdjęcia: autor