Nareszcie – takim słowem można podsumować wydarzenia w sprawie linii kolejowej Podłęże – Piekiełko, łączącej Polskę ze Słowacją. O jej budowie mówiło się już w latach 70., 90., później po 2015 r.
No właśnie – mówiono! Od czasów zapowiedzi linii Podłęże – Piekiełko zdążyły się zestarzeć całe pokolenia polsko-słowackich rodzin, które o niej usłyszały za młodu, a dziś są na emeryturze. Aż głupio o tym pisać… Ale trzeba – w końcu to ważny temat.
Kraków leży zaledwie 110 km od Tatr i słowackiej granicy, Poprad od granicy z Polską dzieli zaledwie 40 km. Wydawać by się mogło, że z Popradu do Krakowa dojedziemy pociągiem w dwie godziny, a z Koszyc do Krakowa w trzy. To europejski standard. Jest inaczej.
Zmienić to ma budowa linii Podłęże – Piekiełko. Podłęże to wieś, leżąca kilka kilometrów na południowy wschód od Krakowa, między Wieliczką a Niepołomicami. To tam od magistrali kolejowej Kraków – Przemyśl – Lwów ma odbijać na południe nowa magistrala na Słowację i do Zakopanego.
Jej końcowy punkt ma się znajdować w rejonie miejscowości Piekiełko, koło Tymbarku i Limanowej na Sądecczyźnie, na już istniejącej linii kolejowej Nowy Targ – Rabka – Nowy Sącz. To w rejonie Piekiełka nowa magistrala ma się rozgałęziać w dwóch kierunkach.
Korytarz na zachód ma prowadzić w stronę Nowego Targu i Zakopanego, dzięki czemu pociągi na trasie Kraków – Zakopane mają jeździć w czasie zaledwie 1,5 godziny, czyli szybciej, niż auta. Natomiast trasa na wschód ma prowadzić do Nowego Sącza, a dalej w stronę Muszyny i Słowacji: Koszyc i Popradu.
Prace nad tą inwestycją ruszyły dopiero w roku 2016 dzięki staraniom kampanii Pociąg – Autobus – Góry, założonej przez Piotra Manowieckiego z Poznania. Gdyby nie to, nadal pisalibyśmy o tej linii, że trzeba, trzeba, trzeba.
Przeprowadzono już prace koncepcyjne i projektowe, jednak jeśli chodzi o konkretne prace budowlane, udało się je prowadzić jedynie na pierwszym odcinku – to modernizacja już istniejącej linii Chabówka – Nowy Sącz. Zasadniczo to w dużej mierze budowa linii w całkowicie nowym śladzie i w nowych parametrach, przystosowanych do kolei dużych prędkości, ale formalnie to wciąż modernizacja już istniejącej trasy, a nie budowa linii od zera.
To jest właśnie przekleństwo polskiej kolei. O ile Polska osiągnęła ogromny sukces w budowie dróg ekspresowych i autostrad, to w temacie kolei wciąż jest słabo. Wiele linii zlikwidowano, zaś nowych zbudowano zaledwie kilkadziesiąt kilometrów – a i to głównie łącznice i linie na lotniska. Zresztą na Słowacji nie jest inaczej. Linia Podłęże – Piekiełko, prowadząca na Słowację, ma być pierwszą linią kolejową, zbudowaną po upadku komunizmu w 1989 r. od zera w całkowicie nowym śladzie.
I teraz właśnie ma się to zacząć. Latem 2024 r. rozstrzygnięto pierwsze przetargi na prace budowlane na całkowicie nowym odcinku trasy. Całość ma powstać ok. roku 2030. Miejmy nadzieję, że w ślad za tym pojadą pociągi między Warszawą i Krakowem a Popradem i Koszycami co godzinę, dwie, a nie tylko dwa razy na dobę.
O to trzeba teraz zabiegać i składać wnioski w ramach projektu CPK, czyli Centralnego Portu Komunikacyjnego, który przygotował plan tzw. Horyzontalnego Rozkładu Jazdy na czas po 2030 r. Połączenia między Warszawą/Krakowem a Koszycami/Popradem zostały w nim całkowicie pominięte.
Całość transportu publicznego, skierowanego na południe od Polski, w okresie 2030-2100 ma pójść przez Czechy, przez okolice Ostrawy i Bohumina. Ale skoro sami zainteresowani ze Słowacji i polskiej społeczności na Słowacji się tym tematem nie interesują, to tak się właśnie kończy.
Szanowni Państwo! Interesujmy się takimi sprawami i bierzmy z własnej inicjatywy udział w konsultacjach, sami z siebie piszmy petycje i maile do posłów, konsulów, ambasadorów. Bez tych interwencji połączenia komunikacyjne między Polską a Słowacją zostaną pominięte nie na chwilę, ale na kolejne 50 czy 100 lat. Warto podkreślić, że decyzje w tej sprawie zapadają właśnie teraz, z naszym udziałem lub bez.
Jakub Łoginow