Kiedy 16 sierpnia zbliżamy się do pałacu w gminie Ladce, już z dala dochodzą nas odgłosy skocznej muzyki. I choć jest upał niemiłosierny, to jednak ludzie kręcą się w tej zagadkowej przestrzeni.
„Ladce mają dwa tysiące pięćset mieszkańców, a ten pałac zbudował ród Motešickich ok. 1742 r. Potem mieszkały tu różne inne rody, ostatnim właścicielem był baron Popper z Bytczy. Jego córka wyszła za mąż za austriackiego przedsiębiorcę Adolfa Schenka, który tu odkrył złoża wapienne i dzięki temu powstała cementownia“ – opowiada wójt gminy Ladce Dominik Koštialik, a my oczami wyobraźni przenosimy się w czasie.

Na spacer do przeszłości zapraszają także organizatorzy sobotnich wydarzeń, którzy oferują komentowaną wycieczkę po pałacu. Jego budynek był tylko częściowo zrekonstruowany. My najpierw zwiedzamy te miejsca, które czekają na renowację, potem te nowe, piękne, gdzie można podziwiać obrazy i wyroby rzemieślnicze.

Jedna z sal pomieściła także kilka fotografii naszej rodaczki z Trenczyna – Marii Holoubkovej Urbasiównej – która żyła na przestrzeni trzech wieków, była pierwszą kobietą fotografem i portretowała wiele czechosłowackich osobistości, m.in. prezydentów republiki.

„Nawiązałem kontakt z Silvią Da Col Heisar, z którą kiedyś chodziłem do średniej szkoły artystycznej, a która stoi za projektem odnowy pałacu i tych wszystkich wydarzeń kulturalnych“ – opisuje, jak doszło do tak ciekawej współpracy, Marek Berky, prezes Klubu Polskiego, który dwoi się i troi; jeszcze przed chwilą stał przy dużym kotle z żurkiem, który przygotowywał przez cały poprzedni dzień aż do północy, a już nastraja skrzypce, by wystąpić w pałacowej kaplicy wraz z kwartetem Laugaricio.

Ta muzyka to balsam na duszę (i ciało, które w chłodzie kościelnym odpoczywa): instrumentaliści oprowadzają nas po różnych gatunkach muzycznych – od klasyki aż po współczesność. Nie brakuje też polskich tang, które w tym wyjątkowym miejscu brzmią imponująco, i miniwykładu Marka na temat konkretnych utworów, przybliżającego ich pochodzenie i okoliczności powstania.
Ale to nie wszystko, bo skoro polski projekt nosi nazwę „Chleba naszego powszedniego“, to oprócz żurku na zakwasie można popróbować także różnych rodzajów wypieków, a nawet przyuczyć się trochę w rzemiośle piekarza.

To tu, to tam pojawia się kobieta w różowej sukience. To wspominana przez Marka główna organizatorka przedsięwzięcia, którą pytam o współpracę z Polakami. „Bardzo się cieszę, że Klub Polski zgłosił się do nas z projektem Chleba naszego powszedniego, dzięki któremu każdy z nas uświadamia sobie, jak ważny jest chleb – spuścizna przodków“ – mówi Silvia Da Col Heisar z organizacji MaHoLa i pokazuje to, czego jeszcze nie udało nam się zobaczyć, jak choćby apartamenty w budynku nad nowo otwartą kawiarnią. Co ciekawe, te właśnie po raz pierwszy zostały oddane do użytku właśnie dziś, a gospodarze czekają na pierwszych turystów… z Polski!

My ponownie zmierzamy do polskiego stoiska, gdzie widzimy zrobione z linoleum matryce z roślinnymi wzorami, przygotowane z myślą o warsztatach artystycznych dla małych i dużych. Dzięki tym matrycom powstają ozdoby na torby lniane czy zakładki do książek. Za tymi dziełami stoi Tereza Berkyová, studentka ostrawskiej szkoły artystycznej. „Najwięcej zainteresowanych było przed południem, kiedy upał jeszcze tak bardzo nie dawał się we znaki“ – mówi i pokazuje niektóre z prac, które powstały pod jej czujnym okiem.
Po dniu spędzonym na Poważu wrażeń mamy sporo. Jedyne, czego nam brakowało tego dnia, to odrobiny chłodu, aż by się chciało rzec: „Chleba naszego i chłodu daj nam dziś“.
Mimo wszystko wyjeżdżamy w świetnych nastrojach. Najbardziej cieszy, że dzięki takim projektom ludzie stają się sobie bliżsi, bez względu na pochodzenie, wiek czy poglądy. I poznają swoją kulturę oraz tradycje.
Małgorzata Wojcieszyńska, Ladce
Zdjęcia: Slavka Gajdošiková, Stano Stehlik
Projekt zrealizowany z finansowym wsparciem Funduszu wspierającego kulturę mniejszości narodowych





