Magda Vášáryová: „Teraz znam Polaków lepiej“

 WYWIAD MIESIĄCA 

Jedna z najbardziej znanych Słowaczek w Polsce. I to nie tylko dlatego, że przez pięć lat była ambasadorem Słowacji w naszym kraju. Jej nazwisko było bowiem znane już wcześniej za sprawą srebrnego ekranu. Miłośnicy kina z uwielbieniem oglądali ją w kultowym filmie „Postrzyżyny“ (reż. Jiří Menzel) i w wielu innych. O doświadczeniach dyplomaty i aktorki rozmawiałam z Magdę Vášáryovą – wiceministrem spraw zagranicznych RS.

 

Czy pamięta Pani swój pierwszy kontakt z Polską?

W roku 1968, kiedy studiowałam socjologię, często sięgałam po polskie publikacje dotyczące tej nauki. W Czechosłowacji socjologia była traktowana po macoszemu, dlatego polskie książki były tak popularne. Żeby lepiej rozumieć, co jest w nich napisane, wraz z pozostałymi studentami wywalczyliśmy na uniwersytecie lektorat języka polskiego. I tak się zaczęła moja polska przygoda.

Potem, po studiach, kiedy pracowałam w teatrze, czytałam polskie gazety, książki. Często chodziłam do Ośrodka Polskiej Kultury w Bratysławie na spotkania dyskusyjne, prenumerowałam czasopisma i gazety, takie jak Dialog, Kultura, Polityka. Razem z moim ówczesnym mężem Dušanem Jamrichem uznawaliśmy, że to jest nasze okno na świat.

 

Wybrała Pani zawód aktorki, choć studiowała Pani socjologię, później weszła Pani na drogę dyplomacji i zarzucano Pani, że aktorka została dyplomatą. Czy nadal spotyka się Pani z tego typu opiniami?

Nadal, niestety, tak to funkcjonuje. Upłynęło 16 lat, od kiedy po raz ostatni wystąpiłam w filmie, ale ten stereotyp przywiązania człowieka do jednego zawodu wciąż w naszym kraju pokutuje. Nie traktowano by tego w ten sposób w Ameryce, ponieważ tam liczy się to, co człowiek potrafi, a tu – co studiował. Może nie dotyczy to wszystkich zawodów, ale na pewno aktorów i dyplomatów.

 

Dlaczego tak jest?

Obydwa zawody są bardzo atrakcyjne i mało kto je wykonuje. Są trochę tajemnicze, atrakcyjne finansowo, przynoszą popularność, tytuły. Mnie się udało wykonywać obydwa.

 

Ale one są bardzo od siebie odległe… Czy to znaczy, że każdy zawód traktuje Pani jako kolejne wyzwanie?

Czy ja wiem? Tak się w moim życiu potoczyło. Studia na wydziale filozoficznym były odpowiednim przygotowaniem i do jednego i do drugiego zawodu. W dyplomacji spotykałam wielu ludzi, którzy mieli podobne wykształcenie. Mam za sobą sześć semestrów psychologii, nauczyłam się kilku języków, profesjonalnie podchodzę do dyplomacji, ale ten mój image aktorki to przesłania.

 

A może pomaga?

Myślę, że szkodzi. Teraz znowu zmieniłam pracę i od dziewięciu miesięcy jestem politykiem. Zobaczymy, jak to będzie oceniane.

 

Czy Pani pożegnanie z zawodem aktorki było definitywne? Już nigdy Pani nie zobaczymy w żadnym przedstawieniu czy filmie?

A Pani chciałaby być aktorką?

 

W dzieciństwie chciałam.

A teraz chciałaby Pani?

 

Nie wiem, nikt mi tego nie proponował.

A gdyby zaproponował?

 

Może bym spróbowała?

No widzi Pani, a ja już spróbowałam i wiem, jak to jest. Wiem, że potrafię to robić.

 

Ale może są jakieś role, w które chciałaby się Pani wcielić, jakieś wyzwania?

Co ja jako 57-letnia kobieta mogłabym jeszcze zagrać? Ja już się spełniłam…

 

Porozmawiajmy więc o Pani misji dyplomatycznej w Polsce. Co dało Pani nowe doświadczenie?

Mam teraz zupełnie inny poziom wiedzy o Polsce. Znam Was lepiej. Poza tym pobyt w Warszawie otworzył mi oczy na naszą – nowych krajów członkowskich – pozycję po wejściu do Unii Europejskiej i NATO. To my – przedstawiciele byłych krajów socjalistycznych z naszym doświadczeniem możemy wnieść właściwe podejście do polityki między Unią a Wschodem.

Nasz region jest specyficzny, dlatego potrzebuje odpowiedniego zrozumienia. Kto inny, jak nie my, którzy doświadczyliśmy komunizmu, mógłby odpowiednim językiem rozmawiać ze Wschodem? Poza tym widzę, że w naszych bilateralnych stosunkach my Słowacy musimy znaleźć sobie odpowiednie miejsce. Stosunki polsko-słowackie to taka sinusoida: czasami o nas zapominacie, czasami o nas dobrze myślicie. Musimy nad tym popracować, by poziom zainteresowania naszym krajem był rosnący.

 

Powiedziała Pani, że nas lepiej poznała, jacy więc jesteśmy my – Polacy?

Jesteście bardziej zróżnicowani niż my. W Polsce inaczej rozmawia się z profesorem, inaczej z ludźmi spod wschodniej granicy, inaczej z tymi spod zachodniej, inaczej w Krakowie czy w Gdańsku. Obserwowałam też dużą ciekawość świata wśród młodych Polaków. Jesteście świadomi swojej wartości, tego, że jesteście obywatelami dużego kraju, czasami dając nam do zrozumienia, że Słowacja jest taka malutka… Wiem, że w waszym kraju istnieje grupa ludzi, która w ogóle nie ma zdania na temat Słowacji, ponieważ nic o nas nie wie.

Na Słowacji chyba nie ma człowieka, który by nie miał wyrobionego zdania na temat Polski. I tu spore wyzwanie przed nami Słowakami, by zaistnieć w polskiej świadomości. Ostatnie 3-4 lata spędzone w Warszawie sporo nad tym pracowałam. Efektem bzła wystawa pt. „Słowacja znana i nieznana“ a potem książka, któej autorem jest dyrektor Biblioteki Narodowej w Warszawie Michał Jagiełło pt. „Słowacy w polskich oczach”.

 

Co najcenniejszego przywiozła sobie Pani z Polski?

Książki.

 

A czego Pani najbardziej brakuje po powrocie z naszego kraju?

Intelektualnej dyskusji. Mieszkając w Warszawie, w soboty przeglądałam tygodniki i książki. Mogłam w ten sposób spędzić cały weekend. Słowackie czasopisma mam przeczytane w ciągu maksymalnie półtorej godziny.

 

Kilka lat temu napisała Pani książkę dotyczącą savoir-vivre’u, która wyszła w języku czeskim. Czy to znaczy, że uznała Pani, iż Słowacy i Czesi powinni popracować nad swoim zachowaniem? Jak na tym tle wypadają Polacy?

Naszym zachowaniem zawładnęła plebejskość. Komunizm spowodował, że zapomnieliśmy, jak należy się zachowywać, w jaki sposób się przedstawić, kto kogo powinien przepuścić w drzwiach itp. Polska kultura jest na wyższym poziomie, co zostało uwarunkowane historycznie poprzez obecność szlachty w tym kraju. Warstwy niesarmackie miały na kim się wzorować. Polacy chętnie się uczą gestów i manier, Słowacy kopiują prymitywniejsze zachowania. Przed nami jeszcze sporo nauki i powrotu do źródeł.

 

Skoro rozmawiamy o książkach, muszę zapytać o słownik „wyrazów zdradliwych”, który, jak słyszałam, pisze Pani, bazując na swoich doświadczeniach w naszym kraju.

Muszę nad tym jeszcze popracować. Po przyjeździe do Bratysławy i objęciu nowego stanowiska byłam bardzo zapracowana, ponieważ byłam odpowiedzialna za przygotowanie Słowacji do wejścia do Rady Bezpieczeństwa ONZ. Musiałam też po pięciu latach nieobecności na nowo zżyć się z rodziną. Będąc w Polsce, zebrałam materiały. W książce pojawią się nie tylko wspominane przez panią „zdradliwe słowa”, które w kontaktach słowacko-polskich sprawiają nam kłopoty, ale chciałabym w niej umieścić też wywiady z dziewięcioma wybitnymi Polakami.

 

Jak, jako profesjonalistka, ocenia Pani kondycję filmową w naszych krajach?

Narzekamy i my i wy. Narzekamy na własnym grobie. Przecież wszystko jest w naszych rękach! I to nie jest tylko kwestia braku funduszy, ale przede wszystkim powinniśmy dbać o to, by w naszych krajach dochodzili do głosu ludzie-osobowości i ich hasła. Tylko w ten sposób może się rodzić kultura. Nawet gdybyśmy mieli mnóstwo pieniędzy, a zabrakłoby osobowości, nic godnego uwagi nie powstanie.

Małgorzata Wojcieszyńska
zdjęcia: autorka

MP 1/2006