post-title Big-beatowe rodzeństwo

Big-beatowe rodzeństwo

Big-beatowe rodzeństwo

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Kiedy dowiedziałam się, że zespół „Czerwone Gitary“ wystąpi w Wiedniu, pomyślałam sobie, że może udałoby się zorganizować spotkanie jednego z członków zespołu z jego mieszkającą w Koszycach siostrą?

 

Telefony

„Chętnie spotkałabym się z bratem. Może uda mi się tak zaplanować obowiązki, by móc przyjechać“ – zareagowała w rozmowie telefonicznej Ula Szabados. Podobnie zareagował jej brat Henryk Zomerski: „Jesteśmy z zespołem na nagraniach w Niemczech, a 7 marca dajemy koncert w Wiedniu. To byłaby świetna okazja, by spotkać się z Ulką!“.

 

Nach Wien

Deszczowe popołudnie, ale pogoda nie może nam popsuć humorów. Po drodze do Wiednia rozmawiamy o życiu rodzinnym rodzeństwa Zomerskich. Ula z rozrzewnieniem wspomina dzieciństwo, opisuje dobre kontakty z bratem, które przetrwał pomimo odległości, która ich dzieli. „Mój braciszek bardzo lubi słodycze. Wiozę mu więc jakieś smakołyki, by posilił się przed koncertem“ – zdradza Ula.

Parkujemy samochód przed salą koncertową w Wiedniu. W tym momencie pojawia się obok nas bus z napisem „Czerwone Gitary“. „Są! To oni!“ – reaguje Ula. Widzę jej podekscytowanie. Jeszcze po drodze do Wiednia zwierzyła się, że nie pamięta, kiedy ostatnio była na koncercie „Czerwonych Gitar“.

Nastąpiła chwila powitania rodzeństwa, uściski z pozostałymi członkami zespołu, których Ula dobrze zna. Krótki czas na rozmowę, bowiem muzycy muszą jeszcze rozłożyć sprzęt i odbyć próbę. Ula biegnie za bratem, wciskając mu do ręki słodycze. „Już jestem taka opiekuńcza, jak nasza najstarsza siostra!“ – konstatuje, śmiejąc się sama z siebie.

Big-beat spod pierzyny

Kiedy w gdyńskim mieszkaniu rodziny Zomerskich pojawiło się pianino, wzbudziło duże zainteresowanie małej Uli. „Nie sięgałam nogami do podłogi, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Przy pianinie spędzałam długie godziny, grając znane melodie“ – wspomina Urszula.

I chociaż jej starsza siostra także umiała grać na pianinie, to z trójki rodzeństwa tylko Ula poszła do szkoły muzycznej. „Była bardzo pracowitym dzieckiem – chodziła do dwóch szkół, większość czasu poświęcała ćwiczeniom“ – wspomina Henryk Zomerski, którego o trzy lata starsza siostra inspirowała do zainteresowania się muzyką.

I choć nie zdobył on wykształcenia muzycznego, to o jego karierze zawodowej zdecydowało właśnie zamiłowanie do muzyki. „Zawsze podziwiałam jego pamięć muzyczną“ – wspomina Ula. Na początku lat 60-tych rodzeństwo Zomerskich pochłonęła modna wówczas fala big-beatu. „Słuchaliśmy Radia Luksemburg – opowiada Ula, – a żeby nie zagłuszać ciszy nocnej domowników, chowaliśmy odbiornik radiowy pod pierzyną i razem z Heńkiem słuchaliśmy muzyki do późnych godzin nocnych“.

 

Gitara basowa

Urszula podjęła studia w Wyższej Szkole Muzycznej w Sopocie, natomiast jej brat studiował pedagogikę – z zawodu jest nauczycielem fizyki i chemii. Pochłonęła go jednak muzyka. „Heniek brał gitarę i wychodził do lasu, nieopodal domu, żeby sobie poćwiczyć“ – wspomina Ula.

Występował w zespole muzycznym „Elektrony“, który później zmienił nazwę na „Niebiesko-Czarni“. „Musiałem nadrabiać zaległości muzyczne jako samouk, bo żeby zostać muzykiem, trzeba znać jakieś zasady“ – twierdzi Henryk. W 1962 roku, grając z „Niebiesko-Czarnymi“ na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie zaprezentował pierwszą w Polsce gitarę basową.

„To nie była oryginalna gitara, zrobiłem ją sobie sam – wspomina mój rozmówca. – Zdjąłem struny ze zwykłej gitary, poszerzyłem jej progi i założyłem struny od wiolonczeli“. A Ula dodaje, że jedna ze strun pochodziła z pianina. „Ta struna była tak twarda, że raniłem sobie palce“ – zdradza Henryk.

 

Przemalowane gitary

Kiedy pewnego styczniowego dnia w 1965 roku w Gdańsku Wrzeszczu w kawiarni „Crystal“ spotkało się kilku młodych chłopaków, żaden z nich nie przypuszczał, że ich spotkanie zaowocuje przełomową decyzją, kształtującą tendencje muzyczne w Polsce. Henryk Zomerski, Jerzy Kossela, Krzysztof Klenczon, Jerzy Skrzypczyk, Benek Dormowski tworzylizespół „Czerwone Gitary“.

„Mieliśmy się nazywać Pięciolinie, ale właśnie przemalowaliśmy gitary na czerwono i stąd nazwa zespołu“ – opisuje Henryk. No i zaczęła się oszałamiająca kariera młodych, utalentowanych chłopaków, których hasło brzmiało: „Gramy i śpiewamy najgłośniej w Polsce“.

Zespół występował w klubie „Non Stop“ koło plaży w Sopocie, a wśród licznie przybywających na wybrzeże wczasowiczów fama o zespole rozchodziła się bardzo szybko. „Często bywałam w Non Stopie, który znajdował się naprzeciwko mojej uczelni, widziałam więc ich występy i to, jak zdobywają popularność“ – wspomina Ula.

 

Gdzieś w trasie

Ula otrzymała propozycję współpracy z Mieczysławem Foggiem – nestorem polskiej piosenki, stała się kierownikiem muzycznym żeńskiego zespołu „Baby Jagi“, który towarzyszył artyście. Występowała na scenach wielu polskich miast.

W tym czasie „Czerwone Gitary“ również sporo koncertowały. Czasami drogi rodzeństwa się spotykały. „Któregoś razu występowaliśmy w Międzyzdrojach, a kiedy przybyliśmy do miasta, zobaczyłam na plakatach, że wystąpią również Czerwone Gitary – wspomina Ula. – Spotkaliśmy się więc z Heńkiem za kulisami. Ot, takie rodzinne spotkanie!“.

 

W ukryciu

Kiedy młody Henryk Zomerski otrzymał powołanie do wojska „Czerwone Gitary“ były w trasie koncertowej. Do wojska się zatem nie zgłosił, a na scenie występował w peruce i pod pseudonimem Janusz Horski. Podczas jednego z koncertów dowiedział się, że na sali jest WSW. Cały koncert zagrał schowany za podium pod perkusją Jurka Skrzypczyka.

„Mało nie ogłuchłem – wspomina mój rozmówca. – W końcu wyszedłem z ukrycia i dobrowolnie zgłosiłem się do wojska“. Jego miejsce w zespole zajął Seweryn Krajewski. Po odbyciu służby wojskowej Zomerski występował w „Czerwono-Czarnych“, do „Czerwonych Gitar“ wrócił po odejściu z zespołu Seweryna Krajewskiego.

Czechosłowacja

Zespół „Baby Jagi“, który tworzyły młode i uzdolnione dziewczęta, często koncertował samodzielnie, na co zgadzał się Mieczysław Fogg. Podczas jednego z takich koncertów w Czechosłowacji Ula poznała króla słowackiej sceny muzycznej – Juraja Szabadosa. Wkrótce została członkiem jego grupy muzycznej, a później… jego żoną.

Jej brat wspomina, że z jednej strony nie cieszył go ten fakt, bowiem stracił z siostrą codzienny kontakt, jednak z drugiej strony bardzo ceniłswojego szwagra. „Byłem dumny, że Ula wyszła za mąż za Jurka, który był i wspaniałym człowiekiem, i świetnym muzykiem“ – mówi dziś Henryk i ze smutkiem dodaje: „Niestety, nigdy nie udało mi się z nim zagrać …“. Życie pełne wrażeń, muzycznych sukcesów zostało przerwane nagłą śmiercią Juraja Szabadosa w 1995 roku.

 

„Morza szum, ptaków śpiew…“

Ostatnie spojrzenie w lustro przed wyjściem na scenę. Ula poprawia czarny kołnierzyk brata, by odpowiednio wyglądał na białej marynarce. Za chwilę rozpocznie się koncert. Na sali tłumnie zgromadzeni fani zespołu. Gorąca atmosfera. I wreszcie dźwięki znanych przebojów: „Morza szum, ptaków śpiew, dzika plaża…“. Zerkam ukradkiem na Ulę – jest zachwycona. „To moja młodość, wracają wspomnienia“ – szepcze mi do ucha. I nie jestem pewna, bo może tylko mi się wydaje, w kąciku jej oczu zauważam łezkę wzruszenia…

Małgorzata Wojcieszyńska
ZdjęciaStano Stehlik

MP 4/2009