Ponownie przy tablicy

 OKIENKO JĘZYKOWE 

I znów zostałam wywołana do tablicy, i znów wywołał mnie do niej mój redakcyjny kolega Andrzej Kalinowski. Ledwo co, bo w poprzednim numerze, w związku z jego sugestią przedstawiałam swoje i nie tylko swoje stanowisko w sprawie nazw żeńskich, to w tym samym numerze on w swoim artykule o sporcie użył obcego leksemu „timing”, zapewniając Państwa, iż wyjaśnienie jego znaczenia i polskie odpowiedniki znajdą Państwo właśnie w mojej rubryce. No i miał rację!!!

„Timing” ma bowiem dobry timing. Czyli co ma? Właśnie. „Timing” to słowo pojawiające się ostatnio dość często w mediach, na czatach i wypowiedziach mniejszych i większych, ale na pewno znanych osobowości. Nawet były premier Jarosław Kaczyński stwierdził ostatnio, wypowiadając się na temat afery hazardowej, iż: „Komisja hazardowa powinna zająć się aktualną aferą, a nie przeszłością. Chodzi o timing”. Takie słowo w ustach właśnie tego polityka zaskakuje.

Czyżby użycie bardzo świeżej pożyczki z angielskiego miało pokazać, iż szef głównej partii opozycyjnej wie, co jest modne i co jest w potocznym rozumieniu tego słowa – nowoczesne, podkreślając w ten sposób zmianę wizerunku swojego ugrupowania?

Dla politycznej równowagi przytoczę też wypowiedź byłego szefa gabinetu politycznego obecnego premiera Sławomira Nowaka, który chyba też polubił „timing”, bo zapytany przez dziennikarzy, czy nowy szef CBA będzie znany w poniedziałek, odpowiedział: „Myślę, że taki jest timing”. I co? Już Państwo wiecie, co to takiego ten „timing”?

Słowo to zaczyna się w polszczyźnie panoszyć i szarogęsić. Jest oczywiście przeniesione z angielskiego i oznacza dokładnie tyle co ‘wybór precyzyjnego momentu do rozpoczęcia i wykonania jakiegoś działania z maksymalnymefektem’. Jeśli idzie o sport, to jestem gotowa zaakceptować tę pożyczkę, albowiem w wielu dyscyplinach „timing” rzeczywiście ma ogromne znaczenie i nie da się go zgrabnie zastąpić jakimś polskim odpowiednikiem.

Jestem w stanie uznać jego zastosowanie także w takich kontekstach, jak np. „Wykorzystanie timingu częściej prowadzi do niższych stóp zwrotu, niż przynosi pozytywne efekty” (tekst pochodzi z portalu e-gospodarka.pl) czy „Timing to jak wiadomo przymiot bardzo ważny w udanym seksie (jak mi ostatnio wyznała moja rozczarowana była dziewczyna), ale również nie mniej istotny w polityce”(jak napisał na swoim blogu jeden z internautów), bowiem użyty jest zgodnie ze znaczeniem angielskim.

Ale kiedy terminu tego używa się zamiast swojskiego określenia „właściwy/odpowiedni moment/czas”, to wychodzić zaczyna ze mnie mój patriotyzm, albowiem zdecydowanie opowiadam się za polskimi formami!!! Zatem moim zdaniem, nawiązując do cytowanych wyżej wypowiedzi polityków, nie: „chodzi o timing”, ale „o właściwy moment” i nie: „taki jest timing”, ale „to właściwy moment”.

Nie dajmy się zwariować! Po co wymieniać leksem rodzimy na obcy, na dodatek rozszerzając jego znaczenie? Po co zastępować coś, co jest dobre i funkcjonale? I jeśli używanie leksemu „timing”, jak i też innych świeżych anglicyzmów ma być przejawem nowoczesności, to wolę być postrzegana jako staroświecka i konserwatywna.

Maria Magdalena Nowakowska

MP 11/2009