CO U NICH SŁYCHAĆ?
Ewa Sipos – Polka z Żuław wraz z mężem Słowakiem oraz trójką dzieci mieszkają w jednej z podbratysławskich wsi. To szczęśliwa rodzina, pełna optymizmu. Trudne chwile, które przeżyła, jeszcze bardziej ją scaliły, choć inne rodziny po takich doświadczeniach często się rozpadają… Ta przetrwała… silniejsza.
Mają pięknie urządzony dom, w którym na ścianach wiszą obrazy-aranżacje z różnych materiałów, wykonane przez Ewę własnoręcznie. „Może kiedyś w przyszłości zajmę się architekturą wnętrz?“ – zastanawia się na głos moja rozmówczyni. Obecnie przebywa na urlopie macierzyńskim, ale jej plan dnia jest wypełniony po brzegi.
Rozmawiamy przyciszonym głosem, bowiem jej najmłodsze dziecko właśnie zasypia. „Gdybyś wstąpiła do nas pod wieczór, zobaczyłabyś, jaki panuje rozgardiasz, kiedy każde z dzieci wymaga czegoś od ciebie…“ – wyjaśnia z uśmiechem, jakby odgadując moje myśli.
W tym momencie zastanawiałam się bowiem, jak ona musi sobie dobrze radzić, skoro nie widać po niej zmęczenia ani żadnego zgorzknienia, wynikającego z trudnej sytuacji losowej.
Z Robertem poznali się w Anglii, dokąd przyjechali do pracy. Potem każde z nich wróciło do swojego kraju, próbując tam znaleźć sobie miejsce dla siebie. Jednak po pewnym czasie do Polski zawitał Robert i poprosił Ewę o rękę. Zamieszkali na Słowacji, gdzie na świat przyszła ich pierwsza córka Natashka.
Kiedy wybudowali i urządzili swój dom, w październiku 2004 roku urodziła się Ninka. Na początku rozwijała się prawidłowo, ale kiedy miała trzy miesiące, jej zachowanie zaczęło niepokoić rodziców. „Jako już doświadczona matka zauważyłam, że Ninka jest apatyczna“ – wspomina Ewa. Potem z dnia na dzień obserwowała pogarszający się stan zdrowia dziecka, które przestało reagować na bodźce, miało zamglone, rozbiegane oczy. „Jak każde dziecko Ninka przeszła obowiązkowe szczepienia – rozpamiętuje Ewa, – ale drugą serię zastrzyków otrzymała zaraz po chorobie.
Być może to spowodowało jej problemy zdrowotne“. Dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć, co naprawdę było przyczyną pogarszającego się stanu zdrowia dziecka. Dziewczynka została poddana różnym badaniom, które wykazały, że miała epileptyczne ataki.
Jeden z lekarzy stwierdził, że może to być choroba metaboliczna, co w tym przypadku mogłoby oznaczać, iż mózg produkuje śmiercionośne toksyny. Diagnoza brzmiała jak wyrok – zdaniem lekarzy dziecko miało przeżyć maksymalnie dwa, trzy lata. „Ninka miała 7 miesięcy, a ja, dowiedziawszy się w szpitalu, że mogę ją stracić, znalazłam się jakby nad przepaścią – opisuje moja rozmówczyni. – Walczyłam samą ze sobą w obliczu Boga, stając przed nim i poddając się Jego woli“. I nagle jeden z leków zaczął działać!
Dziś Ninka ma pięć lat i jest dzieckiem autystycznym. „Jest dużym bobasem, nosi pieluchy, chodzi, nie mówi, żyje w swoim świecie. Nawet nie wiemy, ile rozumie z tego, co do niej mówimy“ – opisuje jej mama, która codziennie zawozi córkę do specjalistycznego przedszkola, oddalonego od ich domu o ponad 30 kilometrów, i stamtąd ją odbiera.
Tam pod okiem specjalistów dziecko uczy się komunikowania za pomocą obrazków. „Najstarsza córka wie, że Ninka jest inna, ale jest z niej bardzo dumna. – opisuje Ewa – W szkolnym wypracowaniu napisała, że jej siostra jest bardzo zdolna“.
Ewa wspomina, że kiedy dowiedziała się o chorobie dziecka, zapragnęła mieć kolejne. „Jasne, że istniały obawy, czy urodzi się zdrowe“ – wyjawia i dodaje, że oboje z mężem postanowili, że jak Ninka zacznie chodzić, powiększą swoją rodzinę. Ninka postawiła swoje pierwsze kroki, kiedy miała dwa lata i dwa miesiące. W ubiegłym roku w maju na świat przyszedł Alex.
„Jego obecność uzdrowiła sytuację w rodzinie – ocenia moja rozmówczyni. – Jak każde małe dziecko syn skierował na siebie uwagę“. Okazało się, że to właśnie od niego Ninka uczy się najszybciej różnych zachowań. „Chyba go trochę podpatruje, bo obserwując Aleksa, nauczyła się przytulać do nas i pewnie w ten sposób przekazuje nam sygnały miłości“ – konstatuje Ewa, nie kryjąc wzruszenia.
Rodzice mają nadzieję, że może za jakiś czas dziewczynka zacznie mówić, bowiem logopeda stwierdził, iż ma ku temu predyspozycje: wydaje dźwięki, pracuje językiem.
Ewa nie kryje zadowolenia z tego, że ich rodzina poradziła sobie w obliczu trudnej próby życiowej. Wie, że tego typu sytuacje mogą spowodować rozpad małżeństwa i rodziny, albowiem jej członkowie często nie są w stanie pogodzić się z losem i nawzajem obarczają się winą za zaistniałą sytuację. „Nas ta sytuacja zbliżyła do siebie – ocenia moja rozmówczyni. – Co tu dużo mówić, my jesteśmy szczęśliwi, że mamy wyjątkowe dziecko. Nie każdy może mieć takie!“.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik