post-title Nie zapominajmy o Ukrainie

Nie zapominajmy o Ukrainie

Nie zapominajmy o Ukrainie

W ciągu ostatnich kilkunastu lat przyjęło się, że Polska występuje w roli adwokata Ukrainy, wspierając jej starania o wejście do struktur europejskich. Jednak, co ważne, polskie wsparcie dla wschodniego sąsiada nie jest wyłącznie sprawą elit i urzędników O sympatii zwykłych Polaków wobec Ukraińców świadczy chociażby okres słynnej pomarańczowej rewolucji.

I chociaż za przyjaciół Ukrainy uważają się wszystkie kraje Europy Środkowej i Skandynawii, to jedynie w Polsce ta polityka ma szerokie poparcie wśród zwykłych ludzi.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że jeszcze w 2000 roku sympatie Polaków wobec Ukraińców wcale nie były takie oczywiste. W badaniach socjologicznych z końca lat 90-tych Ukraińcy zajmowali czołowe miejsca wśród nielubianych narodów. Dopiero po 2004 roku to się zmieniło. Przyczyny były oczywiste: w latach 90-tych w Polsce panował stereotyp Ukraińca – przemytnika i nielegalnego imigranta, a o Ukrainie mówiło się wyłącznie jako o kraju biednym i zacofanym.

Później zaszły spore zmiany, a Ukraina stała się w zasadzie normalnym europejskim krajem i dziś Kijów czy Użhorod w niczym nie ustępują Bratysławie czy Koszycom. I chociaż w Polsce negatywne stereotypy Ukraińca i Ukrainy odeszły już w niepamięć, a Polacy często jeżdżą na Ukrainę turystycznie lub prowadzą nad Dnieprem interesy, to na Słowacji nadal panuje wyobrażenie wschodniego sąsiada z początku lat 90-tych: biednego, pogrążonego w chaosie i opanowanego przez mafię.

Dla przeciętnego mieszkańca Bratysławy wyjazd do Użhorodu to egzotyczna wyprawa, porównywalna z wyjazdem na daleką Syberię. Na Ukrainę jeżdżą co prawda mieszkańcy wschodniej Słowacji, ale ich wycieczki ograniczają się z reguły do tanich zakupów w strefie przygranicznej.

Różnice między Polakami a Słowakami względem Ukrainy polegają również na stosunku obu narodów do swoich utraconych kresów. Podczas gdy Polacy z sentymentem wspominają Lwów, Kamieniec Podolski i inne tereny, należące przed II wojną światową do Rzeczypospolitej, to Słowacy z zupełną obojętnością podchodzą do ukraińskiego Zakarpacia, które w okresie międzywojennym było częścią Czechosłowacji.

Bliskie kontakty Polski i Ukrainy warto wykorzystać również jako atut na słowackim rynku pracy. Polacy na Słowacji są postrzegani nie tylko jako dobre źródło wiedzy o Polsce, ale i o Ukrainie. I nic dziwnego – niemal każdy, kto ogląda polską telewizję lub czyta polską prasę (również w Internecie), choć trochę orientuje się w tym, co dzieje się nad Dnieprem, gdyż nasz wschodni sąsiad często występuje w polskich mediach.


Wiele osób było przynajmniej raz na wycieczce we Lwowie lub Kijowie, zaś chyba wszyscy wiedzą, że takie miasto jak Lwów w ogóle istnieje – znajomym Słowakom musiałem wiele razy tłumaczyć, gdzie to jest i co to za miasto.

Można powiedzieć, że Polacy są na takiej samej zasadzie naturalnymi ekspertami od Ukrainy, jak Słowacy ekspertami od Czech. Warto wziąć ten fakt pod uwagę, planując karierę zawodową na Słowacji, np. jako specjalista ds. eksportu do Polski i zarazem na rynki wschodnie.

Istotna jest też znajomość języka polskiego choćby też z tego względu, że w wielu zachodnioukraińskich miastach (Lwów, Łuck) jego znajomość jest dość częsta. Język polski ponadto jest tam doskonale rozumiany w odróżnieniu od słowackiego, choć ten jest powszechnie znany w przygranicznym Użhorodzie. Polacy rozumieją ukraiński, który jest jeszcze bardziej podobny do polskiego niż słowacki – zwłaszcza jego zachodnia odmiana.

W związku z powyższym osobom, które ubiegają się o pracę na Słowacji, a potrafią dogadać się z Ukraińcem, nawet jeśli każdy mówi swoim językiem, radzę, by wpisywali do CV również pozycję: „znajomość języka ukraińskiego – bierna”. W kraju, w którym wiele osób nie rozróżnia Ukrainy od Białorusi, Rosji i Litwy, taka informacja może stać się atutem, który przesądzi o uzyskaniu wymarzonej pracy w Bratysławie lub Koszycach.

Jakub Łoginow

MP 7-8/2010

 

Planując wyjazd na Ukrainę autem, najlepiej jest jechać przez przejście graniczne Ubla – Mały Berezny (nie ma kolejek). Na Ukrainę można również dotrzeć pociągiem z Bratysławy (nocny wagon z kuszetkami) lub autobusem z Michałowic. Najlepsze i tanie (50 – 250 zł) połączenie lotnicze jest z katowickich Pyrzowic do Kijowa (Wizz Air). Ogółem rzecz biorąc, granica słowacko-ukraińska jest mniej zakorkowana i przyjemniejsza niż polsko-ukraińska, na której stoją bardzo długie kolejki. Można ich jednak uniknąć, korzystając z przejść pieszych (Medyka – Szehyni, Ubla – Mały Berezny, Velke Slemence – Mali Selmenci) i lokalnej komunikacji publicznej.