post-title Opozycja katolicka na Słowacji w czasach komunistycznych

Opozycja katolicka na Słowacji w czasach komunistycznych

Opozycja katolicka na Słowacji w czasach komunistycznych

 WAŻKIE WYDARZENIA W DZIEJACH SŁOWACJI 

O Czechosłowacji w latach 70. i pierwszej połowie lat 80. panowała opinia, że to kraj zdławiony politycznie po inwazji z 1968 roku, a husakowska tzw. normalizacja przekupstwem i zastraszeniem wymusiła bierność jej obywateli.

Jedyną, jak by się wydawało, ostoją oporu była Karta 77, elitarna grupa, działająca głównie w Pradze. Kiedy w 1977 r. powstawała Karta – skromny przecież apel do władz o przestrze­ganie standardowych praw obywatelskich – na całej Słowacji zaledwie kilka osób zdecydowało się ją podpisać.

Lata 70. w Czechosłowacji nie były okresem optymistycznym. Wiele osób żyło wciąż w szoku z powodu wkroczenia do kraju wojsk so­wieckich, a poczucie beznadziejności powiększała poniżająca tzw. normalizacja. Nie posyłano ludzi do więzień, ale często – zwłaszcza w środowiskach inteligenckich – pozbawiano ich godności.

Reżim z pełnym cynizmem żądał od swoich obywateli składania wiernopoddańczych deklara­cji, potępiania znajomych i szefów, publicznych po­dziękowań za interwencję Układu Warszawskiego z 1968 roku itp. Odmowa łączyła się z brakiem możliwości wykonywania zawodu, zakazem studiowania przez dzieci, toteż nieliczni się na nią decydowali.

Ale w tym samym czasie – pomimo zma­sowanej propagandy i ateizacji – tysiące ludzi, zwłaszcza na prowincji, chodziło do kościoła, obcując co niedziela ze światem innych wartości i innym językiem. Takie uczestnictwo we mszy było prawdopodobnie najbardziej masowym przejawem oporu wobec komunizmu w całej Czechosłowacji i zaprzeczało stereotypowemu przeświadczeniu, że jedyną opozycję tworzyły intelektualne środowiska w Pradze, w dużej mierze wywodzące się z szeregów byłych komunistów – akty­wistów praskiej wiosny.

***

W byłej Czechosłowacji silne były tradycje ateistyczne i podporządkowania Kościoła państwu. Na politykę komunistyczną nakładał się czeski antykatolicyzm, sięgający czasów walki z Habsburgami, i zasady kontroli Kościoła, sięgające czasów austriackich rządów Józefa II z końca XVIII wieku.

Na początku lat 50. reżim ko­munistyczny w Czechosłowacji twardo zaatakował Kościół katolicki – w sposób nieporównywalny z tym polskim –przeprowadzając w nocy z 13 na 14 kwietnia 1950 r. akcję jednoczesnego aresztowania i osadzenia w obozach internowania wszystkich zakonników i zakonnic.

Chociaż władze pozostawiły otwarte kościoły parafialne, to miały nadzieję, że będzie to symboliczny koniec Kościoła jako znaczącego elementu życia społecznego. Na wolności pozostali zwykli księża, którzy jednak znaleźli się w niezwykle trudnej sy­tuacji.

Wywierano na nich naciski, by składali deklaracje lojalności i donosili na parafian, stosowano prowokacje, by moc ich przyłapać np. „na kradzieży” materiałów budowlanych (na potrzeby remontu kościołów) lub w towarzystwie kobiet sam na sam, by zarzucać im dwulicowość moralną. Czasami władze zamykały kościoły, twierdząc, że nie ma zainteresowanych chodzeniem do nich, a duchowni stawali się przez to… bezrobotnymi.

Ponieważ w Czechosłowacji wprowadzono obowiązek zatrudnienia, zgodnie z nakazem pracy musieli przenosić się do innych miejscowości. Wielu księży pod najroz­maitszymi zarzutami trafiło do więzień lub obozów pracy. Innych zmuszono do odejścia ze stanu duchownego.

Część złamano, wmuszając na nich współpracę ze służbą bezpieczeństwa. Księża obawiali się czynienia czegokolwiek poza wąsko rozumianą pracą duszpasterską. Tylko nieliczni zdecydowali się wspierać tajny Kościół i prowadzić konspiracyjną pracę wśród wierzących.

***

W takiej sytuacji powstał na Słowacji i Morawach nielegalny ruch katolików, któremu nadano nazwę Tajny Kościół. Na Morawach miał on bardziej intelektualny charakter, ale też i znacznie mniejszy zasięg niż na Słowacji.

Na czele słowackiego Tajnego Kościoła stali dwaj byli więźniowe polityczni: Silvester Krčméry i Vladimír Jukl. Obaj byli wychowankami z czasów wojny księdza Kolakovicia. Chorwacki ksiądz Tomislav Kolaković był silną i niezwykłą osobowością. Działał w Bratysławie w czasach Państwa Słowackiego. Jeszcze w latach wojny nauczał, że katolicy muszą się przygotować na nadejście rządów wrogich religii i Kościołowi.

Przygotowywał młodzież z dusz­pasterstwa akademickiego do życia wśród prześlado­wań. Przekonywał, że ważne są nie tylko wartości, ale też i praktyczna umiejętność życia religijnego w skraj­nie niekorzystnych warunkach.

Namawiał, aby uczyć się na pamięć Pisma Świętego, na wypadek, gdyby wszystkie egzemplarze Biblii zostały skonfiskowane, i liturgii, by można było konspiracyj­nie odprawiać msze po domach, dla małych grup przyjaciół. Powtarzał, że obowiązkiem katoli­ków jest przeniesienie Kościoła do lepszych czasów. Swoje nauczanie odnosił także do sfery teologicznej, głosząc, że w skrajnej sytuacji każdy może czuć się kapłanem.

Zaraz po wojnie, w styczniu 1946 roku, komunistyczni funkcjonariusze służby bezpieczeństwa aresztowali Kolakovicia, a później pod groźbą długoletniego więzienia zmusili go do wyjazdu z Czechosłowacji. Po lutym 1948 roku zaostrzono kurs polityczny wobec Kościoła i księży. Dla wychowanków Kolakovicia przyszedł czas działania wedle zasad, których ich nauczał…

Swoją aktywność sami nazwali Tajnym Kościołem. Chociaż ograniczali się jedynie do spotkań modlitewnych, odbywanych w prywatnych mieszkaniach, służba bezpieczeństwa wpadła na ich trop. W 1951 kilkunastu młodych katolików, których uznano za prowodyrów, trafiło do więzienia.

Silvester Krčméry, lekarz z wykształcenia, za „propagowanie katolicyzmu” spędził 14 lat w więzie­niu. Poświęcił ten czas na medytacje i przemyślenia, jak szerzyć wiarę katolicką w komunistycznej Cze­chosłowacji. W więzieniu przeżywał mistyczne unie­sienia. Próbowano poddawać go psychologicznemu praniu mózgu, by stracił wiarę, ale jego przekonania okazały się silniejsze.

Zdarzało się, że nie pozwalano mu spać po 50 godzin, a on popadał wtedy w religijne upojenie, które dodawało mu sił. Wyszedł z więzienia paradoksalnie z poczu­ciem misji apostolskiej i razem ze swoim przyjacielem, matematykiem Juklem (ten z wyrokiem 25 lat odsiedział w więzienia ponad 13 lat), zaczął budować organizację Tajnego Kościoła.

Zaczęli działać wśród ludzi z marginesu, trudnej młodzieży, alkoholików. Potem skoncentrowali się na pracy wśród studentów. Prze­konywali ich, że nawet w trzy osoby można być razem, modlić się i studiować Pismo Święte. Po skończeniu studiów każdy ze studentów miał wrócić do domu i założyć podobną grupę, potem z tej grupy każdy miał stworzyć swoją i tak dalej, i tak dalej. Systematyczną, codzienną pracą przez lata wybudowano paralelną społeczność, która nie miała formalnej struktury, budynków, biur itp.

W 1974 r. Krčméry i Jukl założyli jawne stowarzy­szenie katolickie Fatima, którego oficjalnym celem było rozpowszechnianie legalnej literatury religijnej i książeczek do nabożeństwa, nieoficjalnym natomiast – przerzucanie tej literatury także do Związku Sowieckiego.

Wielką barierą dla rozwoju Tajnego Kościoła był brak księży i możliwości odprawiania mszy. Felix Davídek, duchowny z Brna (więziony w latach 1951-1964; zmarł w 1988 r.), w połowie lat 60. zaczął więc na własną rękę przygotowywać młodych ludzi do kapłaństwa i ich wyświęcać. Dużą część wychowanków Davídka stanowili Słowacy, którzy później działali na Słowacji.

W większości nie mieli oni wy­kształcenia teologicznego, a czasem popadali w kon­flikt z miejscowymi oficjalnymi księżmi przy próbach nawiązania kontaktu z nimi. Tajni księża na co dzień pracowali, najczęściej jako robotnicy fizyczni. Zdarzało się, że zakładali rodziny. W swoich poglądach często rozchodzili się z nauczaniem Kościoła katolickiego. Fascynował ich zwłaszcza Kościół pra­wosławny – ortodoksyjny i mistyczny, do tego słowiański. Davídek wyświęcił około 160 księży, a 15 nadał tytuł biskupa.

Kiedy na początku lat 90. do Europy Środkowej przyszła wolność, Kościół katolicki starał się uporządkować dziedzic­two Tajnego Kościoła. Watykan, przy całym szacunku dla siły, wiary i zasług jego członków, stał na stanowisku, by nieformalnych księży ponownie wyświęcić, aby mogli oni uzyskać status kapłana zgodnie z prawem kanonicznym. Zażądał też od nich głoszenia zasad wiary zgodnie z nauczaniem Kościoła.

W 1992 r. ponownie wyświęcono ok. 120 księży. Ci żonaci, których było 22, dostali specjalną zgodę Jana Pawła II na formalne wyświęcenie w obrządku greckokatolickim i zostali w Kościele. Kilkunastu księży Tajnego Kościoła nie podporządkowało się jednak Kościołowi instytucjonalnemu. Zdaniem Watykanu popadli w herezję.

W połowie lat 70. mło­dy wówczas prawnik Ján Čarnogurský (późniejszy pierwszy premier Słowacji) próbował założyć w Braty­sławie – na wzór war­szawskiego – Klub Inteligencji Katolickiej, a dopiero w połowie lat 80. zaczęto myśleć o ujawnieniu się Tajnego Kościoła. Wybór Karola Wojtyły na papieża i powstanie „Solidarności” w sąsiedniej Polsce dodało słowackim katolikom otuchy.

W czerwcu 1983 r. dwaj matema­tycy, zaangażowani w działalność Tajnego Kościoła, František Mikloško (w wolnej Słowacji został prze­wodniczącym parlamentu) i Rudolf Fiby podczas wizyty Jana Pawła II w Krakowie przekazali mu za pośred­nictwem redakcji „Tygodnika Powszechnego” memoriał o sytuacji katolików na Słowacji.

Kiedy w połowie lat 80. Tajny Kościół rzucił hasło pielgrzymek do Levočy, organizowa­nych pod postacią wędrownych obozów turystycz­nych, potrafiło w nich brać udział po kilkadziesiąt tysięcy osób! Efekt cichej i niewidocznej wieloletniej pracy był widoczny.

Katolicy słowaccy mieli swój słaby punkt – była nim pamięć o ścisłym związku Kościoła z Państwem Słowackim, któ­re było sojusznikiem III Rzeszy i wydało na śmierć kilkadziesiąt tysięcy swoich żydowskich obywateli.

Komuniści wykorzystywali ten fakt, oskar­żając każdą inicjatywę publiczną katolików o klerofaszyzm. W tym kontekście należy zrozumieć starania najważniejszej osoby w słowackim Kościele katolickim tamtego czasu, bp. Jana Chryzostoma Korca, o powstrzymanie wierzących od jakiejkolwiek innej dzia­łalności niż uczestnictwo w obrzędach religijnych.

Należy również odnotować wsparcie, jakie katolic­y słowaccy dostawali z Polski. Te polsko-słowackie kontakty były wielorakie i oczywiście w żaden sposób niekoordynowane, trudno więc dokładnie ocenić wymiar tej pomocy. We wspomnieniach poja­wiają się jacyś księża z Gdańska czy tak nietypowa instytucja jak Seminarium Duchowne w Nysie.

Wymienić warto zapomniane i nieznane dzisiaj nazwiska Polaków, którzy w komunistycznej Słowacji zostali skazani za dostarczanie (przemycanie) z Polski li­teratury katolickiej. Edward Kalinowski został skaza­ny 9 listopada 1981 r. przez sąd miejski w Bratysławie na 16 miesięcy więzienia. W marcu 1985 r. ukarano Alojzego Gabaja i Bronisława Borowskiego 14 miesią­cami więzienia oraz Tomasza Konca 12 miesiącami. Może warto byłoby dziś odnaleźć tych ludzi i jakoś ich uhonorować?

Siła katolicyzmu w Czechosłowacji ujawniła się dość nagle, dokładnie 7 lipca 1985 roku podczas pielgrzymki do Veleh­radu na Morawach z okazji 1100. rocznicy śmierci świętego Metodego, patrona Słowian. Władze państwowe usiłowały wykorzystać uroczystości do propagandy „wkładu Czechosłowacji w światowe dziedzictwo kulturowe”. Zgodzono się więc na uroczystości, w tym mszę na otwartej przestrzeni, i nie czyniono przeszkód w organizacji wyjazdów.

Po mszy zaplanowano kilka wystąpień zarówno dygnitarzy rządowych, jak i duchownych. Rzeczywisty przebieg wydarzeń zaskoczył tak władze, jak i katolików. Na wezwanie Silvestera Krčmerego i Vladimíra Jukla do Velehradu przybyły tysiące młodych Słowaków – ich liczbę szacuje się na 50-70 tysięcy – którzy stanowili większość uczestników uroczystości.

Kiedy przedstawiciele rządu chcieli zabrać głos, wygwizdano ich i uniemożliwiono przemawianie, a po zakończeniu części oficjalnej przez wiele godzin śpiewano pieśni religijne. Władze nie odważyły się interweniować. Po raz pierwszy od dziesiątek lat katolicy w Czechosłowacji poczuli swoją siłę.

Andrzej Krawczyk

MP 2/2016