Nerwowa krzątanina przed Wigilią to tylko preludium tego, co wydarzy się przy wspólnym stole, który – w normalnych okolicznościach – łączy rodzinę. Tą rodziną targają dylematy.
I nie chodzi tu tylko o to, czy podać barszcz, czy zupę grzybową, ale czy wyznać prawdę długo skrywaną przed pozostałymi członkami rodziny. Powierzchowność, cynizm, tragizm, obłuda, komizm – to wszystko uchwyciła w swej najnowszej sztuce pt. „Cicha noc”, której premiera miała miejsce pod koniec października w wiedeńskim Teatrze „Pygmalion”, Magdalena Marszałkowska, autorka spektaklu i zarazem jego reżyserka.
Uważniejsi czytelnicy dobrze ją znają, gdyż od kilku lat współpracuje z naszym pismem, przygotowując rubryki „Kino-oko“ i „Bliżej polskiej książki“. A ci, którzy przed rokiem świętowali z nami jubileusz 20-lecia „Monitora”, mogli obejrzeć inny jej spektakl, zaprezentowany w Bratysławie przez polonijny Teatr XYZ z Wiednia.
Główną rolę w nim zagrała świetna aktorka, Halina Graser, która tym razem zmierzyła się z rolą charakterystyczną: despotycznej matki, okrutnej teściowej i osamotnionej wdowy zarazem.
Jak w krzywym zwierciadle mogliśmy obejrzeć jedną z wielu polskich rodzin, która boi się odmienności, nie umie wybaczać, nie potrafi tolerować. I w myśl zasady, że lepiej nie ruszać, woli problemy zamiatać pod dywan. Co z tego wynika? Nie zdradzimy zakończenia.
Marszałkowska dobrze poprowadziła widzów przez tę „Cichą noc“, udowadniając po raz kolejny, że ma talent! „Długo się nie wychylałam, uważałam, że najpierw muszę dużo przeczytać, by móc zacząć pisać“ – zdradziła nam po spektaklu. „A ponieważ zbliżam się do czterdziestki, uznałam, że już mogłabym coś powiedzieć od siebie“ – dodała.
To, co powiedziała w swojej sztuce, dotarło chyba do wszystkich obecnych na premierze. Czekamy zatem na kolejne jej teatralne wypowiedzi.
Małgorzata Wojcieszyńska, Wiedeń
zdjęcia: Stano Stehlik