„Telewizor się chyba zepsuł” – powiedziała moja mama do taty w niedzielny poranek 13 grudnia 1981 roku, gdy zamiast Teleranka, zazwyczaj emitowanego o tej porze, na ekranie telewizora nie było ani wizji, ani fonii. Byłam wtedy zbyt mała, by to zapamiętać, ale mama zawsze wspomina tę historię, gdy mowa o stanie wojennym.
Dziś potrafię zrozumieć zarówno rozczarowanie dzieci, które wyczekiwały przez cały tydzień na ulubiony program, jak i zdenerwowanie mamy. W obecnych czasach pewnie niejeden z nas ucieszyłby się z zepsutego odbiornika TV i możliwości zakupu nowszego cuda techniki z bajerami, ale kiedyś telewizor miało się latami i naprawiało tyle razy, dopóki się dało.
Za każdym razem, gdy w moim rodzinnym domu na święta ubieram choinkę, ze swoistym patosem zawieszam na gałązkach kultowe PRL-owskie bombki, które jakoś zachowały się po dziś dzień. Są jak rodzinny skarb, przywołują wspomnienia z dzieciństwa i tamtych czasów, gdy o wszystko trzeba było bardzo zabiegać, a z trudem zdobyte pomarańcze smakowały jak nigdy potem.
Dziś świat krzyczy do nas reklamami Bożego Narodzenia już w listopadzie, oferując w sklepach świąteczne słodycze, ozdoby czy ubrania. W świątecznie przyozdobionych centrach handlowych już dwa miesiące wcześniej można usłyszeć popularne kolędy i utwory świąteczne, podczas gdy cztery dekady temu ludzie borykali się z reglamentacją artykułów pierwszej potrzeby, walcząc w sklepach o produkty na wigilijną wieczerzę.
Właśnie w tym roku, 13 grudnia, minie 40 lat od pamiętnego wydarzenia, gdy generał Wojciech Jaruzelski poinformował społeczeństwo o wprowadzeniu stanu wojennego w kraju i ogłosił powołanie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Przedświąteczny czas oraz święta dla wielu osób zmieniły się wówczas w koszmar.
Zapanował strach i niepewność. Sklepowe półki świeciły pustkami, ograniczono swobody obywatelskie, wprowadzono cenzurę, godzinę milicyjną, a na granicach miast przepustki uprawniające do wyjazdu. Brak było połączeń telefonicznych. Na ulicach pojawiły się kontrole, żołnierze i czołgi.
Moi rodzice do dziś wspominają kartki żywnościowe i gigantyczne kolejki, w których musieli stać długie godziny, gdy ktoś rzucił informację, że pojawi się towar. Tata wstawał w środku nocy i ustawiał się w kolejkę, a mama zmieniała go nad ranem, kiedy tato musiał iść do pracy. Brzmi niewiarygodnie?
Zwłaszcza młodszym generacjom trudno wyobrazić sobie puste sklepy, brak Internetu czy telefonów komórkowych. Bo czy nie brzmi to irracjonalnie, gdy dziś opowiadacie swoim dzieciom, że zbieraliście puszki po coca-coli i z dumą ustawialiście je na półce, a opakowania po tak zwyczajnych dziś batonikach jak Snickers czy Mars, które wyrzucacie do śmietnika, kiedyś wklejaliście do pamiętnika niczym zdobycz wszechczasów.
Jakże dziś żyje nam się wygodniej, nowocześniej i dostatniej. Doceńmy więc to, co mamy, zanim znów rzucimy się w pogoń za czymś nowym, co chcemy mieć. To, co łączy dawne Boże Narodzenie i obecne to radość świąt spędzanych z rodziną.
Święta to dobry moment do zwolnienia tempa, nabrania dystansu do tego, co wokół, refleksji nad tym, co najważniejsze, i oczywiście spędzenia cudownych chwil roziskrzonych śmiechem i wspomnieniami, czego Państwu serdecznie życzę.
Magdalena Zawistowska-Olszewska