SPORT
Śledząc igrzyska olimpijskie w Pekinie, mało kto już pamięta, że niewiele brakowało, a ta impreza odbyłaby się w Polsce i na Słowacji. Kandydatura Kraków 2022 przewidywała rozegranie większości pozagórskich dyscyplin w stolicy Małopolski, natomiast sporty wysokogórskie miały być rozgrywane w Zakopanem oraz w słowackich Tatrach Niżnych (narciarstwo alpejskie na Chopoku).
Pomysł polsko-słowackich igrzysk został w 2014 roku odrzucony przez krakowian w miejscowym referendum. Dziś Małopolska przygotowuje się do przyznanych jej igrzysk europejskich w 2023 roku, ale tym razem bez Słowacji
Z pomysłem zimowych igrzysk w Krakowie i na Słowacji w 2022 roku wyszła znana snowboardzistka, a obecnie posłanka Jagna Marczułajtis-Walczak. Sam pomysł nie był jednak nowy, gdyż już wcześniej oficjalną kandydaturę igrzysk w 2006 roku zgłosiły (osobno) Zakopane oraz Poprad.
Ta w dużej mierze bratobójcza walka dwóch tatrzańskich ośrodków przesądziła o fiasku pomysłu, drugą przyczyną były niedociągnięcia infrastrukturalne ówczesnej Polski i Słowacji, które zgłaszając te kandydatury pod koniec lat 90., były dopiero na początku transformacji.
Odpadnięcie obu tatrzańskich kandydatur skłoniło obie delegacje do refleksji, że polsko-słowacka konkurencja nie ma sensu, a wygrać można jedynie, działając razem, ponad granicami. Igrzyska Kraków 2022 miały być już wspólne i dużo lepiej przygotowane.
Tym razem markę i prestiż miało zapewnić nie małe i zakorkowane Zakopane, ale duży i znany na całym świecie Kraków, który w momencie składania aplikacji był już doinwestowanym, popularnym turystycznie miastem. Udało się też uniknąć problemów z poprzedniej aplikacji olimpijskiej w kwestii ochrony przyrody.
Wcześniejsze plany Zakopanego zakładały dewastację Polskich Tatr na potrzeby rozbudowy infrastruktury narciarskiej Kasprowego Wierchu. W pomyśle Kraków 2022 zaplanowano rozgrywki alpejskie po słowackiej stronie, gdzie odpowiednia infrastruktura już była.
Aplikację olimpijską poparły oficjalnie władze Krakowa, Zakopanego i słowackich samorządów, temat mocno wspierały słowackie organizacje turystyczne. Kontrkandydatów nie było wielu – oprócz Pekinu był to m.in. Lwów (igrzyska forsował Janukowycz, po Euromajdanie wycofano się z tego projektu) oraz Oslo i kilka innych europejskich miast, które również wycofały się z kandydowania.
Zdaniem ekspertów Kraków wraz ze Słowacją prawdopodobnie wygrałby z Pekinem i niedawne igrzyska odbyłyby się w polsko-słowackim formacie. Wiązałoby się to jednak z ogromnymi kosztami – i to głównie one przesądziły o negatywnej decyzji krakowian w referendum, które w tej sprawie odbyło się w maju 2014 roku.
Główny zarzut – Kraków nie ma chodników i kanalizacji na osiedlach peryferyjnych, nie ma pieniędzy na podstawowe usługi komunalne, a porywa się na kosztowne igrzyska. Zwolennicy z kolei podkreślali aspekt promocyjny, prorozwojowy, niektórzy widzieli w igrzyskach okazję do zintegrowania Polski ze Słowacją (stale we znaki daje się brak połączeń kolejowych, autobusowych i lotniczych).
Gdy już temat krakowskich igrzysk wydawał się zamknięty, w 2019 roku powrócił w nowej odsłonie – tym razem igrzysk europejskich. To nowa, mało znana i jak na razie mało prestiżowa impreza, rozgrywana dotychczas jedynie w Azerbejdżanie i na Białorusi, stąd też przez przeciwników nazywana „igrzyskami dyktatorów”.
Zwolennicy, do których należy m.in. samorząd Małopolski, podkreślają, że Kraków ze swoją marką może nadać nowego impetu tej imprezie, a zyskają na tym wszyscy. Fakt jest taki, że mimo protestów i kontrowersji decyzja o organizacji igrzysk europejskich w Małopolsce już zapadła i odbędą się one latem przyszłego roku.
Tym razem w przygotowaniach pomijany jest jednak transgraniczny aspekt imprezy. A szkoda, bo igrzyska w pobliżu słowackiej granicy mogłyby być dobrą okazją do utworzenia brakujących połączeń autobusowych i kolejowych oraz rozwoju polsko-słowackiej współpracy w wielu aspektach.
Jakub Łoginow