Z Marią Dębską o roli seksbomby z PRL-u

Być jak Kalina Jędrusik?

 WYWIAD MIESIĄCA 

„Bo we mnie jest seks“  w reżyserii Katarzyny Klimkiewicz to historia pełna skandalu, wdzięku, seksapilu, kolorytu rodem z PRL-u i zaskakujących wydarzeń. Maria Dębska za rolę Kaliny Jędrusik w tym filmie na ubiegłorocznym festiwalu filmowym w Gdyni została nagrodzona za najlepszą rolę kobiecą. Proponujemy Państwu rozmowę z aktorką, umilając oczekiwanie na film, który platforma Netflix ma prezentować od 8 marca.

 

Zagrać Kalinę Jędrusik, legendę, o której plotkowało pokolenie Pani babci, na pewno nie jest łatwo, bo to była seksbomba tamtych czasów, kobieta nietuzinkowa, odważna, niezależna.

Mierzenie się z mitem to wyzwanie. Ale mnie to kręciło. Do tej roli przygotowywałam się prawie półtora roku. Na początku myślałam, że będę naśladować Kalinę Jędrusik, ale bardzo szybko się okazało, że to nie taki jest pomysł na tę rolę. I po kolei musiałam do wszystkiego dochodzić.

Zaczynałam od szukania podobieństw. Przytyłam, zgodnie z oczekiwaniami reżysera, prawie 10 kg, żeby osiągnąć fizyczny efekt bliski Kalinie Jędrusik. Była więc to oczywista zmiana zewnętrzna, ale musiałam też nauczyć czuć się dobrze z tą większą wagą i innymi kształtami, bo Jędrusik miała wszystkie kobiece atrybuty – biust, widoczne biodra i była jak osa w talii.

Jak już przytyłam, to wkładano mi gorset, abym mogła w pełni osiągnąć tę niezwykłą figurę. Jadłam sporo, a wiadomo, my aktorki zazwyczaj się odchudzamy, więc to też nie było takie proste. Musiałam sobie przestawić myślenie. Ale miałam specjalną opiekę: trenerkę i dietetyczkę, a także coacha, a poza tym spędzałam godziny na siłowni. Masa ciała była ważna. Obcięłam też włosy.

Coach na planie w polskim filmie to nowe zjawisko.

Ciągle jeszcze tak. Z moim coachem Anią Skorupką pracowałam na zasadach wzajemnego zaufania i partnerskiej relacji, ale na początku musiałyśmy się do siebie przyzwyczaić. A ja musiałam uwierzyć, że to, nad czym pracujemy, będzie mi potrzebne, że znajdę najlepsze rozwiązania do zagrania tej roli.

Bo był to mój cel i rozwój osobisty zarazem właśnie do tego filmu. Trochę to trwało. Ale to wszystko nic, wobec faktu, że mnie po prostu fascynowała osoba Kaliny Jędrusik. I już mówiłam wcześniej publicznie, że jestem „zboczona” na jej punkcie. Jej niebywały seksapil, odwaga w takim braku wstydu, do którego przyzwyczaja się u nas dziewczynki, wychowując je właśnie na „dobrze wychowane panienki”.

Kalina się burzyła, mówiła, że nie używa hamulców w swoich reakcjach, bo nie były jej te hamulce potrzebne w życiu. Była autentyczna, pozbawiona kagańca, świadomie prowokująca, rozpieszczana przez mężczyzn, ale też i obrażana. Ona się nie chciała dopasowywać do sytuacji, chciała tworzyć swoje, takie, z którymi ona czuła się dobrze. Unikała wszelkich ram, to było naprawdę niezwykłe w jej osobowości. Stąd też pewnie wokół niej i o niej narosło tyle legend i anegdot.

A czy poznawała Pani te opowieści, spotykała się z osobami, które dobrze znały Kalinę Jędrusik?

Tak, naturalnie. Na początku chciałam wiedzieć jak najwięcej i słuchałam wszystkich opowieści. Różne osoby opowiadały o Jędrusik, każda po swojemu. A mnie się wszystko po prostu nawarstwiało i w pewnym momencie nawet zaczęło mieszać. Poza tym ubarwianie tych opowieści było różne. I każdy chciał mnie przekonać do swojej wizji i wersji Kaliny, szczególnie mężczyźni.

To oni mówili, że dobrze ją znali, że mieli ją i tak dalej. Przyszedł taki moment, że miałam tego dosyć. Musiałam dokonywać własnych wyborów z tych różnorodnych opowieści. Starałam się poznać tajemnicę Kaliny Jędrusik. Musiałam też czasami przywdziewać tę maskę, którą i ona miała. W latach 60. ona była niezwykłością, właśnie w niej był seks, który znalazł się w tytule filmu. A fragment życia Jędrusik, o którym opowiada ten film, też jest niezwykły.

 

Ale w filmie „Bo we mnie jest seks“ poznajemy Kalinę Jędrusik, kiedy się okazuje, że ma problemy z tą swoją indywidualnością i niezależnością, a jej seksapil jednych zachwyca, a innych drażni. Aktorka nie chce ulec dość jednoznacznej propozycji wpływowego nowego dyrektora telewizji, tym samym traci szansę na rolę w programie telewizyjnym. Jej odwaga i swoisty brak wstydu nie są również akceptowane przez małżonki partyjnych notabli tamtych czasów. Pruderia dawała często o sobie znać i trzyma się nieźle i dzisiaj.

(Śmiech) To prawda, tym bardziej było to dla mnie wyzwanie. Musiała zagrać taką postać, która wcześniej mogła bardzo wiele, a tu nagle wpada w dziwne kłopoty, których oczywiście wcześniej nie znała. Wiem też, że Kalina Jędrusik miewała różne nastroje – od tych euforycznych, owianych mitem i sukcesem, po sytuacje, w których nie wiedziała, co robić. Poznałam bardzo wiele stanów napięcia, grając Kalinę. Ten film opowiada o tym czasie, kiedy Jędrusik musi podjąć ważną decyzję: czy walczyć o siebie, czy się poddać. Tak więc to był też dla mnie swoisty trening psychiczny, fizyczny, ale i również wokalny.

No właśnie, śpiewa Pani w tym filmie przeboje Kaliny Jędrusik.

Tak i to też było wyzwanie. Śpiewam w tym filmie dziesięć jej piosenek. Są przecież nagrania Jędrusik, wiele osób pamięta jej charakterystyczny głos, z taką lekką chrypką. Zanim rozpoczęły się zdjęcia przez pół roku pracowałam w studio z kompozytorem Radkiem Luką. Początkowo ją jakoś naśladowałam, starałam się zaśpiewać tak jak Jędrusik. Ale okazało się bardzo szybko, że nie o to chodzi.

Sama mam bardzo dobry słuch muzyczny, gram dobrze na fortepianie, więc szybko zaczęłam szukać swojej drogi do tych piosenek. Piosenki musiały dobrze łączyć się z moją rolą Kaliny, a więc musiałam znaleźć sposób śpiewania bliski mnie, ale z cechami Kaliny. Próbowałam różnych wersji głosu Jędrusik, zależało mi na tym, żeby to moje śpiewanie też wybrzmiało w tym filmie. No i musiałam się nauczyć mówić w charakterystyczny sposób jak Jędrusik. To też wymagało specjalnych ćwiczeń.

 

W filmie „Bo we mnie jest seks” gra plejada znanych aktorów, którzy wcielają się w postaci znanych mężczyzn z życia Kaliny Jędrusik. Stanisława Dygata, męża, pisarza gra Leszek Lichota, reżysera Kazimierza Kutza Borys Szyc, znakomitego pisarza Tadeusza Konwickiego Paweł Tomaszewski, a Jeremiego Przyborę z Kabaretu Starszych Panów Rafał Rutkowski. Jak się z tym gronem luminarzy pracowało?

Świetnie. Praca na planie to była przyjemność, ale też intensywna – ot, porządne aktorskie działanie w doborowym towarzystwie. Długo trwało, nim rozpoczęły się zdjęcia, bo zbierano budżet, ale ja już nauczyłam się trochę, że trzeba czekać. A ponieważ zależało mi, by zagrać rolę Kaliny Jędrusik, to już jak szłam na zdjęcia próbne, myślałam też trochę o tym, kto jeszcze zagra w tym filmie. I nie zawiodłam się.

Alina Kietrys, Gdynia

MP 3/2022