KINO OKO
Na nowy rok poza serdecznymi życzeniami prosto z serca kinomanki polecam Państwu serial, który na pewno pozwoli szczerze uśmiechnąć się kilka razy. Wyprodukowany przez Netflix „1670” budzi dość skrajne emocje: od uwielbienia i wielkiej radości, że nareszcie powstało kino pełne satyrycznych i dowcipnych sytuacji, po narzekania, że ta wieloodcinkowa opowieść powiela popkulturowe stereotypy, odwołuje się do ogranych sucharów, czyli wielokrotnie już powtarzanych dowcipów sytuacyjnych i językowych, i że po trzech odcinkach nie ma sensu oglądać dalej tej niby-historycznej przypowieści. A jaki jest ten „1670”naprawdę?
Radzę obejrzeć z poczuciem, że można i warto się śmiać, bo farsa historyczna, która nawiązuje do współczesności, jest zrobiona z dystansem i „ku pokrzepieniu serc” oraz w zgodzie ze starym chińskim porzekadłem „obyś żył w ciekawych czasach”.
1670 rok to czas ważny w polskiej historii, ale do historycznych wydarzeń fabuła serialu nawiązuje sporadycznie. Akcja toczy się we wsi Adamczycha właśnie w roku 1670, a więc kilkanaście lat po powstaniu Chmielnickiego, po potopie szwedzkim i w kilka lat po wojnie z Moskwą.
Są to czasy pańszczyźniane, w których szlachta ma wiodący głos. Krajem rządzi (po abdykacji Jana Kazimierza) król Michał Korybut Wiśniowiecki, wskazany przez jednego z biskupów, a zatem sporo do powiedzenia ma tu Kościół.
Wieś Adamczycha istnieje naprawdę. To miejscowość na Kurpiach, w województwie mazowieckiem, w której dzisiaj mieszka zaledwie 47 osób. Oczywiście jej sława urosła dzięki serialowi, ale tak naprawdę wieś nie ma ona nic wspólnego z serialową Adamczychą.
Zdjęcia filmowe do „1670” kręcono m.in. na Podkarpaciu, w skansenie w Kolbuszowej i w pięknym architektonicznym zespole cerkiewnym w Radrużu. Filmowy współwłaściciel Adamczychy Jan Paweł Adamczewski chce, by zapamiętano go jako najwybitniejszego Jan Pawła w polskiej historii. Jest sarmatą z krwi i kości.
Nie obce są mu prywata, pycha, życie ponad stan i wykorzystywanie chłopów pańszczyźnianych, ale zdarzają mu się też odruchy serca. Z czasem jednak ubożeje i do tego trapią go ciągłe problemy z rodziną. Choć ma dwóch synów, to obaj młodzieńcy są mało użyteczni – jeden żyje romansami, drugi interesami Kościoła.
Ma też córkę (bardzo dobra Martyna Byczkowska), gorącą wyznawczynię zachowań proekologicznych, która stara się je szerzyć na wsi. Jej serce jednak to nie sługa, więc mezalians wisi w powietrzu, a kowal, który przyjechał na stypendium (nota bene w ramach programu Erasmus) rzeczywiście jest przystojnym i miłym młodzieńcem.
No i jest oczywiście żona Adamczewskiego – Zofia, bigotka (wyrazista i zabawna Katarzyna Herman), która szuka własnego sposobu na miłość. Wieś Adamczycha ma też drugiego właściciela – Andrzeja, z którym Jan Paweł ma ciągle jakieś kłopoty. Każdy z ośmiu odcinków serialu ma inny tytuł m.in. „Polowanie”, „Pojedynek”, „Wesele”, bo to są właściwie księgi wydarzeń we wsi Adamczycha, w której tradycja wrze współczesnością.
Adamczewskiego z rozmachem i fantazją zagrał Bartłomiej Tołpa, aktor dobrze znany i lubiany, nagradzany już wielokrotnie za swoje role w polskim kinie. Jest szczery i bezpośredni w reakcjach, świetnie się czuje w szlacheckim kontuszu i to w jego dialogach znajdujemy kwintesencję współczesności z czarnym humorem i farsowym dowcipem w ognistych ripostach. Wydaje się nie bez powodu, że II połowa XVII w. ma wiele wspólnego z tym, co otacza nas dzisiaj.
Serial jest dziełem scenarzysty Jakuba Rużyłły (autora scenariuszy do „Kryptonimu Polska” czy „Sexify”) i reżysera Macieja Buchwalda (aktora, reżysera dokumentów, nowel, komika, improwizatora grupy Klancyk), którzy z rozmachem stanęli w szranki z ponuractwem i smutkiem, by opowiedzieć o szlacheckiej Polsce ze współczesnym przesłaniem.
Czy to krzywe zwierciadło rzeczywistości? Każdy z widzów musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie. Ironiczne i skeczowe wręcz postrzeganie rzeczywistości za pomocą kostiumu historycznego to niczym kpiny słynnego Latającego Cyrku Monty Pythona: kpina ze społeczeństwa, urzędów, notabli, którzy z kłopotami chwytają dystans wobec siebie.
Alina Kietrys