Będąc wiosną tego roku w Nowym Jorku, zwróciłam szczególną uwagę na kilka miejsc i kilka wydarzeń o wyraźnie polskich akcentach, wręcz made in Poland. W poprzednim numerze „Monitora” opisałam siedzibę konsulatu RP na Manhattanie, czyli pałac Josepha Raphaela de Lamar z 1905 r., oraz wydarzenia, które tam się odbyły i w których mogłam uczestniczyć. Zwróciłam też uwagę na polskie sklepy w USA. W drugim odcinku chcę zahaczyć o Broodway oraz o Newark.
Na Broodwayu
Teatr Longacre na Broadwayu. Siedzę w czwartym rzędzie i mam możliwość oglądania dzieła „Lempicka The Musical” z bliska. Barwna scena, wyszukane kostiumy, zmieniający się wystrój, w tle delikatnie zaznaczone dzieła Łempickiej. Temperament, pot, krew, łzy, namiętność, emocje! Wszystko to ubrane w świetną muzykę. Do tego śpiew i taniec – misternie utkana praca pod okiem reżyser Rachel Chavkin. Za scenariusz oraz teksty piosenek odpowiada Carson Kreitzer, za muzykę Matt Gould, a choreografię Raja Heather Kelly.
Evita i Lemipcka
W roli głównej Eden Espinosa (Łemipcka), znana m.in. z disneyowskiej produkcji „Czarodziejska cukiernia Alicji”, za którą otrzymała nominację do nagrody Emmy. Z kolei drugą wyraźną postacią na scenie jest paryska kochanka i muza artystki Rafaela – w tej roli Amber Iman.
Obie aktorki za swe role otrzymały nominacje do prestiżowej Tony Awards. Przedstawienie, nad którym prace rozpoczęto 10 lat temu, robi na mnie ogromne wrażenie. Może to także magia brodwayowskiej produkcji, którą mam okazję widzieć po raz pierwszy?
Ale nowojorskie portale i gazety także nie szczędzą pozytywnych opinii i rozpisują się o musicalu i polskiej artystce: „Ten musical zrobi dla Łempickiej to, co Evita zrobiła dla Evy Peron“. Z kolei Polacy cieszą się, że dzieła artystki zostaną wreszcie połączone z jej nazwiskiem.
„Większość ludzi kojarzy jej obrazy, m.in. dzięki teledyskom Madonny, ale nie wie, kto je namalował. Mamy nadzieję, że dzięki temu musicalowi zaczną także kojarzyć nazwisko Łempicka” – mówi dla PAP kurator filmu i sztuk performatywnych w Instytucie Kultury Polskiej w Nowym Jorku Tomek Smolarski.
Życie bohemy
Z pewnością nie było łatwo rekonstruować życia artystki, która sama często kreowała rzeczywistość – najprawdopodobniej sfałszowała nawet swoją metrykę, w której jako miejsce urodzenia zapisano Warszawę – nie Moskwę, a jako datę urodzenia podano rok 1898 – nie 1895.
Tamara także niechętnie mówiła o ojcu, Rosjaninie żydowskiego pochodzenia, bardziej uwypuklając swoje pochodzenie polskie. Na scenie widzimy dramatyczne czasy rewolucji rosyjskiej z 1917 r., ucieczkę artystki z mężem Tadeuszem Łempickim (w tej roli Andrew Samonsky) do Paryża, jej perypetie małżeńskie, życie artystyczne, miłosne przygody (również z kobietami) aż po wyjazd do USA, a tym samym ucieczkę przed II wojną światową.
Opowieść o jej losach snuta jest na tle dramatycznej historii Europy XX w., począwszy od wspominanej rewolucji rosyjskiej, przez rodzący się faszyzm (kontakty malarki z Filippo Marinetti – twórcą futuryzmu, późniejszym faszystą). W dwuipółgodzinnym spektaklu twórcy zawarli 60 lat z życia Łempickiej, szerzej pokazując jego europejski etap, by swą opowieść zakończyć na kontynencie amerykańskim i pokazać losy artystki w Nowym Jorku i Los Angeles. Przedstawienie publiczność nagradza oklaskami na stojąco.
Pierwszy raz musical o Łempickiej zagrano w 2018 r. na festiwalu teatralnym w Williamstown, cztery lata później produkcja trafiła do La Jolla Playhouse w San Diego, a 14 kwietnia 2024 r. spektakl zadebiutował na Broadwayu, gdzie wystawiano go do 19 maja.
W zielonym bugatti
Z pewnością znają Państwo obrazy Tamary Łempickiej. Jej największe dzieło – autoportret w zielonym bugatti z 1929 r. – zapada w pamięć. Obrazy Łempickiej w swoich prywatnych kolekcjach posiadają, między innymi Madonna, Jack Nicholson, Barbara Streisand czy Meryl Streep.
Najdroższy obraz Łempickiej pt. „Kizette II“, przedstawiający jej córkę w różowej sukience, sprzedano w nowojorskim domu aukcyjnym za prawie 15 milionów dolarów! Łempicka była wybitną malarką epoki art déco, znaną przede wszystkim z portretów, na których uwieczniła osoby należące do elit społecznych i kulturalnych. Malowała też akty.„Byłam pierwszą kobietą, która tworzyła wyraźne obrazy i to było źródłem mojego sukcesu…
Wśród stu płócien moje były zawsze rozpoznawalne“ – mówiła o swojej twórczości. Jej obrazy należą dziś do najdroższych ze wszystkich dzieł stworzonych przez kobiety! Spojrzenie na sukcesy Polki z amerykańskiej perspektywy nabiera innego smaku i –zabrzmi to patetycznie, ale co tam! – napawa dumą.
40-lecie święceń kapłańskich
Do dumy, ale i pewnej pokory stara się nawiązać ksiądz Andrzej, którego kazania słuchamy, biorąc udział we mszy w polskiej parafii św. Kazimierza Królewicza w Newarku. Celebrujący ją duchowny wspomina 40-lecie swoich święceń kapłańskich.
Później przekonamy się, że to niejedyne wydarzenie, które nawiązuje do tego jubileuszu, bowiem ksiądz sygnuje 40-leciem więcej imprez, nadając im rangę wyjątkowych. My do wyjątkowych zaliczymy na pewno imprezę, w której mamy okazję wziąć udział zaraz po niedzielnej mszy świętej.
Na nutę kościelną i… Sinatry
Jest kwiecień, dwa tygodnie po Wielkanocy, a my zostaliśmi zaproszeni przez naszego przyjaciela Janusza Szlechtę na wspominaną imprezę, na którą udaje się większość wiernych, kierując swoje kroki z kościoła do budynku szkolnego obok. Nie bardzo wiemy, czego możemy się spodziewać.
Wiemy, że bilety kosztują 30 dolarów od osoby i są sprawdzane przy wejściu. Zaraz potem jesteśmy kierowani do naszego stołu, który ozdobiony jest barankami i innymi wielkanocnymi akcentami, a na plastikowym talerzu znajdują się połówki jajek, ugotowanych na twardo.
Takich stołów na 9 osób jest około 30 i są rozstawione jak na balu. Pod sceną wolne miejsce na harce dzieci i późniejsze quizy. Czeka nas też loteria fantowa oraz występy księdza Andrzeja i jego muzycznych towarzyszy, z którymi śpiewa nie tylko pieśni kościelne, ale i hity z repertuaru np. Franka Sinatry.
Smakowanie amerykańskiej Polski
Posiłek rozpoczyna się przy szwedzkim stole, gdzie dostępne są pączuszki i inne słodkości oraz kawa i napoje. Po jakimś czasie dowiadujemy się, że można podejść do innego stołu, gdzie można dostać żurek w plastikowych kubkach. Jeszcze później, po ogłoszeniu numeru stołu można podejść do obsługujących pań, które nakładają na talerze polskie specjały: mięsa różnego typu, buraczki, ziemniaczki i inne warzywa. Impreza trwa ok. trzech godzin.
Przeplatana jest informacjami o innych wydarzeniach łączących nowojorską Polonię, głównie tę skupioną przy parafii. Jak się przekonujemy, takich okazji do integracji jest tu sporo. Ksiądz Andrzej nas zauważa i dopytuje, skąd jesteśmy i na jak długo przyjechaliśmy. Dobry lider, myślę sobie, co później w rozmowach potwierdza goszczący nas w USA wspominany Janusz.
I tak jakoś sobie radzą Polacy na obczyźnie, przenosząc kawałek Polski do Stanów, modyfikując go trochę na amerykański styl. Warto choć raz posmakować takiej Polski w amerykańskiej odsłonie.
Małgorzata Wojcieszyńska, Nowy Jork
Zdjęcia: Stano Stehlik, Małgorzata Wojcieszyńska