BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
„Nie trafili w jamę. To jedyna rzecz na całym świecie, w całej jego rozciągniętej na tysiąclecia, na miliony lat historii, która ma znaczenie. (…) Nic więcej nie ma znaczenia”.
Na nullu, czyli na linii frontu, w jamach i piwnicach w ruinach domów po obu stronach są okopani żołnierze. Czasem przesuną się do przodu, czasem się cofną. Czasem dron trafi w ich kryjówkę i staną się kodem 300 (ranni) lub – w gorszym przypadku – 200 (martwi). Być może kiedyś podejrzewali lub czuli, jaki to ma sens, ale teraz to już wątpliwe.
Jednym z takich żołnierzy jest Koń, były intelektualista, były syn, ojciec, brat. Ale to już też nie ma znaczenia. Właśnie dlatego jest tam, gdzie jest. Coś w nim pękło i to tak bardzo, że zamknął za sobą drzwi swojego warszawskiego mieszkania, usunął swoje profile w mediach społecznościowych, zamknął swoje życie na klucz i odszedł. I to właśnie do Konia autor zwraca się najczęściej, choć oferuje także całą galerię przeróżnych innych historii. Poprzez losy żołnierzy i żołnierek, ale też innych ludzi ze strefy wojny, pokazuje jej daremność.
Język Twardocha pełen jest specyficznych słów z żargonu wojskowego, które trzeba powoli przyswoić i opanować, podobnie jak wszechobecne ukraińskie wulgaryzmy. Jednocześnie autor zwraca się do żołnierzy, okazuje im zrozumienie, chociaż ich motywacje są często niezrozumiałe.
Po raz pierwszy ze stylem tego pisarza zetknąłem się na początku swojej przygody z językiem polskim, gdy otrzymałem jego powieść pt. „Morfina”. Już sama okładka mnie zafascynowała. Przedstawiała twarz zniekształconą w taki sposób, że od razu było można dostrzec coś dziwnego. Także i w tej powieści Twardoch zwracał się z życzliwością do bohatera w Europie pogrążonej w zupełnie innej wojnie.
Wojna w powieści „Null” jest beznadziejna i przygnębiająca. Jest trochę jak historia żołnierzy, ukrywających się w okopach I wojny światowej w powieści Remarque’a „Na Zachodzie bez zmian”. Tutaj również nie ma niczego nowego, tylko strona świata jest inna.

Autor bezlitośnie przygląda się obu stronom konfliktu. Komentuje sytuację bogatych Ukraińców, którzy uciekli na Zachód, handlarzy śmiercią w Kijowie, pragnących zarobić na wojnie, ale także fakt, że bez zbiórek publicznych i prywatnych środków ochotników żołnierze nie mieliby ani ubrań, ani wyposażenia, ani broni.
„Są dwa światy, jeden tam, a drugi tu” – zapisuje Koń w swoim notatniku. Warszawa i Kijów to jeden i ten sam świat, linia frontu to coś zupełnie innego. W kijowskiej restauracji, którą odwiedza podczas krótkiej przepustki, spotyka zupełnie innych ludzi. Rosyjskojęzyczną grupę rosłych mężczyzn, spędzającą miło czas, turystki z Zachodu, popijające wino.
Kiedy rozbrzmiewa syrena alarmowa, wszyscy oni tylko wzruszają ze zmęczeniem ramionami i wracają do przerwanych rozmów. Świat, w którym Koń szuka odkupienia, zapomnienia, a może odpuszczenia, jest ubłocony, wychudzony, nudny, a jednocześnie niebezpieczny. Nie można być w obu światach jednocześnie, nie można zrozumieć ich obu.
Jest tu jeszcze jedna elementarna kwestia – wartość ludzkiego życia. Czy życie zagranicznego biznesmena, jeżdżącego po ukraińskich miastach w kuloodpornym samochodzie terenowym w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby zarabiać pieniędze, jest warte więcej niż życie żołnierza walczącego za swój kraj, poruszającego się starym jeepem z nadwoziem z papieru? Gdzie tak naprawdę toczą się wojny – przy pełnych stołach czy w piwnicach na linii frontu, w wodzie po kolana?
Twardoch zadaje pytania, na które nie ma dobrych odpowiedzi. To też jest oznaka dobrej literatury. Hollywoodzki happy end wcale nie musi nadejść, nie ma co liczyć na katharsis. Null to ogromnie wartościowa pod kątem literackim podróż przez pustkowie. Chętnie przez nie przeszedłem.
Marián Hamada





