Tort za słodki, świeczki za gorące

To znowu ja – Nina. Podobno mam urodziny. Mama mówi, że już dwudzieste pierwsze. To bardzo dużo, ale ja nie czuję się jakoś inaczej niż wcześniej. Dla mnie to po prostu kolejny dzień życia.

Lubię – nie lubię

Ludzie lubią urodziny ze względu na torty, świeczki, prezenty, śmiech. Ja tego nie lubię. Tort jest za słodki, świeczki za gorące, a prezenty… no właśnie. Co tu kupić dziewczynie, która i tak najbardziej lubi swoje stare książki, pudełko i długopis?

Mama mówi, że przyjedzie babcia z Polski. Babcia zawsze pachnie kremem i przywozi coś dobrego. Ale dla mnie najważniejsze jest to, że po prostu przyjedzie. Lubię, jak w domu jest więcej głosów, bo wtedy czuję, że coś się dzieje.

W ośrodku też robią mi małą imprezę. Co roku to samo: pizza, tort i „Sto lat”. Ja wtedy siedzę, patrzę, słucham. Nie jem pizzy, nie jem tortu. Ale patrzę, jak się cieszą inni. I to jest w porządku. Nie muszę być w centrum uwagi, żeby wiedzieć, że to jest moje święto.

Zawsze wracam

Tata mówi, że jesień jest piękna. Że tyle kolorów, że złoto, że ciepłe światło. Ja to czuję inaczej. Widzę, że rano jest ciemniej, że mama częściej zakłada sweter, że w domu pachnie zupą. I że znowu mam więcej ataków. Tak już jest – jak robi się chłodniej, to ciało się buntuje. Czasem upadam, czasem śpię długo po napadzie. Wtedy rodzice mówią, że wyglądam, jakbym spała w innym świecie. Może i tak. Ale zawsze wracam.

Będzie inaczej?

Kiedyś siostra mnie spytała, czy chciałabym, żeby moje urodziny wyglądały inaczej. Nie wiem. Może nie? Bo ja lubię, kiedy wszystko jest tak samo. To daje mi spokój. Moje życie to nie wielkie imprezy, tylko rytuały. Parówki, wanna, moje gazety i odgłosy Krecika w telewizorze.

A jednak… może w tym roku będzie inaczej? Bo przyjedzie babcia, bo będzie pizza, bo znowu ktoś zaśpiewa „Sto lat”. I nawet jeśli nie zjem tortu, to może się uśmiechnę? Bo wiem, że oni się cieszą, że jestem.

I może właśnie to są prawdziwe urodziny – nie te z tortem, tylko te, kiedy ktoś się cieszy, że ktoś inny po prostu żyje.

Nina

Zdjęcia: Ewa Sipos