OKIENKO JĘZYKOWE
Dziś prawie każda stacja radiowa ma swoją listę przebojów, każda księgarnia listę bestsellerów. Pomyślałam więc sobie, że można by zrobić też listę językowych hitów miesiąca, czyli wyrazów, które w danym miesiącu są w mediach najczęściej używane i najbardziej rzucają się w oczy i uszy użytkownikom języka.
W poprzednim numerze „Monitora” pisałam o „kondominium” – leksemie, który we wrześniu pojawił się chyba na łamach wszystkich dzienników i w audycjach wszystkich rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych. Ale już w październiku polskie życie polityczne zdominowały inne wyrazy. I znów one były odmieniane wszędzie i przez wszystkie przypadki, osoby i czasy.
Najpierw głośno zrobiło się o „dopalaczach”, którą to nazwę wcześniej znali przede wszystkim ci, którzy mieli z nimi do czynienia – przynajmniej tak mi się wydaje. I choć produkty tak nazywane istniały już wcześniej, to jednak naprawdę rozreklamowane zostały dopiero w ostatnim miesiącu z racji licznych debat dotyczących problemu: zakazać czy nie zakazać handlu dopalaczami.
Dyskutowali o nich wszyscy, ale tak naprawdę nie wszyscy chyba wiedzieli, co kryje się pod ich nazwą.
Jeśli zajrzymy np. do Uniwersalnego Słownika Języka Polskiego (Wydawnictwo PWN SA, 2004), to pod hasłem „dopalacz” znajdziemy takie oto objaśnienia: 1. „urządzenie w układzie wydechowym silnika samochodowego redukujące szkodliwe składniki w spalinach”, 2. „w silniku turboodrzutowym: urządzenie do spalania dodatkowego paliwa w celu zwiększenia siły ciągu silnika”, przy czym w drugim znaczeniu leksem ten został oznaczony kwalifikatorem „lotn.”, czyli ‘związany z lotnictwem’. Ale to nie o dopalacze w znaczeniach podanych przez słownik toczył się bój medialny i polityczny. Zatem o które?
Otóż w tym przypadku termin „dopalacze” przejęto z polszczyzny kolokwialnej. Tak bowiem potocznie nazywa się różnego rodzaju substancje psychoaktywne, które nie znalazły się na liście środków kontrolowanych przez ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii. Spożycie ich ma na celu wywołanie w organizmie jak najwierniejszego efektu narkotycznego substancji, które w Polsce są nielegalne. Krótko mówiąc, to środki, określane są przez oferujących ich sprzedaż jako „legalna alternatywa dla narkotyków”.
„Dopalacze” zrobiły zawrotną karierę językową. Teraz już chyba wszyscy znają ten termin i jego dotychczas nie odnotowane przez słowniki znaczenie. I choć nie wiadomo, czy prezydent ustawę o dopalaczach podpisze – była ona przygotowywana w pośpiechu i budzi wątpliwości konstytucjonalistów – to leksem „dopalacz” wszedł już prawdopodobnie na stałe do polszczyzny, stając się językowym hitem numer 1 października.
Miejsce drugie natomiast zajęła chyba rodzina wyrazów, związana z czasownikiem „przepraszać”. Otóż po napaści chyba niezrównoważonego mężczyzny na biuro PiS w Łodzi (19 października zabił on jedną osobę, a drugą poważnie zranił) większość Polaków stwierdziła, że był to efekt agresyjnego języka i agresywnych zachowań polityków wobec siebie i pora z tym skończyć.
No i zaczęło się… Część polityków wręcz zażądała przeprosin od swoich przeciwników politycznych i mediów, a część zaczęła przepraszać. Czasownik „przepraszać” odmieniano w tę i we w tę (tu uwaga: w mniej starannym tekście mogłabym napisać „wte i wewte”), do znudzenia.
Mało tego, nawet na Facebooku powstała specjalna strona, na której każdy mógł wpisać swoje przeprosiny, które dotyczyły jednak tylko jednego polityka (nie podam którego). Te „facebookowe” przeprosiny były raczej formą happeningu, bowiem szansę udziału w przepraszaniu miał każdy – wystarczyło spać pomiędzy 23. a 4. rano w nocy z 30 na 31 października.
Cóż, słowo „przepraszam” to słowo do tej pory bardzo ważne w kulturze i życiu społecznym . Mam nadzieję, że po tych wszystkich przeprosinach, które miały ostatnio miejsce, a które prawdziwymi przeprosinami raczej nie były, nie zdewaluuje się jego wartość.
Chciałabym też wierzyć, że życie społeczne i polityczne w Polsce w końcu się uspokoi, wyciszy, a język dyskusji publicznych będzie wyważony i przestanie mnie prowokować do zajmowania się nim w tej rubryce. Jest przecież tyle innych tematów…
Maria Magdalena Nowakowska