CZUŁYM UCHEM
Zacznę wspomnieniem dnia śmierci Bogdana Łyszkiewicza. Dowiedziałem się z telewizji. To był rok 2000, kilka dni przed moimi osiemnastymi urodzinami. Pewnie ta wiadomość nie zrobiłaby na mnie większego wrażenia, gdyby nie fakt, że jakieś dwa tygodnie wcześniej byłem na koncercie Chłopców z Placu Broni, w Brzesku chyba, i było fajnie. Na tyle fajnie, że miałem nadzieję na więcej.
To był może pierwszy raz, kiedy zdałem sobie sprawę, że ponura strona życia może dawać o sobie znać w sposób namacalny, że jakaś część rzeczywistości może zostać wyrwana z kontekstu, nie dając żadnych szans na więcej. Pamiętam tę mieszankę lekkiego osłupienia, zdezorientowania i niezrozumienia. Jak lekki swąd spalenizny, którego źródła próżno szukać. Na więcej refleksji jeszcze nie było we mnie miejsca.
Trochę smutno zacząłem, ale tak chciałem. Tak mi teraz pasuje.
Chłopców z Placu Broni w środowisku muzycznym nie brano chyba do końca na poważnie. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie, gdy zacząłem się tym środowiskiem interesować. Pamiętam, jak na jednej z tych gitarowych ekshibicji w rodzaju “giganci gitar” konferansjer przedstawiał Jacka Królika, wymieniając zespoły i projekty, w których uczestniczył, na koniec dorzucając trochę uszczypliwie Chłopców, co Królik skwitował wymownym grymasem. Wyrobiona publiczność w mig złapała żart.
Mnie proste piosenki nie przeszkadzają, uważam – i tu się pewnie powtórzę – że napisanie dobrej piosenki to sztuka sama w sobie, a napisanie dobrej, prostej piosenki z przekazem, która stanie się nieśmiertelna, to błogosławieństwo. Trzeba przyznać, że Łyszkiewicz w tym względzie cieszył się wyjątkową atencją niebios.
Już pierwszy w dorobku zespołu utwór Aeroplan zdobył ogólnopolską popularność, ale nie na długo, bo wkrótce potem pojawiła się Ela i zdmuchnęła pionki z planszy. O! Ela, wydana w 1988 r., przez kilka tygodni utrzymywała się na szczycie trójkowej listy przebojów. Piosenka wystrzeliła Chłopców do ekstraklasy, stając się jednocześnie kulą u nogi i cierniem boleśnie wbitym pod paznokieć tejże nogi.
Ciężar przeboju był przytłaczający i miał destrukcyjny wpływ na koncerty zespołu. Dlatego w 1990 r. na scenie w Opolu Łyszkiewicz ogłosił, że grają Elę po raz ostatni. Prawdopodobnie z tego samego powodu debiutancki album zespołu wydany w tym samym roku nosił tytuł O! Ela, ale Eli na liście nagranych piosenek nie miał. Na wewnętrznej stronie okładki można za to znaleźć podziękowania dla piosenki O! Ela. Oprócz tego album cechuje wyjątkowo kiczowata okładka, prawdopodobnie autorstwa samego Łyszkiewicza, który plastycznie uzdolniony był.
Proste piosenki wypełniają ten album po same brzegi. Proste słowa i melodie. Dużo o miłości i kochaniu, dużo delikatności. Kontrastują z nimi w zasadzie dwa utwory: Nasz nowy hymn i Chwalcie potęgę pieniądza, autorstwa Wiesława Dymnego. Podobno Łyszkiewicz zaczepił na ulicy Annę Dymną i w obrazowy sposób namówił ją, aby zezwoliła na wykorzystanie tego tekstu. Wcześniej podobną akcję przeprowadził z Korą, co w początkach kariery pozwoliło zespołowi dostać się do Jarocina z jej rekomendacji. Takie rzeczy tylko w Krakowie, bo tylko w Krakowie w dzień powszedni można było na ulicy spotkać anioła.
I nagle mnie oświeca przy utworze Chory świat, wyraźnie inspirowanym twórczością Neila Younga. Young potrafił pisać proste piosenki i zachować coś, co Anglosasi określają mianem cool. Chłopcy z Placu Broni są po prostu cool. A gdy dodamy do tego takie ikoniczne utwory, jak Kiedy już będę dobrym człowiekiem i Kocham wolność, wszystko staje się jasne. Chłopcy z Placu Broni to zespół cooltowy!
Łukasz Cupał