post-title O aktorze, którego życie było grą

O aktorze, którego życie było grą

O aktorze, którego życie było grą

Zamieszczony w „Monitorze“ artykuł Magdaleny Marszałkowskiej o Elżbiecie Czyżewskiej wywołał we mnie mnóstwo wspomnień. Owe wspomnienia dotyczą innego wybitnego polskiego aktora, Zbyszka Cybulskiego, którego 48. rocznica tragicznej śmierci minęła w styczniu. Zbyszka łączono przez pewien czas właśnie ze wspominaną Elżbietą Czyżewską.

Po roli Maćka w „Popiele i diamencie“ Andrzeja Wajdy Cybulski stał się idolem polskiej młodzieży i najwybitniejszym aktorem młodego pokolenia. Damian Olbrychski wspominał niedawno, jak to Zbyszek notorycznie spóźniał się na plan „Popiołu i diamentu“, co innych oczywiście denerwowało.

Kiedy powiedziano mu, by poszedł się przebrać, miał podobno oświadczyć, że będzie grać w tym, w czym przyszedł. Wajda się zgodził, ale – co ciekawe – nigdy więcej nie zaangażował go do swoich filmów. Dopiero po jego tragicznej śmierci nakręcił o nim film pt. „Wszystko na sprzedaż”.

Ponieważ w latach 60. występowałam jako piosenkarka w kultowym warszawskim klubie „Stodoła“, a latem cały zespół chałturzył zwykle na Wybrzeżu, dane mi było poznać legendę polskiego kina. Stało się to w sierpniu 1960 roku, kiedy występowaliśmy w Teatrze Letnim w Sopocie. Pewnego dnia Zbyszek Cybulski po prostu nas odwiedził.

Jeden z naszych kolegów parodiował jego grę w filmie „Do widzenia do jutra”, w którym występował z Teresą Tuszyńską. Wkrótce aktor stał się częstym gościem nie tylko naszych przedstawień, ale i prywatnych spotkań. Szczególną uwagę zwracał na jedną z naszych koleżanek, czarnowłosą Piękną Żaklinę.

Jaki był Zbyszek Cybulski prywatnie? Taki jak w filmach: uroczy, inteligentny, dowcipny… Nie rozróżniał aktorstwa od życia prywatnego. To życie było dla niego grą. Popularność wyraźnie sprawiała mu przyjemność. Chętnie korzystał z zaproszeń na drinka. Tworzył legendy o sobie. Twierdził, że był żołnierzem AK. Nosił jakąś na wpół wojskową kurtkę z nieodłącznym blaszanym kubkiem w kieszeni – podobno na wódkę.

Pod koniec sierpnia nasz zespół wrócił do Warszawy, a we wrześniu prasa podała wiadomość o ślubie Zbyszka z jego wieloletnią narzeczoną Elżbietą Chwalibóg. Ślub odbył się gdzieś na mazurskiej wsi. Zbyszek pojawił się parę tygodni później i ze śmiechem opowiadał, że musiał się żenić, ponieważ przyszły teść gonił go po polu z siekierą w ręku.

Ostatni raz widziałam Zbyszka Cybulskiego w maju 1962 roku, przed swoim wyjazdem do Bratysławy. W jednej z warszawskich kawiarni zorganizowałam pożegnalne spotkanie z zespołem, z którym występowałam w „Stodole“.

Przypadkowo zjawił się tam też Zbyszek. Całe towarzystwo zaprosiłam do swego mieszkania na skromny poczęstunek, gdzie – pamiętam – znajomi próbowali odwieść mnie od decyzji wyjazdu. Ale cóż, głos serca był silniejszy.

Dwa lata później dotarła do mnie wiadomość o tragicznej śmierci Zbyszka Cybulskiego, który zginął na wrocławskim dworcu, wskakując do jadącego pociągu.

Stanisława Hanudelová

MP 2/2016