post-title Dwa serca, dwa światy“

Dwa serca, dwa światy“

Dwa serca, dwa światy“

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Człowiek nie może być dzieckiem wiecznie, musi się ważyć na wejście we „wrogie życie” .
/Zygmunt Freud/

Ten rok jest dla mnie specyficzny i przełomowy – połowę życia spędziłam w Polsce, na Kaszubach, a drugą połowę w Austrii. W Polsce wpojono mi kulturę polską, patriotyzm i… swoistą wrogość do kultury niemieckiej i języka niemieckiego. O Austrii, potędze Habsburgów i ojczyźnie Hitlera, uczyłam się na lekcjach historii.

Był rok 1988. Z nowo wyrobionym paszportem i zaproszeniem do Austrii w kieszeni udaliśmy sie wraz z mężem na poszukiwanie przygód. Jako młodzi studenci, bez większych oczekiwań ruszyliśmy na podbój świata. Po kilkunastogodzinnej jeździe samochodem przez Polskę i Czechosłowację dotarliśmy do przejścia granicznego z Austrią.

Wrażenia z owych czasów to swoista mieszanka wspomnień z epoki demoludów i marzeń o Europie Zachodniej. Dobrze pamiętam stojącą po stronie czeskiej budkę celniczą, w której przeprowadzano kontrole dokumentów, towarów, bagaży, dziś opustoszałą, niszczejącą, ale wciąż straszącą podróżnych.

Pamiętam też potężny, wolno poruszający sięszlaban betonowy i ziemię niczyją… a kilkadziesiąt metrów dalej, za granicą… inny świat. Słońce rozświetlało piękne krajobrazy. Mknęliśmy szeroką, równą drogą przed siebie, w uszach brzmiał słynny walc „Nad pięknym, modrym Dunajem“ Johanna Straussa, niosący w sobie niesamowity ładunek optymizmu i radości życia. Już wówczas wiedzieliśmy, że powrócimy tu, ale nie sądziliśmy, że zwiążemy się z tym krajem na wiele lat.

 

Krótko po powrocie do Polski dowiedzieliśmy się, że istnieje możliwość podjęcia pracy w Austrii. W 1989 roku, tuż po obronie dyplomu, mój mąż wyjechał za chlebem. Kilka miesięcy później, w kwietniu 1990 roku, wzięłam urlop dziekański i dołączyłam do niego. Zamieszkaliśmy w małym domku w Salzburgu, z widokiem na Gaisberg.

Wkrótce urodziły się nasze dwie córeczki i… rozpoczęło się nowe życie! Życie bez babci i dziadka, bez znajomości języka, bez specjałów polskich, za to z rozdartym sercem i wielką tęsknotą za tym, co zostało w kraju.

Rozmowy telefoniczne były strasznie drogie, a przez to i rzadkie, droga na Pomorze daleka… Z czasem jednak powiększyło się nasze grono znajomych – Polaków, dzięki którym mogliśmy cieszyć się każdym przywiezionym z ojczyzny smakołykiem i wymieniać się polskimi czasopismami czy książkami.

Języka niemieckiego nauczyły mnie moje dzieci, zresztą do dziś są surowymi nauczycielami. Podjęłam studia na uniwersytecie w Salzburgu. Pracy nie mogłam rozpocząć, ponieważ przyjeżdżając do Austrii, podpisałam oświadczenie, że cel mojego pobytu jest tylko turystyczny, co w tamtym czasie było prawdą.

Naszym celem było bowiem wówczas uzyskanie uprawnień architekta, co miało nam zabrać trzy lata. Minęło trochę więcej… Dopiero przyjęcie obywatelstwa austriackiego w 2002 roku wyzwoliło mnie z tego zobowiązania. Ceną było jednak pozbycie się polskiego… To był bolesny, ale konieczny akt! Dziś jużo tym nie myślę.

Po trzynastoletnim pobycie w Salzburgu, ze względu na służbowe układy męża przenieśliśmy się w okolice Linzu. To właśnie tu nawiązałam kontakt z radiem, w którym zaczęłam prowadzić audycje w języku polskim. Częste wywiady z Polakami, dwujęzyczność i zainteresowanie kulturami obu moich ojczyzn pomogły mi wyleczyć rany, spowodowane tęsknotą za Polską.

Dziś jako „Kulturlotsin“ oprowadzam zainteresowanych po Linzu, opowiadając im o Polsce. Często zadaję sobie pytanie, co zrobić, by kultura była narzędziem porozumienia, a nie przyczyną nacjonalizmu czy jakichś konfliktów. Podczas tego typu konfrontacji poruszam tematy drażliwe, związane z historią obu narodów, opowiadam o strajkach i stanie wojennym, zaborach, naszych tradycjach, kulturze, analizuję stereotypy, a wszystko po to, by obustronne zrozumienie było łatwiejsze.

Tak, jak śpiewała Beata Kozidrak z zespołu „Bajm“ – „Dwa serca, dwa światy…“ – mam dwie ojczyzny i czuję zadowolenie z tego, co robię.

Dorota Trepczyk, Linz

MP 7-8/2014