post-title Stanisław Ługowski: W drodze do bezgraniczanej wolności

Stanisław Ługowski: W drodze do bezgraniczanej wolności

Stanisław Ługowski: W drodze do bezgraniczanej wolności

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Pochmurne dla Czechosłowacji lata 80-te w czasach komunizmu. Wiara w Boga tematem niemalże tabu. Kiedy zapadał zmierzch, jechał miejskim autobusem do mieszkania w bratysławskiej Petržalce. Towarzyszyły temu nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, dla niego wręcz niezrozumiałe.

Wraz ze znajomą wsiadali do tego samego autobusu, ale każde innym wejściem. Do bloku mieszkalnego ona szła jedną drogą, on drugą, ona wjeżdżała na szóste piętro, on na ósme. Potem schodził po schodach do prywatnego mieszkania biskupa Korca, gdzie czekała na niego grupa wiernych, dla których odprawiał msze. Oto jeden z wątków służby duszpasterskiej księdza Stanisława Ługowskiego, którego los związał ze Słowacją i który właśnie Słowakom poświęcił wiele lat swojej pracy.

 

Powołanie

Pochodzi z wioski Skórzec, położonej niedaleko Siedlec, w której znajduje się klasztor marianów. Wszystko, co wiązało się z kościołem, miało ogromny wpływ na życie mieszkańców tej wsi, a na Stanisława Ługowskiego szczególnie, albowiem już od wczesnych lat młodości wiedział, że chce zostać księdzem. „Do kościoła ze swojego domu rodzinnego miałem 3 minuty, a postawy życiowe młodych chłopców, wstępujących do zakonu, wywarły na mnie ogromny wpływ” – wspomina ksiądz Stanisław.

„Stali się oni dla mnie atrakcyjnym towarzystwem do rozmów, spacerów, spotkań czy uprawiania sportu“ – wyjaśnia. Choć po szkole podstawowej zdecydował się kontynuować naukę w liceum pedagogicznym, to decyzja ta bardziej wypływała z chęci ukrycia prawdziwego wyboru drogi życiowej. „Nie chciałem, by mieszkańcy mojej wsi traktowali mnie jakoś inaczej ze względu na wybór, dlatego trzymałem to w tajemnicy“ – mówi.

Był pierwszym mieszkańcem wsi Skórzec, który wybrał drogę kapłańską i pierwszym członkiem w rodzinie, który podjął decyzję służenia Bogu. Dopiero po latach w jego ślady poszła siostrzenica księdza Stanisława, która wstąpiła do zakonu urszulanek. „Sądzę, że moje powołanie było odpowiedzią na modlitwy mojej mamy, osoby bogobojnej, która była ze mnie bardzo dumna i później chętnie mnie odwiedzała w różnych miejscach pełnienia przeze mnie posługi kapłańskiej“ – opowiada mój rozmówca

Wbrew wszystkim przeciwnościom losu i pokusom dnia codziennego, służąc Bogu i ludziom, przepracował już 34 lata. „W życiu człowieka pojawiają się różne wątpliwości. Niektórzy koledzy nawet po 5 latach nauki w seminarium nie wytrzymywali i odchodzili. Ja jednak nigdy nie zachwiałem się w postanowieniu, by służyć Bogu i ludziom“ – mówi nasz bohater.

Na pytanie, jakie cechy charakteru powinien mieć kapłan, by dobrze pełnił swoją posługę, zdecydowanie wskazuje pokorę i człowieczeństwo. „Mądrość, wiedza, elokwencja, piękny śpiew to cechy drugorzędne. Najważniejsze, by ksiądz był ludzki w normalnych codziennych kontaktach“ – ocenia. Twierdzi, że życie we wspólnocie uczy pokory, bowiem do zakonu przychodzą ludzie różnego pochodzenia i trzeba się wśród nich odnaleźć, a nie każdy to potrafi.

Najważniejsza w pracy kapłańskiej wg księdza Stanisława jest służba. Dzięki niej można poradzić sobie z np. koniecznością życia w samotności. „Jeśli duchowość jest silna, łatwiej jest żyć i ciągle na nowo wybierać – twierdzi. – Im wcześniej ksiądz czy kandydat do kapłaństwa uzna, że jest to decyzja na życie samotne, tym lepiej“. Samotność bywa czasami ciężarem, bowiem każdy człowiek potrzebuje bliskości, życzliwości.

Małżonkowie razem niosą trudy dnia codziennego, ksiądz spotyka się z ludźmi, ale kiedy ci ludzie wracają do swoich domów, ksiądz pozostaje sam w czterech ścianach. „To również szkoła życia, by nauczyć się wychodzić do ludzi, umieć prosić o pomoc w trudnych chwilach, bo przecież ksiądz też może być chory czy mieć gorszy nastrój“ – wyjaśnia nasz bohater. Dlatego potrafi docenić bliskich współpracowników, na których może polegać.

Życie duchowe, jak każde inne, ma swoje blaski i cienie, ale na pytanie, czy podjąłby taką samą decyzję, mając szansę ponownego wyboru drogi życiowej, mój rozmówca jednoznacznie odpowiada, że tak. „Ciągle uważam je za dar niezasłużony – dodaje skromnie. – Jestem szczęśliwy w kapłaństwie, to całe moje życie“.

 

Komunizm

W Polsce pracował 16 lat. Najpierw w Głuchołazach, potem Warszawie i w Górze Kalwarii i po raz drugi w Głuchołazach. W latach komunizmu często jeździł do Czechosłowacji. Dlaczego ciągnęło go najbardziej właśnie do południowych sąsiadów? Nie łączyły go z nimi żadne więzi rodzinne, jednak kontakt z młodymi Słowakami jeszcze podczas studiów spowodował, że zaangażował się w życie tego narodu.

Kończąc seminarium, działał w kole naukowym teologów i opiekował się gośćmi, przybywającymi na ich sympozjum. Był rok1972, kiedy to na sympozjum pojawiła się trójka Słowaków z Bratysławy: dziewczyna i dwóch młodzieńców. Jak się później okazało ona była tajną siostrą zakonną, a oni kandydatami do kapłaństwa. To właśnie ta trójka dostarczała mu informacji o warunkach życia na Słowacji. „Byłem zaszokowany skalą prześladowań w tym kraju – wspomina ksiądz Ługowski. – Kościół w Polsce też nie był całkowicie wolny, ale nigdy nie został tak stłamszony jak w Czechosłowacji“.

Przypomnę tylko, że w 1950 roku w Czechosłowacji zlikwidowano wszystkie zakony męskie, a siostry zakonne zgromadzono w obozach pracy. Pozostawiono tylko dwa seminaria duchowne – jedno w Bratysławie, drugie w Litomierzycach w Czechach, do których co roku przyjmowano zaledwie 20 kandydatów. O tym, kto mógł wstąpić do seminarium, decydowali pełnomocnicy państwowi.

Te i inne informacje na temat stanu czechosłowackiego Kościoła spowodowały, że nasz bohater zainteresował się tym krajem i zdecydował, że będzie pomagał wiernym na Słowacji. Do następnego spotkania ze wspomnianymi wyżej Słowakami doszło zimą 1973 roku na tajnym obozie dla wierzących, zorganizowanym w Vlkolincu. „Wtedy po raz ostatni jeździłem na nartach, bowiem w ciągu dnia uprawialiśmy sport, a wieczorami tajnie studiowaliśmy Pismo Święte i modliliśmy się“ – wspomina ksiądz Stanisław.

Pobyt na tym obozie zapoczątkował dalszą współpracę. Po święceniach kapłańskich młody ksiądz Ługowski został oddelegowany do Głuchołaz, blisko granicy z Czechosłowacją, i tam rozpoczął swoją misję. „Bratysława to miasto, które odwiedzałem w życiu najczęściej, choć nigdy tu nie zamieszkałem“ – opisuje. Kiedy okazało się, że Słowakom brakuje literatury religijnej, rozpoczęły się poszukiwania odpowiednich książek w Polsce. „Moje zaangażowanie nabrało jeszcze większej siły, kiedy poznałem znanego tajnego księdza Vladimira Jukla i kardynała Jana Chryzostoma Korca oraz dok

tora medycyny Silvestra Krčmarego, którzy byli filarami pracy podziemnej studentów świeckich wśród inteligencji“ – wspomina. Wymienione przez niego osoby to ludzie, którzy przeżyli wieloletnie pobyty w więzieniu. Ksiądz Stanisław był świadomy podobnego zagrożenia, wiedział, że kontaktuje się z ludźmi znienawidzonymi przez komunistów, śledzonymi, spychanymi na margines życia społecznego. „Nie myślałem wtedy o zagrożeniu własnego życia – wspomina. – Przekonanie, że robię coś sensownego, powodowało, że parłem do przodu bez względu na konsekwencje“.

Zaangażował się w przerzut literatury religijnej z Polski na Słowację. Wyprawy te wymagały dobrej kondycji fizycznej, albowiem ogromne plecaki z książkami trzeba było wnosić na górskie szczyty. „Dla nas był to powiew wolności. Tam, na szczycie, czuliśmy się całkowicie wolni – mówi z nostalgią. – Nawet krótki taki pobyt dodawał sił, aby przeżyć, gdyż tam, w górze, nie było granic!“.

Wyprawy takie nie zawsze kończyły się dobrze. W 1983 roku na granicy nad Piwniczną polscy wopiści złapali trzech Słowaków, którzy przenosili dostarczone przez księdza Stanisława i jego przyjaciela książki, 25 tysięcy obrazków religijnych i parę kielichów mszalnych. „Na granicy w lesie przekazaliśmy Słowakom ciężkie plecaki, a po 5 minutach od naszego rozstania załapali ich“ – wspomina mój rozmówca.

„Ci ludzie byli potem więzieni, wyrzuceni ze studiów, nie mieli możliwości podjęcia pracy“ – dodaje. Trzy miesiące od tego wydarzenia aresztowany został również kolega księdza Stanisława. „Wtedy się bałem, wiedziałem, że mnie śledzą“ – mówi. Toteż kiedy został wezwany do urzędu wojewódzkiego w Opolu, spodziewał się najgorszego. Okazało się jednak, że to była tylko reprymenda za dosadne kazanie, w którym cytował kardynała Wyszyńskiego.


Słowacja

Zaraz po upadku komuny zniesiono wcześniej obowiązujący w Czechosłowacji przepis, zakazujący działalności księżom zagranicznym, dzięki czemu ksiądz Stanisław zupełnie legalnie mógł podjąć pracę na Słowacji w Drietomie koło Trenczyna. „Dla mnie to była zmiana rewolucyjna, bo rozpocząłem pracę na Słowacji, w warunkach wolności, bez konieczności organizowania życia podziemnego“ – wspomina.

Zaraz rozpoczął naukę języka słowackiego, ale „w biegu“, bo, jak sam twierdzi, utrudnienia techniczne nie powinny przysłaniać wymiaru duchowego. Praca duszpasterska na Słowacji okazała się interesująca i inspirująca. „Słowacy wyszli z komunizmu bardzo umęczeni, ale jest to naród bardzo chłonny, poszukujący drogi do Boga“ – ocenia ksiądz Ługowski. I choć widzi pewnie utrudnienia w pracy księży na Słowacji, bo tych jest po prostu dużo mniej niż np. w Polsce, to jednak z drugiej strony ksiądz na Słowacji cieszy się dużym autorytetem.

W 1991 roku, kiedy doszło do spotkania kardynała Korca i ówczesnego prezydenta RP Lecha Wałęsy, ksiądz Stanisław, uczestniczący w tym spotkaniu, poznał Jerzego Korolca, wówczas konsula, a później pierwszego ambasadora RP w RS, który wyszedł z propozycją zorganizowania w Bratysławie mszy w języku polskim. „Dzięki jego zaangażowaniu i pomocy pani Bogumiły Suwary w 1992 roku odprawiłem w Bratysławie pierwszą mszę po polsku “ – wspomina ksiądz. Potem były kolejne. „To były niezapomniane chwile, albowiem po mszy ambasador zapraszał wszystkich do kawiarni, co wpływało na integrację środowiska“ – dodaje.

Ksiądz Stanisław odprawiał polskie msze raz w miesiącu do 1998 roku, potem to zadanie przekazał księdzu Markowi. Sam zaś dojeżdża obecnie do katedry w Nitrze, by celebrować polskie msze na prośbę tamtejszej Polonii, zaś na stałe prowadzi parafię w Hornych Srniach.

Ksiądz Stanisław dzięki olbrzymiemu zaangażowaniu w pracę spotkał na swojej drodze wielu ciekawych ludzi. Z wieloma się zaprzyjaźnił. Przyjaciół znalazł też wśród emigrantów słowackich, porozrzucanych po całym świecie, którzy w mrocznych latach komunizmu angażowali się w pracę na rzecz tych, którzy cierpieli w ojczyźnie. Wielokrotnie zetknął się z papieżem Janem Pawłem II – w Polsce, w Rzymie i na Słowacji. Z racji znajomości słowackich realiów w 1991 roku został korespondentem sekcji polskiej Radia Watykańskiego.

Kiedy w listopadzie 2007 r. odbierał odznaczenie, przyznane mu przez prezydenta RP, powiedział: „To wyróżnienie nie koresponduje ze stylem życia, jaki obrałem, bo powołanie to po prostu służba Kościołowi i Bogu, absolutnie więc nie oczekiwałem żadnych pochwał, odznaczeń i podziękowań“.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 1/2008