Bańska Szczawnica z Krzysztofem Krawczykiem

 SŁOWACKIE PEREŁKI 

Przed laty zauroczona pięknem i niezwykłą atmosferą Bańskiej Szczawnicy obiecałam sobie, że zabiorę tu kiedyś swojego męża, uwielbiającego, jak i ja,  historyczne i pełne zabytków miasteczka, w których ma się wrażenie, że czas się zatrzymał.

Taka jest właśnie Bańska Szczawnica, nie bez powodu uznana za jedno z najpiękniejszych i najciekawszych miast na Słowacji. To około 10-tysięczne miasteczko położone jest w dolinie i otoczone przez malownicze Góry Szczawnickie. Jego lokalizacja oraz 360 zabytkowych obiektówspowodowały, iż w 1993 roku zostało ono wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego i Kulturowego UNESCO.

Naszą podroż po historii Bańskiej Szczawnicy rozpoczęliśmy od filiżanki gorącej herbaty, wypitej w niewielkiej Art Cafe w słoneczny, aczkolwiek chłodny listopadowy poranek. Miasto leniwie budziło się dopiero do życia, a my, pełni ekscytacji, już zachwycaliśmy się artystycznym wnętrzem kawiarenki.

Renesansowe sofy i foteliki czy stary konik na biegunach nie zrobiły na nas aż tak wielkiego wrażenia, jak wiszące na ścianach okładki płyt winylowych znanych zespołów muzycznych. Jakież było nasze zdziwienie, gdy obok The Beatles ujrzeliśmy płytę Krzysztofa Krawczyka.

I tak nasz rodak, a właściwie jego piosenki pozostały już z nami do końca dnia i towarzyszyły nam podczas zwiedzania gotyckich i barokowych kościołów, okazałego ratusza, Starego i Nowego Zamku. Podziwiając starówkę i przechadzając się krętymi brukowanymi uliczkami, nuciliśmy piosenki Krawczyka, usiłując przypomnieć sobie jego utwory, zwłaszcza te dawne, przy których bawili się jeszcze nasi rodzice.

Przestaliśmy dopiero, kiedy musieliśmy wspiąć się po stromym zboczu, by dostać się do jeziorka Klinger, które jest jednym z 23 sztucznych zbiorników wodnych, połączonych niegdyś systemem kanałów z kopalniami. Jeziorka te, zwane z języka niemieckiego tajchami, są najpiękniejszymi pozostałościami po przemyśle wydobywczym w tym rejonie – uznane zostały za światowe zabytki przemysłu i inżynierii.

Bańska Szczawnica należała bowiem do najstarszych i najbardziej znaczących miast górniczych w Europie. Pierwsze wzmianki o wydobyciu rud srebra na tym terenie pochodzą z 1156 roku. Według legendy złoża drogocennych kruszców wskazały pastuchowi dwie wygrzewające się na słońcu salamandry, przyprószone złotym i srebrnym pyłem.

Niestety, w XIX i XX wieku wydobycie rud z wysoką zawartością metali szlachetnych zaczęło spadać. W 2001 roku zamknięto ostatnią kopalnię. Z historią górnictwa w tym regionie oraz wykorzystywanymi w nim na przestrzeni wieków maszynami zapoznać się można w muzeum – skansenie górniczym.

Bańską Szczawnicę warto odwiedzić nie tylko ze względu na przepiekane okolice i bogatą historię, ale i na wiele innych atrakcji. Warto tu przyjechać wiosną i latem, by wędrować po górach, które jesienią dodatkowo wzbogaca złoto i czerwień lasów, a w zimie, by szusować po stokach, zaś przez cały rok, by rozkoszować się wyśmienitymi bryndzowymi plackami ziemniaczanymi oraz pieczonymi jabłkami z sosem waniliowym i czekoladą.

Po całym dniu zwiedzania i wędrowania po okolicach, gdy słońce skryło się już za wzgórzami, my relaksowaliśmy się w niedalekim uzdrowisku z termalnymi wodami mineralnymi – Sklené Teplice. Szczególnie polecam Parenicę, czyli jeziorko termalne w jaskini z wodą leczniczą o temperaturze 42° C. Nie ma nic lepszego na zmęczenie jak gorąca kąpiel z bąbelkami!

Czyż zatem nie warto spędzić choć kilku dni, ba, nawet kilku godzin w tak uroczym miejscu? Gorąco zachęcam i serdecznie zapraszam do Bańskiej Szczawnicy – słowackiej perły ze złota i srebra.

Magdalena Zawistowska-Olszewska
zdjęcia: autorka

MP 2/2012