SŁOWACKIE PEREŁKI
Kiedyś brudny i zdezelowany pociąg osobowy wlókł się bez końca, od kilku lat na szczęście podróż do tej części Słowacji ma inny charakter. Teraz na tej właśnie trasie kursuje elegancki, klimatyzowany pociąg z miłą obsługą. Za oknem migają posępne widoki biednego południa Słowacji. Na szczęście Komarno – najbardziej wysunięte na południe słowackie miasto, a także najniżej położony punkt kraju – zaskoczyło mnie ciekawą architekturą, wyjątkowym rynkiem i swoją węgierskością.
To prawie 40-tysięczne miasto graniczne położone jest przy ujściu dwóch rzek, Dunaju i Wagu, i podzielone na dwie części połączone mostem. Jedną z nich stanowi Komárno, należące do Słowacji, a drugą Komárom, będące częścią Węgier. Co ciekawe oba miasta stanowiły jedno do 1920 roku, a także w latach 1938-1945.
Pierwsze swoje kroki skierowałam na most, by w ten wiosenny dzień, po podróży, odetchnąć świeżym powietrzem nad wodami Dunaju. Chciałam też koniecznie przejść na stronę węgierską, która jednak okazała się mniej atrakcyjna.
W oczy od razu rzuciły mi się pływające po rzece ogromne barki. Przemysł stoczniowy zaczął się tu rozwijać już w XVIII w., a wyprodukowane w Komarnie statki były i są bardzo cenione. W chwili obecnej komarniańska stocznia jest największym producentem statków rzeczno-morskich w Europie Środkowej.
Następnie skierowałam się do Starej Twierdzy (Stará pevnost), powstałej w latach 1546-1557, będącej największym bastionem i systemem fortyfikacji austro-węgierskiej monarchii. Do dnia dzisiejszego jest ona najważniejszym zabytkiem miasta i jedną z głównych jego atrakcji.
W pewnym momencie, zwiedzając miasto, straciłam orientację. Zapytałam przypadkowo napotkane osoby o drogę. Dzięki temu przekonałam się, że chociaż wszelkie napisy, ogłoszenia czy billboardy, były zapisane w obu językach – słowackim i węgierskim – to na ulicach zdecydowanie królował ten drugi język.
Obecnie 64% mieszkańców Komarna stanowi mniejszość węgierska. Zresztą wszystkie pomniki, które tam widziałam, upamiętniały węgierskich pisarzy, polityków lub kompozytorów.
Następnie przeszłam do historycznego centrum miasta, gdzie podziwiać można m.in. pałac Zichyego, znajdujący się przy pl. Generałą J. Klapki, kasyno oficerskie, barokowy kościół św. Andrzeja czy neorenesansowy ratusz.
Zmęczona przysiadłam w małej kawiarence na rynku i z zaciekawieniem studiowałam historię miasta, którego pierwsze ślady osadnictwa pochodzą z epoki brązu. W IV w. p.n.e. osiedlili się tu Celtowie. Z kolei Rzymianie założyli tu osadę, budując fort obronny.
Pierwsze przywileje miejskie miasto otrzymało w 1265 r. od króla węgierskiego Beli IV. W średniowieczu Komarno przeżywało okres swojej świetności – chętnie przebywali tu węgierscy władcy i członkowie dworu – a w 1745 roku zyskało rangę wolnego miasta królewskiego. W kolejnych stuleciach zostało zniszczone przez trzęsienia ziemi, pożary i powodzie.
Dziś jest miejscowością bardzo chętnie odwiedzaną przez turystów, m.in. ze względu na unikatowy Dziedziniec Europy, wybudowany w stylizowanej formie, na którym można podziwiać budynki, prezentujące architekturę 45 krajów i regionów europejskich. To wyjątkowo miejsce zostawiłam sobie na koniec zwiedzania.
Centrum Komarna łączą z Dziedzińcem Europy zabytkowe bramy: św. Stefana, Beli IV, Marii Teresy i Macieja I. Na środku głównego placu, wokół fontanny, znajdują się posągi monarchów i świętych patronów Europy, a także liczne kawiarenki i sklepiki, czyniąc dziedziniec barwnym i gwarnym.
Komarno jest ciekawym, tętniącym życiem miejscem o podwójnej tożsamości. To jedno z najstarszych miast Słowacji, w którym mówi się, myśli i czuje po węgiersku.
Magdalena Zawistowska-Olszewska
zdjęcia: autorka