ROZSIANI PO ŚWIECIE
Można się przygotować psychicznie na pobyt w Indiach, ale rzeczywistość i tak zaskoczy. Nie tylko pogodą, liczbą ludzi, ich mentalnością. I choć niemalże wszystko jest inne, jestem tu od niemalże ośmiu lat.
Zanim dotarłem do Indii, musiałem się zmierzyć z różnymi przeciwnościami losu, m.in. wybuchem wulkanu w Islandii, który w 2010 roku pokrzyżował plany na lotniczym niebie niejednemu pasażerowi.
Pierwszy kontakt z większą grupą Hindusów to kolejka na lotnisku w Bangkoku. Wśród stojących w niej ludzi doświadczyłem czegoś niewyobrażalnego. Poczułem się jak ziarenko piasku pomiędzy wieloma innymi przyklejonymi do siebie ziarenkami, które chcą przejść przez wąskie gardło klepsydry z jednej komory do drugiej.
Jeśli się weźmie pod uwagę, że chodzi o dostanie się do samolotu, gdzie każdy ma swoją miejscówkę, a samolot ma ustaloną godzinę wylotu, to sytuacja wydaje się co najmniej dziwna. Później podobnych uczuć doświadczałem nie raz.
Słodko-kwaśny odór
Nie zapomnę do końca życia uderzenia indyjskiego powietrza, zaraz po wyjściu z samolotu. Połowa kwietnia to początek intensywnego lata w Indiach. Powietrze robi się wilgotne i bardzo gorące. Oprócz tego fala uderzeniowa niesie ze sobą słodko-kwaśny odór, bardzo charakterystyczny dla tego kraju.
Kolejną niespodziankę zgotował mi taksówkarz, który zażyczył sobie trzykrotnie więcej pieniędzy za kilkugodzinne poszukiwanie adresu mieszkania, w którym miałem spędzić sześć miesięcy. Mieszkanie owo skrywało kolejne zaskoczenie – mocno odbiegało od standardów europejskich.
Im dalej, tym lepiej
W podróż wyruszyłem, kiedy byłem na piątym roku studiów ekonomicznych i podążając za ówczesnym trendem, postanowiłem wyjechać na praktykę menedżerską poza Europę. Im dalej, tym lepiej. Zdecydowałem się na Indie, gdyż chciałem przeżyć coś nietypowego. Nie pomyliłem się, ten kraj oferuje spory wachlarz doświadczeń. Obecnie razem z dwoma znajomymi z Hiszpanii prowadzimy firmę Camabeds, zajmującą się produkcją i sprzedażą mebli miejscooszczędnych, czyli np. rozkładanych łóżek czy sof.
Obiad za trzy złote
Kuchnia indyjska oferuje mnóstwo możliwości, ale każde danie zawsze zawiera chili. Na szczęście lubię ostre jedzenie, więc z chęcią zajadam się butter chicken masalą, byriani, dal makhani, dosa i innymi potrawami. Kalkuta jest jednym z najtańszych miast w Indiach, a uliczne stragany, znane w całym kraju, oferują bardzo dobre jedzenie. Można się tu najeść za 50 rupii, czyli ok. 3 złotych.
Machanie rękoma
Różnorodność językowa w Indiach znana jest chyba na całym świecie, dzięki niej – według mnie – język angielski jest tutaj dość popularny. Łączy on ze sobą różne społeczności. Oprócz angielskiego częściej używanym językiem jest ten niewerbalny. Setki razy machanie rękoma ratowało mi skórę.
Hindusom można pewnie przykleić wiele etykiet, ale wspólna ich cecha, którą obserwuję w każdym zakątku tego kraju, to otwartość na obcokrajowców. Tutaj Europejczyk jest niewątpliwie lepiej traktowany niż Hindus w Europie. Tę otwartość widać wszędzie, na przykład na ulicy, kiedy pytamy o drogę. W zasadzie nawet nie musimy pytać, bo często tubylcy sami pytają, dokąd idziemy i czy nam nie pomóc.
Mycie drzew
Mieszkając w Indiach, można być pewnym jednego, że zawsze znajdzie się coś, co nas zaskoczy. Dzisiaj pewnie bym się nie zdziwił, gdyby nagle spadł tu śnieg. Kilka dni temu, podczas pobytu w Delhi zobaczyłem, jak straż pożarna została skierowana do mycia drzew, a konkretnie ich liści. W Indiach wszystko się może zdarzyć, dlatego trudno mówić o przyzwyczajeniu. Tu raczej potrzebna jest tolerancja i stoicki wręcz spokój.
Jazda bez trzymanki
Do niektórych rzeczy, niestety, nie da się przyzwyczaić w ogóle. Do nich należą uciążliwe upały zaraz przed rozpoczęciem monsunu, kiedy ukojenia nie daje nawet zimny prysznic. Bez klimatyzacji żyje się tu wtedy jak w saunie. Na szczęście sporo się zmienia. W 2010 roku dostanie się do pracy bez własnego środka lokomocji graniczyło z cudem.
Wtedy do wyboru miałem albo jazdę autobusem w tłumie innych ociekających potem pasażerów, albo znalezienie taksówki. Ta druga opcja była jednak sporym wyzwaniem, gdyż najpierw należało znaleźć chętnego taksówkarza, by potem targować się z nim o odpowiednią cenę. A to do dziś przypomina jazdę bez trzymanki.
Ceny za przejazd są często ekstremalne. Jeśli człowiek przejdzie ten etap, cała reszta już będzie z górki. A co do jazdy taksówką, to jeszcze jedna mała uwaga: absolutnie nie należy wystawiać łokci (czy czegokolwiek innego) przez okno, gdyż w tutejszym tłoku nie ma ani milimetra wolnego miejsca i tymże łokciem można zahaczyć o inny pojazd.
Wielki postęp
Obecnie podróżowanie jest dużo bardziej komfortowe, a to dzięki takim aplikacjom jak Uber i dzięki rozpowszechnieniu Internetu. Sami Hindusi, szczególnie ci młodsi, stają się bardziej otwarci na świat i szybko chłoną nowości z Zachodu. Pune, w którym obecnie mieszkam, jest jednym z najszybciej rozwijających się miast w Indiach, pełnym europejskiej klasy restauracji, pubów, mikrobrowarów czy sklepów z europejskimi produktami. W porównaniu z 2010 rokiem to wielki postęp.
Tęsknota
Po kilku latach w Indiach tęsknotę za Polską najbardziej odczuwam wtedy, kiedy jestem w Polsce albo krótko po powrocie z Polski, kiedy zdaję sobie sprawę z tak wielu różnic i przypominam sobie stare dobre lata. Indie to kraj, w którym z pewnością życie jest bardziej kolorowe, nasycone wieloma przygodami tak pozytywnymi, jak i negatywnymi. Ta ekstremalność sprawia, że nie można narzekać na monotonię. Co do naszych rodaków w tym kraju, jest ich stosunkowo niewielu, choć ci, którzy tu są, aktywnie się wspierają w grupie Polskich ekspatów na jednym z portali społecznościowych.
Najważniejsza lekcja
Indie, to nie jest kraj dla każdego. Wiele osób, które tu poznałem, nie wytrzymało intensywności życia i szybko stąd wyjechało. Łatwo tu o rozdrażnienie, wybicie z rytmu czy nawet wpadnięcie do rowu. Ale też z drugiej strony Indie pomogą z tego rowu się podnieść. Tutaj można nauczyć się cierpliwości i to chyba jest najważniejsza lekcja indyjskiego.
Kamil Pawłowicz, Indie