post-title Legendy bez ości

Legendy bez ości

Legendy bez ości

 RETROHITY 

„Kto go nie spróbował, ten nie wie, jak smakowały podróże turystyczne za czasów PRL-u“ – tą wypowiedzią mojej znajomej sprzed lat otwieramy kolejny odcinek „Retrohitów”, w którym będzie mowa o klasyku rybnym z Polski, a przy okazji także o klasyku słowackim. Panie, Panowie, na stoły wjeżdżają znane przekąski rybne!

 

Obowiązkowo lądował w plecaku

Paprykarz szczeciński, bo o nim mowa, to jeden z najbardziej znanych produktów żywnościowych. Konserw z paprykarzem nie mogło zabraknąć w plecakach turystów, stąd śmiało mogę stwierdzić, że paprykarz zwiedził każdy zakątek Polski i nie tylko.

Paprykarz powstał w czasach złotego okresu polskiego rybołówstwa w latach 60. ubiegłego wieku, kiedy to do Polski zaczęto sprowadzać połowy z odległych krańców  świata. Jego autorstwo przypisuje się Wojciechowi Jakackiemu. Pierwszą konserwę wyprodukowano w 1965 roku, a produkcja taśmowa ruszyła w 1967 roku. Zajęły się nią Zakłady Przetwórstwa Rybnego „Gryf” w Szczecinie, gdzie owa konserwa rybna obok nazwy „paprykarz“ zyskała przydomek „szczeciński”.

 

Afrykański pierwowzór

Pierwowzorem paprykarza był zachodnioafrykański przysmak o nazwie czop-czop, zawierający rybę, ryż oraz ostrą przyprawę pima.

Początkowo paprykarz produkowano ze ścinki rybnej – kawałków ryb pozostających przy krojeniu dużych mrożonych rybich bloków. W pierwszym oryginalnym paprykarzu poza mięsem różnych gatunków ryb afrykańskich była sprowadzana z Bułgarii pulpa pomidorowa, papryczka pima, warzywa i oczywiście ryż. Przepis na oryginalny paprykarz szczeciński spisał w 1968 r. Bogusław Borysowicz. Według niego paprykarz szczeciński zawierał 40 % ryby.

Lata 70. – złote gody paprykarza

Pierwszego grudnia 1968 r. puszka rodem ze Szczecina otrzymała prestiżowy znak jakości „Q”. Zaczęły się złote czasy paprykarzu, który eksportowano aż do 32 krajów świata, m.in. do ZSRR, Danii, USA, Japonii, Jordanii, Liberii, Węgier, Wybrzeża Kości Słoniowej czy Togo.

Ciekawostką jest, że odpowiednik paprykarza, wzorowany na szczecińskim, był produkowany w Kolumbii. Paprykarzem szczecińskim w latach 70. zajadał się każdy. Jego niespotykany smak i niezwykły skład sprawiły, że zachwycano się nim nie tylko w kraju, ale i za granicą. Stał się też  obowiązkowym prowiantem każdego polskiego turysty i wczasowicza.

 

Zmierzch jakości

W latach 80. bywało, że niegdyś rozchwytywany paprykarz był jedynym – obok octu – produktem na sklepowych półkach. Niestety w tym czasie znacząco spadła jego jakość. To, co kiedyś było smaczne i bardzo lubiane, traciło zaufanie konsumentów.

Fakt, że podejrzewano, iż w puszce mogą znajdować się przemielone skażone ryby, fragmenty kręgosłupów i płetw, tylko pogłębiał niechęć do niegdyś kultowej konserwy. Z początkiem lat 90. zjechała z taśm produkcyjnej ostatnia puszka produkowanego przez „Gryf“ paprykarza szczecińskiego.

Dziś produkcją paprykarza zajmują się inni, próbując nawiązać do kultowego dania w puszce, ale jak to zwykle bywa – oryginał jest tylko jeden. Co ciekawe, nazwa konserwy weszła do języka obiegowego, a paprykarzami zaczęto nazywać fanów szczecińskich klubów sportowych.

 

Treska tresce nierówna

Polak usłyszawszy słowo „treska” nie pomyśli o przysmaku z ryby, ale raczej o dopinanych  włosach. Z kolei dla Słowaków treska jest synonimem „nieba w gębie“. Jak do tego doszło, że Słowacy wymyślili sałatkę z ryby morskiej, jakiej nie stworzył nikt nigdzie na świecie, choć sami nie posiadają dostępu do morza?

Jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku uruchomił swoją działalność zakład przetwórstwa rybnego wraz z octownią w Bratysławie. To miejsce było punktem wyjściowym do tego, by kilkanaście lat później wyprodukowano pierwszą sałatkę rybną.

 

Nakarmić naród sałatką

Jej powstanie jest ściśle powiązane ze znaczącym spadkiem konsumpcji ryb na Słowacji, co spowodowane było wysoką ceną importowanego surowca oraz niskimi zarobkami konsumentów. Ówczesne władze musiały pamiętać również o tym, że przodownictwo w pracy na rzecz socjalizmu wiąże się z ogromnym wysiłkiem fizycznym, więc sałatka z dorsza miała być odpowiedzią na zapotrzebowanie kaloryczne i wartości odżywcze pracującego ludu na Słowacji.

W ten sposób przedsiębiorstwo „Ryba“ stworzyło smaczną sałatkę z dorsza i majonezu. Oryginalny jej przepis wymyślił bratysławski kucharz i cukiernik Július Boško. W tym okresie dorsza w majonezie nazywano dorszem w remoulade.

Słowacki specjał

Mimo że dorsz, a zwłaszcza dorsz alaskański, jest rybą morską, poławianą na Oceanie Spokojnym, na wschód od wybrzeży Ameryki Północnej, a Słowacja nie posiada dostępu do morza, dorsz w majonezie jest tu jak ryba w wodzie.W czasach komunistycznych treskę sprzedawano po całej Słowacji, zaś w Czechach pojawiła się jedynie w Ostrawie i na Zaolziu, gdzie zamawiali ją miejscowi Słowacy, którzy pracowali w ostrawskich kopalniach.

Przez długie lata pozostawała sałatką sensu stricte słowacką, która nie zrobiła kariery za granicami kraju. Z biegiem czasu Polacy mogli spróbować treski na różnych międzynarodowych  targach spożywczych.

Tradycyjny słowacki przysmak do dziś a przygotowuje się go według receptury sprzed lat. A jaka to receptura? Sałatka powstaje z gotowanego mięsa ryb, gotowanych warzyw, majonezu i octu.

Na Słowacji są dwa zakłady produkcyjne – w Żylinie i Koszycach – i każdy z nich przygotowuje treskę o różnym stopniu kwaśności. Polacy mogli spróbować treski na różnych międzynarodowych  targach spożywczych.

 

Co poda bufetowa?

Treska, obowiązkowo s rožkom, czyli z rogalem to królowa barów mlecznych i bufetów. Często serwowana na tekturowej tacce, w kubku czy w woskowym papierze. Zawsze sprzedawana na wagę, dopiero w ostatnich latach zagościła także na półkach supermarketów – w specjalnych opakowaniach.

Jeśli narobiłem Państwu apetytu, to zachęcam do udania się do najbliższego baru. Ciekawe, co dziś zaserwuje pani bufetowa?

Andrej Ivanič

MP 10/2021