post-title Centrum kultury w centrum świata…

Centrum kultury w centrum świata…

Centrum kultury w centrum świata…

czyli o wizycie w Instytucie Kultury Polskiej w Nowym Jorku

Kontynuujemy nasz monitorowy cykl wizyt w Instytutach Polskich w różnych krajach, szukając odpowiedzi na różne pytania, np. „Czy w centrum świata, na niewielu metrach kwadratowych da się organizować wydarzenia kulturalne?” lub „Jak komercyjna Ameryka postrzega polską kulturę?”.  Uliczny ruch Nowego Jorku, gwar, mnóstwo ludzi, impulsów, reklam – wszystko to intryguje, ale my mamy konkretny cel.

Docieramy pod adres Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku na Manhattanie. To spory wieżowiec, w którym mieszczą się różne biura i instytucje, One Grand Central Place. Stoi w doborowym sąsiedztwie obok przepięknego, stylowego dworca Grand Central Terminal oraz niedaleko najnowszej atrakcji Nowego Jorku – Summit One Vanderbilt.

Budynek, do którego właśnie wchodzimy, przypomina trochę słynny Empire State Building, w którym wcześniej Instytut miał swoją siedzibę. Jak się okazuje, należy on do tego samego zarządcy. „Po remoncie Empire State Building już do niego nie wróciliśmy, ponieważ znacznie podwyższono czynsz, zaproponowano nam więc tę lokalizację“ – wyjaśni nam później dyrektorka polskiej placówki.

Na recepcji wiedzą o naszej wizycie, którą zgłosiłam dużo wcześniej, umawiając się na rozmowę z pełniącą obowiązki dyrektora Instytutu Mają Steczkowską.

Po wylegitymowaniu się dostajemy specjalne karty, które otwierają nam drzwi do korytarza z windami. Teraz należy wybrać tę odpowiednią, ponieważ budynek liczy 55 pięter, a konkretne z nich obsługują odpowiednie windy. My udajemy się na 30. piętro.

 

Jak w domu

W korytarzu sporo drzwi do różnych biur. Dopiero kiedy obsługa Instytutu otwiera te swoje, możemy się poczuć jak w domu: znany design, znane logo, meble, biało-czerwono-czarna kolorystyka – wszystko tak jak u nas w Instytucie Polskim w Bratysławie! Tylko metraż inny, no i dostępność jedynie po wcześniejszym umówieniu się.

„Mamy tu mały księgozbiór, ale tylko do dyspozycji na miejscu“ – wyjaśnia gospodyni obiektu i pokazuje nam niedużą salkę za przeszklonymi drzwiami. Tu także odbywają się narady pracowników. Tych w Instytucie, oprócz dyrekcji, jest siedmioro. Każdy z nich ma wyznaczony swój zakres obowiązków i działań: film i teatr, sztuki wizualne, muzyka, humanistyka, projekty żydowskie, kontakt z mediami i sprawy administracyjne.

Co ciekawe, Instytut, działający w Nowym Jorku od 2000 r., nigdy nie miał swojej siedziby otwartej dla publiczności. „Nie ma jednej formuły działania instytutów, każdy kraj jest inny i tu póki co, sprawdza się właśnie taka formuła“ – dodaje.

Chyba trochę inaczej wyobrażałam sobie centrum kultury polskiej w centrum świata. Oprócz recepcji i wspominanej sali za przeszklonymi drzwiami jest jeszcze kilka mniejszych pomieszczeń, w których pracują pracownicy miejscowi (na stałe mieszkający w USA), kuchenka oraz gabinet dyrektora, gdzie prowadzimy rozmowę i skąd mamy piękny widok na Manhattan.

„Biura są małe, ale wystarczające“ – ocenia Steczkowska i wyjaśnia, że wszystko zależy od wizji działania instytucji i jej budżetu, który w porównaniu z amerykańskimi instytucjami jest ograniczony.

We współpracy

Jak zatem działa tutejszy Instytut? Wchodząc we współpracę z miejscowymi placówkami kulturalnymi, np. Lincoln Center for the Performing Arts, Brooklyn Academy of Music, Museum of the Moving Image, La MaMa Theater, Museum of Modern Art, Harriman Institute na Columbia University, YIVO Institute for Jewish Research, Metrograph, Anthology Film Archives i wieloma innymi.

I właśnie ich liczba i jakość tej współpracy, to według mojej rozmówczyni duży sukces. „To dobry pomysł, by łączyć się z miejscowymi partnerami planując nasze działania, ponieważ w Nowym Jorku, który jest bardzo konkurencyjny również w sferze kultury, duże instytucje mają możliwości odpowiedniego nagłośnienia medialnego danego wydarzenia“ – ocenia.

 

Wizy artystyczne

Co ciekawe, Instytut nie może sprzedawać biletów na własne wydarzenia, mogą to robić partnerzy. Zyski z biletów najczęściej pokrywają koszty wynajęcia sal lub honoraria. „Poza tym należy pamiętać, że artystom należy opłacić specjalne wizy artystyczne, co generuje bardzo duże koszty, z których nie wszyscy zdają sobie sprawę, ponieważ amerykańscy artyści występujący w Europie nie muszą występować o takie wizy“ – opisuje Steczkowska.

Kiedy dopytuję o konkrety, wyjaśnia, że cena takiej wizy zależy od terminu jej załatwiania, liczby artystów, a także tego, czy chodzi o orkiestrę, czy solistę itp. Dla przykładu: przy wcześniejszej aplikacji cena wizy artystycznej dla duetu to koszt ok. 2600 dolarów.

„Artysta nie musi mieć wizy, jeśli amerykańska instytucja nie zapewnia wynagrodzenia i nie są sprzedawane bilety na jego występ“ – precyzuje i dodaje, że czasami udaje się tego typu wydarzenia zorganizować, ale tylko w przypadkach, gdy płaci się z góry za wynajęcie sali i wstęp na wydarzenie jest darmowy.

 

W USA i Kanadzie

Instytut, oprócz Nowego Jorku, swoim działaniem obejmuje także inne miasta Stanów Zjednoczonych i – co ciekawe – Kanady. „Jesteśmy jedynym Instytutem Polskim na obie Ameryki“ – informuje moja rozmówczyni i jako przykład ciekawych wydarzeń organizowanych w Kanadzie podaje przegląd filmów polskich czy festiwal jazzowy Jazztopad, który najpierw odbywa się w Nowym Jorku, a potem muzycy przemieszczają się do Kanady.

„Te imprezy poza Nowym Jorkiem są oczywiście  wyzwaniem, bo trudniej je koordynować na odległość“ – ocenia. Wspomina także wystawę prac Henryka Sawki, która odbyła się w San Francisco, podczas której Instytut zainicjował panel dyskusyjny z córką artysty.

Z Polonią

Dopytuję moją rozmówczynię o współpracę z Polonią. „Tę wspiera głównie konsulat, niemniej jednak Instytut jest częścią niektórych cyklicznych projektów polonijnych, jak na przykład coroczny nowojorski festiwal filmów polskich“ – mówi dyrektorka.

Chwali współpracę z Centrum Polsko-Słowiańskim, dysponującym dużą salą przeznaczoną na wydarzenia w dawnym kościele, gdzie corocznie odbywają się warsztaty polskich tańców ludowych, przy współudziale grupy Polish-American Folk Dance Company.

„Niestety na dzień dzisiejszy nie prowadzimy kursów z nauki języka polskiego, nie mamy do tego odpowiednio wyszkolonej kadry, ale polecamy zainteresowanym zajęcia online z lektorem z Polski“ – opisuje.

 

18 miesięcy

„Przyjechałam na tę placówkę w 2021 r., czyli w czasie pandemii“ – wspomina Steczkowska i dodaje, że w Nowym Jorku pandemia mocno dała się we znaki również Instytutowi. „Przez 18 miesięcy zamknięte były wszystkie instytucje kultury, artyści z Europy nie mogli w tym czasie przyjeżdżać do USA, miałam więc czas, by przyzwyczaić się do Nowego Jorku, który był wtedy spokojny i zupełnie opustoszały“ – wspomina.

Wtedy też przeniesiono część wydarzeń do Internetu. „To nam pokazało, że możemy docierać do naszych odbiorców także tą drogą“ – opisuje. Przykładem takich działań, które zyskały widzów, są serie filmów w języku angielskim o polskiej literaturze, poezji czy te poświęcone Krzysztofowi Pendereckiemu.

„Po wybuchu wojny w Ukrainie wyprodukowaliśmy też specjalną serię poświęconą literaturze ukraińskiej“ – dodaje i przyznaje, że od czasu tej wojny Amerykanie bardziej interesują się także Polską, którą chwalą za pomoc niesioną poszkodowanemu sąsiadowi.

Komu zapisać spadek?

Maja Steczkowska zauważa także inne zmiany spowodowane pandemią: sporo osób wyprowadziło się z Nowego Jorku, ludzie rzadziej chodzą teraz na wydarzenia kulturalne. „Nawet Broadway ma problemy ze sprzedażą biletów na spektakle!“ – dodaje.

Zwraca także uwagę na to, że kultura w Ameryce nie jest dotowana z pieniędzy publicznych i jest w pełni komercyjna, co oznacza, że bilety na wydarzenia muszą się sprzedać. „Jestem na liście subskrybentów na koncerty w Carnegie Hall i proszę sobie wyobrazić, że co kilka miesięcy dostaję od nich zapytanie, czy zechciałabym przepisać mój spadek na tę instytucję“ – mówi z uśmiechem.

 

Kulturalna drożyzna

Kiedy dopytują dyrektorkę, co robi w wolnych chwilach, będąc w tak atrakcyjnym miejscu, jakim jest Nowy Jork, wyjaśnia, że jej życie kręci się wokół czteroletniej córeczki. „Latem w Central Parku odbywają się czasami bezpłatne wydarzenia dla dzieci, wyszukujemy także inne programy edukacyjne, np. zajęcia jazzowe w Lincoln Center“ – wymienia.

Ponieważ moja rozmówczyni wcześniej pracowała w dziale edukacji w Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie, ma porównanie. Jedną z zasadniczych różnic są koszty – w USA wszystkie zajęcia edukacyjne są dużo droższe niż w kraju nad Wisłą. „W Muzeum często organizowaliśmy warsztaty rodzinne w cenie biletu wstępu“ – wspomina. Ponadto w Nowym Jorku bilety na tego typu zajęcia bardzo szybko się rozchodzą. „Dzięki takim porównaniom potrafimy docenić warunki na polu kulturalnym, jakie stwarza Europa“ – konstatuje.

Nie tylko pierogi

Jaki zatem jest Nowy Jork oczami Mai Steczkowskiej? Z jednej strony trochę przestarzały i zaniedbany. „Czasami mam wrażenie, że niektóre ściany w starych budynkach trzymają się tylko na słowo honoru“ – żartuje. Z drugiej strony docenia jego otwartość.

„Kiedy przyjechaliśmy tu z mężem i dzieckiem, nasza sąsiadka zainteresowała się, ile dokładnie tu mieszkamy, i kiedy dowiedziała się, że jesteśmy tu raptem dwa tygodnie, to podsumowała to stwierdzeniem, że Nowy Jork lubi nowych ludzi“ – wspomina. To był dla niej pozytywny bodziec do pracy – trudnego wyzwania, by w gąszczu bogatej i bardzo różnorodnej oferty przebić się z tą polską. By nasz kraj kojarzył się z kulturą na najwyższym poziomie!

Trzymamy kciuki!

Małgorzata Wojcieszyńska, Nowy Jork

Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 10/2023