MIĘDZI NAMI DZIECIAKAMI
Co byście powiedzieli, gdybym zaprosiła Was w bożonarodzeniową podróż po kuli ziemskiej? Ponieważ jednak Boże Narodzenie jest raz w roku, moglibyśmy podróżować tylko w grudniu. Na pierwszy przystanek tej podróży wybrałam Australię.
Czy wiecie, że 25 grudnia w Australii jest właśnie środek lata? O śniegu zatem nie może być mowy. Temperatury przekraczają najczęściej 30 stopni Celsjusza, plaże są oblegane, a dzieci mają wakacje.
Co zatem nas łączy?
Skoro są święta, to musi być i udekorowana choinka. Bombki, lampki, łańcuchy – wszystko to znamy też z naszych domów. Jedyne, co mogłoby nas zaskoczyć, to bombki w kształcie… kangura. Domy i ogrody też nie mogą się obejść bez dekoracji świątecznych. Tych jest jednak jeszcze więcej niż w naszej części świata. A kto przynosi prezenty? Oczywiście Święty Mikołaj! Ale w jego przypadku pojawiają się już pewne bardziej znaczące różnice…
Co zatem nas dzieli?
Święty Mikołaj nie przyjeżdża saniami, ale na… desce surfingowej. I częściej zamiast w czerwonej czapce z pomponem można go spotkać w słomkowym kapeluszu i wyjściowych klapkach. Poza tym towarzyszy mu czasem świąteczny Kraken, czyli potwór morski, który – jak żartują niektórzy Australijczycy – pojawia się na plażach w okolicy świąt.
Co ciekawe, plaże w australijskiej tradycji świątecznej też są ważne, bowiem to na nich odbywają się często pikniki świąteczne. Zamiast dwunastu potraw Australijczycy jedzą sałatki i przekąski podawane na zimno. A to dlatego, że w upale niespecjalnie ma się ochotę na ciepłe dania.
Co z tego wszystkiego wynika?
Co kraj, to obyczaj. Ponieważ Australia jest dużym państwem i mieszkają w nim różni ludzie, pochodzący z bardzo różnych kultur, zwyczaje australijskie również są bardzo różne. Nieważne jednak, jak obchodzi się Boże Narodzenie, ale to, że spędza się je w gronie swoich bliskich.
Natalia Konicz-Hamada