post-title Nemáme to na háku ale ani na krku / Dobrze, że nam to (nie) wisi

Nemáme to na háku ale ani na krku / Dobrze, że nam to (nie) wisi

Nemáme to na háku ale ani na krku / Dobrze, że nam to (nie) wisi

 VENI VIDI AMAVI 

O začiatkoch cyklu „Umenie z našich radov“ sa zhovárajú Małgorzata Wojcieszyńska a Marek Sobek.

 

Pamätáš si, ako sa TO začalo?

Bolo to v roku 2009. Rozmýšľali sme nad tým, ako predstaviť Poliakov žijúcich na Slovensku, ktorí sa zaoberajú umením.

 

Áno, hľadali sme spôsob, ako vytvoriť špeciálnu umeleckú „galériu“, ktorou by si naša menšina získala pozornosť (aj) Slovákov. Bolo to vtedy, keď sme pripravovali projekty na Ministerstvo kultúry SR. Prišli sme so Stanom Stehlikom do Tvojej kancelárie.

Stano vymyslel názov toho projektu po slovensky. Podľa mňa znie lepšie ako poľský názov. Ten poľský je taký vojenský, pochodový, slovenský je taký oduševnený.

 

Zaujímavý postreh, nikdy som tak nad tým nepremýšľala. Pamätáš si na tú prvú výstavu?  

Samozrejme. Na začiatku ma ten nápad až šokoval, pretože si mi povedala o istej záľube umelca, vtedajšieho docenta katedry dizajnu na košickej univerzite, Tadeusza Błońského.

Bolo to také… excentrické, netuctové, však?

Áno, lebo na prvej výstave, ktorú sme zorganizovali, sme nepredstavili obrazy Błońského, ako by si niekto mohol myslieť, ale… jeho kravaty! Zistili sme, že Tadeusz má zbierku približne 5000 kravát! Hľadali sme miesto, na ktorom by sme ich mohli ukázať. A miesto nám poskytol Zichyho palác v samotnom centre Bratislavy. Tadeusz vymyslel, že kravaty budú zavesené na konštrukcii pod stropom. Tri dni sme ich vešali tak, ako nám kázal, lebo všetko muselo byť usporiadané v umeleckom duchu.

 

Tamtá výstava mala podnetný názov: „Visí mi to, visí mi to na šiji”.

Zdá sa, že kravaty si len tak visia, ale Tadek tým chcel poukázať na niečo dôležitejšie. To bola neobyčajná skúsenosť – ak si chcel niekto pozrieť výstavu a obdivovať vystavené exponáty, musel prechádzať pod visiacimi kravatami a vykrúcať hlavu.

 

Tamtá prvá výstava však nezahŕňala len kravaty…

Predstavoval som si to tak, že popri dielach umelcov by sme ukázali aj práce, ktoré sú najčastejšie niečou záľubou. Počas toho prvého ročníka predstavila svoje fotografie aj dcéra našej rodáčky, Veronika Dutková. Išlo o fotografie kaplniek, krížov, miest, o ktorých jej rozprávala mama a ktoré Veronika zvečnila počas cesty na miesta v Poľsku, odkiaľ pochádza jej rodina.

 

Ktorý ročník tohto cyklického podujatia si najlepšie pamätáš?

Všetky boli dôležité. Mám emotívne spomienky na práce Małgosi Šurakovej, ktorá nás opustila minulý rok. Boli to fotografie rosy na kvetoch. Silné pocity vo mne zanechali aj čierno-biele fotografie detí a starých ľudí v bratislavských zákutiach, ktorých autorkou je Anna Mogielnicka – umelkyňa predtým strávila niekoľko rokov v Afrike.

Dobre si tiež pamätám krásne, veľkoformátové práce Xénie Bergerovej, umelkyne poľského pôvodu. Reakciou na ne mohlo byť iba veľké wow!

Potom sme pripravili výstavu jej otca, profesora Jána Bergera, a mnohé iné! Veľmi ma napĺňa skutočnosť, že sme vďaka tejto našej myšlienke naštartovali niečo dôležité a vďaka tomu nachádzame Poliakov, ktorí tu žijú a ktorí majú príležitosť predstaviť svoje talenty.

Som presvedčený, že je veľa Poliakov, ktorí niečo tvoria, ale iba svoj vlastný úzky kruh ľudí. Nachádzanie týchto talentov a odhaľovanie ich tvorby je dôležitou úlohou, ktorá má význam pre poľskú komunitu na Slovensku.

 

O początkach cyklu „Sztuka z naszych szeregów” rozmawiają Małgorzata Wojcieszyńska i Marek Sobek.

 

Pamiętasz, jak do TEGO doszło?

Zaczęło się to w 2009 roku. Wymyślaliśmy, w jaki sposób pokazać Polaków mieszkających na Słowacji, którzy zajmują się sztuką.

 

Tak, szukaliśmy pomysłu na taką swoistą „witrynę” artystyczną, którą zwrócilibyśmy uwagę – także Słowaków – na naszą mniejszość. Było to w czasie opracowywania projektów do Ministerstwa Kultury RS. Przyjechaliśmy razem ze Stano Stehlikiem do ciebie, do biura.

Stano wymyślił nazwę tego projektu po słowacku, która, według mnie, ładniej brzmi po słowacku niż po polsku. Polska nazwa brzmi tak marszowo, militarnie, a słowacka jest taka uduchowiona.

 

Ciekawa uwaga, nigdy w ten sposób nie myślałam. Pamiętasz tę pierwszą wystawę?  

Oczywiście. Na początku byłem tym pomysłem nawet zaszokowany, bo opowiedziałaś mi o pewnym hobby artysty, ówczesnego docenta Katedry Designu Uniwersytetu w Koszycach, Tadeusza Błońskiego.

To było takie… wystrzałowe, niecodzienne, prawda?

Tak, bo pierwsza wystawa, którą realizowaliśmy, to nie był pokaz obrazów Błońskiego, jak ktoś mógłby przypuszczać, ale… krawatów! Okazało się, że Tadeusz jest właścicielem kolekcji około 5 tysięcy krawatów! Szukaliśmy miejsca do ich zaprezentowania. I z tymi krawatami przyjął nas Pałac Zichy w samym centrum Bratysławy. Tadeusz wymyślił, że krawaty będą podwieszone na stelażu pod sufitem. Przez trzy dni je wieszaliśmy w określony przez niego sposób, bo wszystko musiało mieć swój artystyczny ład.

 

Ta wystawa miała intrygująco brzmiącą nazwę: „Wisi mi to, wisi mi to na karku”.

Wydaje się, że krawat tylko po prostu wisi, ale Tadek starał się pokazać głębszy sens. To było niezwykłe doświadczenie – żeby obejrzeć wystawę, trzeba było przechodzić, schylając się pod wiszącymi krawatami, zadzierać głowę, by je podziwiać.

 

Ta pierwsza wystawa to nie tylko krawaty…

Moim zamysłem było, żeby obok dzieł artystów pokazać prace, które są najczęściej czyimś hobby. Podczas tego pierwszego rocznika swoje fotografie zaprezentowała córka naszej rodaczki – Veronika Dutková. Były to zdjęcia kapliczek, krzyży, miejsc, o których opowiadała jej mama, a które Veronika uwieczniła podczas podróży do Polski, w rodzinne strony.

 

Który rocznik tej cyklicznej imprezy utkwił ci szczególnie w pamięci?

Wszystkie były istotne. Z sentymentem wspominam prace Małgosi Šurakovej, która nas opuściła w ubiegłym roku. Były to fotografie rosy na kwiatach. Były też wywołujące dreszcze emocji czarno-białe zdjęcia dzieci, starców w zaułkach Bratysławy, zrobione przez Annę Mogielnicką, która wcześniej mieszkała przez kilka lat w Afryce. Były też piękne, wielkoformatowe prace artystki polskiego pochodzenia Xenii Bergerovej, na które nie dało się inaczej reagować, jak wielkim wow!

Potem przygotowywaliśmy wystawę jej ojca, profesora Jana Bergera, i wiele innych! To olbrzymia satysfakcja, że dzięki temu naszemu pomysłowi daliśmy początek czemuś ważnemu i w ten sposób odnajdujemy mieszkających tutaj Polaków, którym dajemy szansę zaprezentowania swoich talentów.

Jestem przekonany, że jest bardzo dużo Polaków, którzy coś tworzą, ale pokazują to tylko wąskiemu gronu. Wyłuskanie ich i pokazanie ich twórczości to ważne zadanie. Będzie to procentowało dla polskiej społeczności na Słowacji.

mw

Zdjęcia: Stano Stehlik

MP Veni, Vidi, Amavi 12/2023