post-title Spod znaku atakującego orła

Spod znaku atakującego orła

Spod znaku atakującego orła

 TO WARTO WIEDZIEĆ 

Od 15 lutego 1941 roku do 28 grudnia 1944 roku zrzucono ich na okupowane tereny Polski 316. Różnili się rodzajem wyszkolenia i specjalizacją:  37 to specjaliści wywiadu, 50 to łącznościowcy, 24 było oficerami sztabowymi, 22 specjalistami służby lotniczej, 11 instruktorami pancernymi i przeciwpancernymi, 3 to specjaliści od legalizacji i podrabiania dokumentów, zadaniem 169 była dywersja i partyzantka, a pozostałych 28 było kurierami  politycznymi. Cel mieli jednak wspólny – pomoc Polskiemu Państwu Podziemnemu w walce z okupantem.

Historia Cichociemnych, bo o nich mowa, rozpoczęła się w grudniu 1939 roku we Francji, kiedy to dwaj polscy oficerowie kpt. inż. Jan Górski i kpt. Maciej Kalenkiewicz na ręce premiera rządu emigracyjnego i zarazem Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysława Sikorskiego złożyli projekt nawiązania łączności lotniczej z okupowaną Polską.

Projekt ten przewidywał przerzucanie tą drogą oficerów i instruktorów do dyspozycji powołanego w listopadzie 1939 roku Związku Walki Zbrojnej (przekształconego w lutym 1942 r. w Armię Krajową), jedynej konspiracyjnej organizacji wojskowej w kraju, mającej wszelkie pełnomocnictwa rządu RP. Komendantem ZWZ został gen. Kazimierz Sosnkowski, mający kierować nim z Paryża, a dowódcą obszaru warszawskiego mianowano pułkownika Stefana Roweckiego „Grota” (w czerwcu 1940 r. otrzymał stopień generała i powierzono mu kierowanie konspiracją wojskową na terenie całego kraju).

Ani Rząd RP, ani Sztab Główny w początkach swego istnienia nie mieli żadnej stałej łączności z okupowanym krajem. Na przebycie drogi z Warszawy kurier potrzebował co najmniej dwu tygodni, a pierwsza radiostacja rozpoczęła pracę dopiero w marcu 1940 roku.

I chociaż w Sztabie Naczelnego Wodza zdawano sobie sprawę z potrzeby usprawnienia łączności z krajem, to zrzuty lotnicze pozostawały jedynie w sferze marzeń i to nie tylko dlatego, że przedwojenne Wojsko Polskie miało w tym zakresie zaledwie niewielkie doświadczenia – dopiero w maju 1939 roku utworzono w Bydgoszczy Wojskowy Ośrodek Spadochronowy. Plan szkolenia spadochronowego, którego autorami byli Maciej Kalenkiewicz i Jan Górski – dziś uznawani za ojców chrzestnych Cichociemnych, został odrzucony ze względu na „brak maszyn” i „zbyt trudne przedsięwzięcie”.

Sytuacja zmieniła się jednak, kiedy to w czerwcu 1940 roku, po wejściu Niemców do Paryża premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill po rozmowie z gen. Sikorskim polecił brytyjskim okrętom, znajdującym się w portach francuskich, zabrać do Anglii polskich żołnierzy. Wówczas to właśnie tylko Anglia chciała jeszcze walczyć z Niemcami. „Turystom Sikorskiego”, jak polskich żołnierzy nazywała wówczas prasa zachodnia, postawa Anglików dawała nową nadzieję – wierzyli, że do walki pójdą z dobrze zorganizowaną armią brytyjską. I nie zawiedli się.

W dniu 8 lipca 1940 roku z rozkazu gen. Sikorskiego w Sztabie Głównym powstał Samodzielny Wydział Współpracy z Krajem, tzw. Oddział VI-Specjalny. Osiem dni później, w nocy 16 lipca, premier Winston Churchill w obecności Anthonego Edena – ministra wojny, i Hugh’a Daltona – ministra blokady ekonomicznej, powziął decyzję o powołaniu tajnej organizacji, mającej nawiązać współpracę z podziemnym ruchem oporu w całej Europie.

Taka organizacja powstała 22 lipca. Nazywała się Special Operations Executive (Kierownictwo Operacji Specjalnych). Jej szefem został wspomniany już Hugh Dalton, a dyrektorem do spraw operacyjnych Collin Mc. Gubbins. Premier Churchill, powierzając im odpowiedzialną funkcję kierowania organizacją, która za pomocą dywersji i sabotażu miała przenieść wojnę na obszary okupowane przez Niemców, powiedział: „Panowie, podpalcie Europę!”.

Special Operations Executive (SOE) składała się z sekcji narodowych: albańskiej, austriackiej, belgijskiej, czechosłowackiej, duńskiej, francuskiej, greckiej, holenderskiej, jugosłowiańskiej, niemieckiej, norweskiej, iberyjskiej, węgierskiej, włoskiej i polskiej. Na czele tej ostatniej stanął kpt. (później płk) Harold Perkins, który przed wybuchem wojny kilkanaście lat mieszkał w Bielsku-Białej, albowiem tam miał fabrykę tekstylną, a w rzeczywistości był uśpionym rezydentem wywiadu brytyjskiego.

Harold Perkins natychmiast nawiązał kontakt z Wydziałem VI polskiego Sztabu Głównego, rezydującym w londyńskim hotelu „Rubens”. Zadaniem polskiej sekcji SOE była pomoc w przygotowaniu i rozwijaniu łączności z Polskim Państwem Podziemnym. W przeciwieństwie do innych sekcji narodowych Polacy mieli prawo do samodzielnego wyszukiwania emisariuszy, kurierów i skoczków spadochronowych. To zadanie spoczywało właśnie na Oddziałe VI, którego szefem był ppłk Michał Protasiewicz. Dowódcą Wydziału „S”, zajmującego się przerzutem lotniczym do Polski i zaopatrzeniem zrzutów, został major Jan Jaźwiński.

Natychmiast po powołaniu sekcji polskiej SOE Oddział VI rozpoczął poufne poszukiwanie kandydatów do służby specjalnej w kraju. Ludzie z „Szóstki” pojawiali się w jednostkach niezapowiedziani i incognito. Potem przez dzień, dwa prowadzili rozmowy z wytypowanymi przez oficerów informacyjnych żołnierzami – potencjalnymi kandydatami do służby w okupowanej Polsce. O zakwalifikowaniu do tej służby obok dobrego stanu fizycznego decydowały przede wszystkim dyspozycje psychiczne i inteligencja, ale ostateczną decyzję podejmował sam kandydat.

O rozmowach z gośćmi z „Rubensa” nie wolno było mówić nikomu. Wytypowani żołnierze opuszczali swoją jednostkę po cichu w nocy i to był pierwszy powód, by nazwać ich Cichociemnymi. Oficjalną przyczyną ich nieobecności w macierzystych jednostkach były różnego rodzaju szkolenia. I rzeczywiście to właśnie trwające długie miesiące ćwiczenia i szkolenia miały zrobić z „turystów Sikorskiego” prawdziwych komandosów.

Kierowano ich do ośrodków szkoleniowych w Ringway pod Manchestrem, Largo House w Szkocji i Audley End pod Londynem, gdzie poddawano treningom w tajemnicy i w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego. Zaczynano od tego, co dziś nazwalibyśmy szkołą przetrwania – kandydat na komandosa musiał przeżyć określony czas w surowym klimacie gór północnej Szkocji, zdany wyłącznie sam na siebie i przyrodę.

Podstawową umiejętnością, którą Cichociemni musieli opanować, był skok ze spadochronem. Ciekawostką jest, że to właśnie Polacy zbudowali pierwszą wieżę spadochronową w Wielkiej Brytanii. Pierwszy kurs spadochronowy rozpoczął się 28 października 1940 roku w Ringway pod Manchestem, a rok później powstała I Polska Samodzielna Brygada Spadochronowa, która później wsławiła się w operacji „Market Garden” w Holandii. W maju 1942 roku w Audley End pod Londynem otwarto polski Ośrodek Szkoleniowy Cichociemnych.

Jego program obejmował m.in. naukę jujitsu, szkolenia z zakresu różnego rodzaju broni, cichego zabijania nożem, rozbrajania i produkcji bomb, wysadzania w powietrze mostów, budynków i pociągów. Przyszłych Cichociemnych uczono też technik propagandy, sabotażu fabrycznego, charakteryzacji, napadów na banki i włamań. Ćwiczenia odbywały się najczęściej w plenerze, a tylko zajęcia specjalistyczne w pomieszczeniach zamkniętych.

Ogromną uwagę przywiązywano do tego, co przygotowujący się w Wielkiej Brytanii kandydaci na Cichociemnych potrafią robić najlepiej, by później te ich umiejętności odpowiednio wykorzystać, np. osoby grające na pianinie, a więc mające wyczucie rytmu, kierowano na szkolenia z zakresu radiotelegrafii, zaś fotograf-amator mógł zostać skierowany na kursy, gdzie uczył się m.in. jak za pomocą mikroskopu tekst o rozmiarach arkusza papieru A4 zmniejszyć do rozmiarów kropki i jak tę kropkę później przywrócić do rozmiaru pierwotnego.

Każdy z przyszłych Cichociemnych musiał dla potrzeb konspiracji wytworzyć sobie nową tożsamość i doskonale zapamiętać swój wymyślony życiorys. I właśnie umiejętność kłamania była najbardziej egzekwowana przez instruktorów – o każdej porze dnia i nocy pojawiały się komisje w celu przeprowadzania symulowanych przesłuchań, a ten, kto pomylił życie wymyślone z tym realnym, tracił szansę na zrzut do kraju.

Wszystkie treningi były niezwykle wyczerpujące – chodziło przecież o szybkie przygotowanie elitarnych żołnierzy. Poprzeczkę postawiono wysoko. O tym, jak wysoko, świadczy fakt, że na kurs Cichociemnych przyjęto 2413 kandydatów, a z pozytywnym wynikiem ukończyło go 605, przy czym do skoków zakwalifikowano tylko 579. Do Polski poleciało ich 316, w tym jedna kobieta Elżbieta Zawacka oraz 28 kurierów polityczych.

Pierwszy zrzut w Polsce, a jednocześnie pierwszy w okupowanej Europie, miał miejsce w nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku. Operacja nosiła kryptonim „Adolphus 0” przy czym „0” oznaczało lot eksperymentalny. Pierwsi Cichociemni – kpt. Stanisław Krzymowski, por. Józef Zabielski i emisariusz rządu Czesław Raczkowski – skakali z niezbyt szybkiego bombowca „Witley”. Wylądowali pod Skoczowem, a więc na terenach włączonych do Rzeszy.

Raczkowski został aresztowany. Miał jednak szczęście, albowiem Niemcy wzięli go za przemytnika i po roku wypuścili z więzienia. Jego dwaj towarzysze dotarli do Warszawy 20 lutego. Przepadł jednak ich cały ekwipunek. Mimo to uczestnicy tego eksperymentalnego lotu udowodnili, że loty do Polski mogą zakończyć się sukcesem.

Dowództwo AK nadało do Londynu następujące wnioski z pierwszego skoku: „Proszę wydłużyć zasięg samolotów do środkowej Wisły. /…/ Zorganizować także wariant zeskoku poza placówką z dala od ludzi. Należy lepiej ukryć spadochrony i nie wolno wyrzucać bagażu poza placówką. Z tych powodów były rozesłane za skoczkami listy gończe i zaostrzona czujność władz. /…/ Podczas podróży duże zabłocenie zwraca uwagę” (cyt. za M. Kołodziejczyk: 316 ptaszków, „Pomocnik Historyczny”, „Polityka” 2006 nr 7).

Wkrótce powolne i nieprzystosowane do dalekich lotów bombowce „Witley” zastąpiły „Halifaxy”, a później amerykańskie „Liberatory”. Początkowo Cichociemnych zrzucano z samolotów, sterowanych przez angielskie załogi, ale w 1942 roku wymienione je na załogi polskie. O tym, czy danej nocy nastąpi zrzut, struktury Polskiego Państwa Podziemnego były powiadamiane drogą radiową; hasłem były piosenki ludowe, nadawane na zakończenie polskiej audycji radia BBC.

Po wylądowaniu skoczkowie byli oddawani pod opiekę „ciotek”, czyli kobiet, które ułatwiały im aklimatyzację w okupowanym kraju i poznawały z realiami dnia codziennego. Ze względów konspiracyjnych Cichociemnym nie było wolno kontaktować się ani z rodziną, ani ze znajomymi. Dopiero po okresie aklimatyzacji mogli oni przystępować do realizacji przewidzianych dla nich przez Komendę Armii Krajowej zadań.

Wkład Cichociemnych w walkę o niepodległość Polski był ogromny, ale stale jeszcze czeka na pełne opracowanie. Spośród bohaterskich skoczków wymienić należy choćby niektórych. I tak Cichociemnymi byli: gen. bryg. Leopold Okulicki „Niedźwiadek” – ostatni dowódca Armii Krajowej; ppłk Henryk Krajewski „Wicher” – dowódca akcji „Wieniec” (równoczesne wysadzenie 6-ciu linii kolejowych wokół Warszawy); por. Franciszek Pukacki „Gzyms”, działający na zapleczu frontu wschodniego, który na lotnisku w Charkowie zniszczył 5 niemieckich samolotów myśliwskich, a potem dowodził 27.

Wołyńską Dywizją Armii Krajowej; kpt. Stanisław Jankowski „Agaton” – kierownik Wydziału Legalizacji Komendy Głównej AK (pracownie tego wydziału fałszowały i podrabiały dokumenty, którymi posługiwali się pracownicy polskiego wywiadu); kpt. Adam Borys „Pług” – dowódca legendarnego Batalionu „Parasol”, organizator 15 akcji przeciw funkcjonariuszom gestapo, w tym likwidacji szefa gestapo w Warszawie gen. Franza Kutschery; por. Józef Czuma „Skryty” – dowódca oddziału dywersji, z którym wysadził wspominanych już wyżej 6 pociągów pod Warszawą; kpt. Bolesław Kontrym „Żmudzin” – szef Korpusu Dywersji (Kedywu) Okręgu Brześć, którego patrole zlikwidowały 26 konfidentów i agentów gestapo; gen. Elżbieta Zawacka „ZO” – kurierka i emisariuszka; por. Stefan Ignaszak „Drozd” – oficer wywiadu w ekspozyturze „Lombard” (wywiad na Niemcy), któremu podlegała siatka wywiadowcza, która wykryła i ustaliła lokalizację wyrzutni V-1 i V-2 w Peenemunde i które później lotnictwo alianckie zniszczyło; por. Stefan Jasieński „Urban” – z polecenia Komendy Głównej AK prowadził wywiad na obóz Auschwitz z zadaniem nawiązania kontaktu z konspiracją obozową; mjr Aleksander Stpiczyński „Klara”, „Wilski” – słynny kurier komórki „666”, której zadaniem była organizacja szybkiego przerzutu kurierów z meldunkami i materiałami wywiadowczymi z Komendy Głównej AK do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie.

Cichociemnym byli również legendarny „kurier z Warszawy” Jan Nowak-Jeziorański i sławny polski partyzant, szef Kedywu Okręgu Kielecko-Radomskiego por. Jan Piwnik „Ponury”.

Historia Cichociemnych, elitarnej grupy żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych w czasie II wojny światowej to także chlubna karta współpracy polsko-brytyjskiej, a później polsko-alianckiej. To właśnie brytyjski rząd finansował ich szkolenie, ekwipunek i loty do Polski. Od 14 lutego 1941 roku do 28 grudnia 1944 roku lotnictwo alianckie zrealizowało 483 operacje lotnicze do Polski, w których straciło 68 samolotów wraz z załogami.

Oprócz Cichociemnych i kurierów w specjalnych pojemnikach zrzucono 630 ton sprzętu bojowego (broń, amunicja, materiały wybuchowe, lekarstwa, radiostacje), 40 869 800 „młynarek” – pieniędzy okupacyjnych w paczkach ze spadochronem. Walutę i dewizy Cichociemni przewozili na sobie, w specjalnych pasach.

Dla aliantów szczególnie cenne były wyniki pracy zrzuconych 37 oficerów wywiadu i 50 oficerów łączności. Wyszkoleni w szkockim Glasgow w Szkole Oficerów Wywiadu, działającej pod kryptonimem „Wyższy Kurs Administracji Wojskowej”, której dowódcą był płk Stefan Mayer, przedwojenny szef wywiadu II Oddziału Sztabu Głównego w Polsce, stali się organizatorami i inspektorami sieci wywiadu, obejmującej całą okupowaną Polskę.

Wyniki ich pracy zyskały olbrzymie uznanie aliantów, szczególnie jeśli chodziło o rozpoznanie przemieszczania się jednostek niemieckich, lokalizację obiektów przemysłowych, produkujących sprzęt wojskowy, ustalanie celów dla lotnictwa alianckiego, obserwacje ruchu okrętów w portach czy wykradanie wynalazków wojskowych, np. części pocisków rakietowych V-1 i V-2.

Służba Cichociemnych była niezwykle niebezpieczna, stąd wysokie straty w ich szeregach – z 316 zginęło 113. W trakcie lotu lub podczas skoku zginęło 9 żołnierzy, w walce 94 (z czego 35 w więzieniach i obozach koncentracyjnych, a 10 zażyło truciznę przed aresztowaniem przez gestapo). Aż 91 Cichociemnych walczyło w powstaniu warszawskim –zginęło 18. Sądy PRL skazały na śmierć 9, wyroki wykonano.

Cichociemni byli wojskiem szczególnym; nie mieli ani sztandaru, ani mundurów, mieli natomiast swój znak – gotowego do ataku spadającego orła – ustanowiony rozkazem Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego 20 czerwca 1941 roku. Na odwrocie tegoż znaku był napis „Tobie Ojczyzno”, który wkrótce stał się hasłem całej Armii Krajowej.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 11/2009